BIEŁ Ł RUS

1984: prysmak haradzienskaj kavy

14.12.2007 / 13:59

Siarhiej Astraviec

Na Dzień Usich Śviatych ja pačaŭ pracavać u abłasnoj hazecie, piša na svaim błohu Siarhiej Astraviec.

Tak, heta było mienavita ŭvosień 1984‑ha. Nazva ramanu nam była viadomaja, sam jon taksama trapiŭ u našyja ruki potym dosyć chutka, nichto nia moh čakać. Pierakłali i vydali… Što da kavy, nie było zamkavaj kaviarni dzieś u lochach, pra jakija pisaŭ u svaim ramanie Karatkievič, nie było na skryžavańni, dzie pažarnaja vieža, što nahadvaje minaret. Usio było banalna‑rastvaralna.

Ale vierniemsia ŭ hazetu. Redaktar daŭ mnie «volnu renku» (atrymałasia krychu na trasiancy): napišy što chočaš, a jon tady vyrašyć — brać ciabie ci nie. Redakcyja była pobač z čyhunkaj, pa jakoj samotna chadziŭ na zachad karotki biełastocki ciahničok. Moj budučy pakoj byŭ vuzkim, pałovu zajmaŭ načalnik razam sa svaim sabakievickim stałom na kałodkach. Ciapier u susiednim vaknie — vuličny bankamat, čarha.

Ja viarnuŭsia tady ŭ Lidu da baćkoŭ i napisaŭ dva teksty. Adzin čamuści pra tvorčaść Bykava, jakoha čytaŭ studentam, ale nia tak šmat. Zrešty, uspaminajecca, što pieršym razam daviedaŭsia pra jaho jašče ŭ prybałtyjskaj škole: nastaŭnica litaratury Iraida Lenkiaviečenie lubiła, kab my dapamahali joj čytać uhołas, nakolki pamiataju, «Sotnikava» z časopisa. Napeŭna jašče mianie padšturchnuła toje, što ŭ redakcyi niekalki hadoŭ tamu pracavaŭ sam Vasil Bykaŭ. Ale tym bolš avanturna zdavałasia pisać pra tyja tvory, jakija tut viedali lepiej za mianie.

Zrešty, ja pačaŭ zajmacca, skažam, mienavita litaraturnaj krytykaj — da pryjezdu ŭ Horadniu, drukavaŭsia ŭ «LiMie» studentam. Ale svajo pisać cikaviej, kažu ja vam, daŭno padzialaju tvory na tyja, što mnie padabajucca i jakija nie padabajucca, dy nie naviazvaju nikomu svaich acenak, svajho kiepskaha nastroju, drennaha charaktaru, hałaŭnoha bolu, svajoj žoŭci.

Druhi tekst byŭ pra lidzkaha čałavieka, u apošniuju vajnu — francuskaha maki — navat u stałym vieku pahladnaha, vysokaha. Sam jon byŭ z Rasiei, uciok z pałonu, partyzaniŭ chiba na poŭnačy Francyi. Uspaminajecca ciapier Verkor… Jak trapiŭ u Lidu, nia pamiataju, ale čałaviek byŭ znachodkaj dla žurnalista. Jaho mnie paraiła maja mama, jana pracavała ŭ muzei i viedała takich cikavych ludziej.

Redaktar pačytaŭ maje teksty i skazaŭ dazvolna: paniaćcie maješ. Pryblizna tak, zdajecca. Sam jon, zrešty, što da žurnalistyki, zorak ź nieba nie chapaŭ. U jaho była inšaja rola. Ale ja da ŭsich ludziej, što spryjali mnie, zachoŭvaju ŭdziačnaść, navat kali jany časam mohuć nie lubić mianie za maje «Pahoniu», «Svabodu» ci «Našu Nivu». Chacia ja mahu j pamylacca. Niaŭdziačnaść u takich spravach — heta śvinstva, kažu ja vam. Drennaje ŭražańnie robiać tyja, chto schapiŭ raptam Boha za baradu…

Čytajcie taksama:

Kamientary da artykuła