Ja taksama naradziŭsia tut
Znoŭku ź cikavaściu paŭziraŭsia ŭ naš horad-hieroj. Piŭa ŭ svaim błohu Siarhiej Astraŭcoŭ.
Jedzieš sa stalicy z pačkam novych knižak, u adnoj tvajo apaviadańnie i paznačana: naradziŭsia ŭ Miensku. Niby biazmoŭnaje pytańnie: čaho ž pamianiaŭ na inšy, mienšy horad, navošta, ci nie škaduje? At, nie lublu natoŭpu…
Miesiac tamu viartańnie z načnoha aeraportu ŭ biaźludnuju ŭžo stalicu. Aśvietlenyja biłbordy ŭzdoŭž darohi: našyja samazvały samyja vialikija, našyja traktary samyja sielskahaspadarčyja, našyja samyja ciažkija, samyja mahutnyja, samyja ćviordyja, samyja nieprabivalnyja.
Praŭda, i čałaviečy momant prysutničaje: zadavolenyja žančyny niby sa stalinskich plakataŭ raschvalvajuć kaŭbasy, viandliny, bochany. Moža j pravilna? Kab nijakich zavedzhanych pryhažuń z čužym šampuniem, myłam, parfumaj, pralnymi paraškami, pančochami, padpaskami. Tut usio salidna, padarožny zamiežnik, tut kraina ciažkaha mašynabudavańnia, metalurhii, naftapierapracoŭki, kraina vialikaj chimii i charčovaj biaśpieki.
Mižvoli ŭzhadalisia kaliści pračytanyja ŭspaminy dački Stalina: baćka byŭ upeŭnieny, što hihanckija ličby vypłaŭki čyhunu i stali, zdabyčy vuhalu mohuć aščaślivić ludziej… Praŭda, treba skazać, zichacieńnie ahnioŭ na pavierchni hmacha biblijateki, jaje vidarys, Pieršadrukar sapraŭdy robiać uražańnie.
Ciapier na Horadniu aŭtobusy adjaždžajuć z “Maskoŭskaha”, i heta cikaviej vizualna: prajechać pa praspektu, zbočyć na kalcavuju. Kiroŭca pa-raniejšamu nazyvaje jaho — “Skaryny”. Ale voś da adjezdu jašče čas i ty ŭpieršyniu pierachodziš darohu ŭ napramku, jak tam kpliva nazyvajuć jaje — “čupa-čupsam”? Dahetul uražańni tvaje byli televizyjnyja, dy z vakna aŭtobusa.
A kali budoŭla hetaja tolki raspačynałasia, napisałasia ŭ ciabie ese pra toje, “Jak biełarusy piśmieńnikaŭ lubiać”. Finał taki: “Za savieckija časy narod nasłuchaŭsia, načytaŭsia i bolej ciapier hladzić “Bahatyja taksama płačuć”. Ale knižak mieniej nie stanovicca. I baćka biełaruskaha narodu zahadaŭ budavać knihaschovišča. Skazaŭšy, što heta budzie nie jakaja-niebudź “karobačka z ruchladździu”, a sapraŭdny knižny chram. I zahadaŭ, kab zdavali ŭsie hrošy. I musiŭ narod padnačalvacca. I pieršymi adrapartavali pamiežnyja vojski, mytniki, dy inšyja dziaržaŭnyja ludzi. A ŭ prostaha ludu pačali vyličvać z zarobku.
I pryjšli budaŭniki, kab raskidać chacinu, jakaja zajmała miesca budučaj hihanckaj biblijateki. I ździvilisia nievymierna, bo ŭ chacinie narodu było prapisana — jak tych prusakoŭ abo tamoŭ u knižnaj šafie. I ŭsie jany atrymali biaspłatnyja kvatery. I pačali kapać, i adkapali skryni, i byli tamaka harmatnyja snarady. I źniščyli ich. I tyja, jakija ŭ chacinie mieli prapisku, ad nievymiernaj udziačnaści skinulisia na biblijateku i paklalisia stać samymi pieršymi jaje naviednikami i samymi lepšymi čytačami, i nikoli nie hladzieć bolej “Bahatyja taksama płačuć”. I sabralisia jany za ahulnym stałom i vypili za heta mocna. I niechta ŭzahadaŭ pryzabyty vieršyk: Piatruś Broŭka...”
Što zaraz zastajecca dadać da hetaha? Fajna, što ŭbačyŭ zblizku park, pierajšoŭ pa moście cieraz vadu, ubačyŭ zblizku Skarynu i samu biblijateku, i tabie ŭsio spadabałasia. A kolki ŭ hmachu nasamreč knižak na biełaruskaj movie — heta ŭžo inšaja historyja.