Łasunki 80-ch: zabytyja smaki
«28 kopiejek — tot samyj vkus!»— rekłama maroziva čarhovy raz abiacaje mnie dziciačaje ščaście, jaskravaje, jak tady. Ale ja nasupierak abiacankam pačuvajusia zusim nie radasnym dziciom, što kapiejek z baćkavaj kišeni natresła i lacić u kramu pa ŭlubiony łasunak. Chutčej, ciotkaj, ašukanaj machlarami na kirmašy: smak ta mo i toj samy, a vaha mienšaja i kaštuje ŭtraja daražej!
Sasiski
Sa śvietłymi zhadkami miasnych smakavych simvałaŭ savieckaha času — jašče horš. Nazvy — kaŭbasa «Doktarskaja HOST», sasiski «Małočnyja» śvietłaha sumu nie vyklikajuć. Ja nie pamiataju ich smak. Jany dla mianie na toj čas byli łasunkami, jakija paspytać daviałosia ŭsiaho niekalki razoŭ za žyćcio ŭ sadku i škole i, musić, ci nie adnojčy doma. U kramie takoha ŭ volnym prodažy nie było, choć miasakambinat napoŭnicu pracavaŭ. U našym domie tady žyło bahata namienkłaturnych supracoŭnikaŭ i inšych adkaznych tavaryšaŭ, za što dom mieŭ, aproč raspaŭsiudžanych — «Kitajskaja ściana», «Maskoŭskija varoty», — jašče i vybitnuju mianušku «Dvaranskaje hniazdo». Adnojčy jechali ŭ lifcie ź ciotačkaj, a ŭ toj — poŭnaja torba sasisak. My ź siastroj davaj baćku prasić:
— Kupi i nam takich sasisak!
— Dzietki, jany ž nie pradajucca.
— A dzie ž tady ciocia ŭziała?
— Ukrała! — adkazaŭ baćka, jon zaŭždy nazyvaŭ rečy svaimi imionami.
Ciociu až pierasmyknuła. Varyjanty — dastała, vyniesła, — pa sutnaści, tym samym kradziažom i byli. A baćka pajechaŭ u Maskvu na ciahniku i nakupiŭ poŭnyja sumki mandarynaŭ, «Fanty», sasisak, «Doktarskaj» i niejkaj dzivosnaj kaŭbasy z kitovaha miasa, jakoj bolš nikoli pakaštavać nie daviałosia.
Tata ź siabram užo paśla adznačali ŭdałyja zakupy. Zdajecca, dasiul čuju ichniuju hamanu za stałom: «A jana mnie: «Miašočniki, panajechali!» A ja joj: «A ty, dzievačka, dumaješ — chleb na Krasnaj płoščy raście? Boha za baradu ŭziała, raz u Maskvie žyvieš?»
Pamiataju, ja tady zrabiła niečakanaje dla siabie adkryćcio — sasiski byvajuć nie tolki ciopłyja, varanyja, ale i chałodnyja syryja, i jany značna smačniejšyja. Pamiataju taksama dziciačuju ejfaryju ad mahčymaści jeści ich kolki chočaš! Radaść, uspamin pra jakuju vyklikaje, aproč udziačnaści baćku, abureńnie. Niešta nie chočacca paŭtoru taho samaha ščaścia i « taho samaha smaku», chaj dzieci ciešacca inšymi rečami.
Tak što z aficyjna ŭchvalnymi simvałami nastalhii niejak nie zadałosia. A voś tuha pa tych amal źnikłych z žyćcia łasunkach, što dazvalajuć adčuvać napoŭnicu strakataść navakolla, dazvalajuć hladzieć na śviet dziciačymi vačyma. Prysmakach, što hod ad hodu sapraŭdy zastajucca tymi samymi, dastupnymi biez usialakich pryvilejaŭ.
Fota Dzianisa Ramaniuka
Biarozavik
Nie, nie toj, sa skarbonki ŭ zialony liścik, što ŭ «Trojcy» na skidkach. Nie padsałodžany, z apielsinam, ciapierašnim śvietam zakatany ŭ dvaccać trochlitrovych słoikaŭ uzornymi dla ŭsich haspadyniami.
Ź biarozaviku dla mianie kaliści pačynałasia viasna, im ža i skančałasia.
Na popłaŭčyku ŭ kancy aharodu štohod dziadula padpuskaŭ śpiarša klon, a paśla — biarozu. Saładkavaty biarozavik bruiŭsia pa draŭlanym łatku ŭ viadro. U chaładnavataje nadvorje sok ledźvie krapaŭ ci supyniaŭsia, unočy padmarožvała — dreva padmiarzała, u viadry płavali kołkija chałodnyja ldzinki. A kali była pahoda — strumieniŭsia maleńkim raŭčukom. Nachilišsia papić, stanieš kalenam na łuhavinu — i adrazu mokraja plama na sparciŭkach. Ale ž chiba na viasnovych kanikułach mokryja nahavicy — hora? Kali, napiŭšysia biarozaviku, možna kidać kamieńčyki ŭ kopanku, zasłanuju letašnim čornym liściem, vadzić dubcom pa vadzie, słuchać, jak źviniać žaŭruki ŭ niabiesnym błakicie. Kali soniejka pa popłavie skača zajčykami, vializnyja čystyja łužyny z vyžarynami čarhujucca, a pa ŭsim łuzie ćvicie kuraślep!
Biarozavik źbirali ŭ bočku i bak, stavili ŭ varyŭniu, kładoŭku.
Jon padkisaŭ, rabiŭsia kvasam. Na pačatku traŭnia, jak sadzili bulbu, a jabłyńki ŭ sadzie nahadvali vializnyja bukiety, biarozavik akazvaŭsia vielmi darečy. Ranicaj na pole ŭsia hamankaja čarada svajakoŭ dy susiedziaŭ idzie ŭ humovikach, ale apoŭdni ralla nahrajecca, choć basanož biažy, a žoŭtaja štapielnaja chustka zvalvajecca na plečy. Araty i toj, chto kania vadziŭ i nasienku ŭ kašy nasypaŭ, i tyja, što hnoj uhrabali, ci za babu byli — usie zamarylisia, adpačyć na razoru prysieli. Tady biažyš u chaładnavatuju kamoru, nalivaješ trochlitrovy słoik padkisłaha, aśviažalnaha biarozaviku. Jaho hajučy smak natalaje smahu i dadaje mocy. I ŭžo potym, kali iduć pić maharyč za stoł, pryhatavany z usiaho najlepšaha, što tolki jość u chacie, biarozavik taksama tam. Im častujucca i małyja, i staryja. Jon honić preč stomu, cudoŭna dapaŭniajučy smak samahonu dvaccacihadovaj vytrymki, vendžanych palandvic dy pierja cybuli, u sol pamačanaha. Vyjdzieš na hanak, ad biasiednaj hamany adpačyć — sałaŭiny śpieŭ čutny, i tabie zdajecca, što to nie sałoŭka ŭ śliŭniaku piaje — a duša tvaja.
Z nadychodam letniaj haračyni biarozavik rabiŭsia sapraŭdnym kisłoćciem, ažno skivicy zvodziła — ź pitva pieratvaraŭsia ŭ ježu. «Nu što na abied — kašu zabielim ci chaładničku?»— jašče zranku pytała babula. Čaściej za siečku i makarony, zalityja chałodnym małakom, abirali chaładničok. U kisły biarozavik kryšyli zielaninu, varanyja jajki, hurok, kali byŭ, dadavali śmiatany. I chaładnik razam z pryčynienymi akanicami ratavaŭ ad letniaj śpiakoty.
Jabłyki
Badaj, nivodnaja sadavina nie mahła pachvalicca hetkaj kolkaściu hatunkaŭ i smakaŭ. Choć staradaŭnija hatunki śliŭ i hruš taksama byli kožny pa-svojmu smačnyja, a słovy «cukroŭki», «vienhierki», «čarnaśliŭ», «skaraśpiełki» dla mianie jak pieśnia hučać. Ale da raznastajnaści i paŭsiudnaj prysutnaści jabłyčnaha smaku ŭ žyćci astatniaj sadavinie ŭsio ž daloka.
Jabłyki — heta bieły naliŭ. Pieršyja zielenavatyja kisłyja padanki ŭžo ŭ lipieni ŭščent źbivali jačmień pad jabłyniaju, paśla rabilisia biełymi duchmianymi,a kali pabić jaho ab płot jašče bolš sakavitymi, a ŭ siaredzinie žniŭnia — sopkimi, naliŭnymi — pahladziš — ledź nie naskroź śviecicca — siemki bačnyja.
Jabłyki — heta štryfiel, bujny i čyrvanaboki — choć na vystavu, drobnieńkija piepinki dalikatnaha, vytančanaha kisła-sałodkaha smaku, barvovyja cyhanki — uvosień nie ŭhryźci, visiać u varyŭni ŭ kašy padviešanyja ŭsiu zimu, a napradvieśni choć užo pachnuć ziamloj i varyŭnioju bolš, jak sadavinoj, ale nie psujucca.
Rannija žaŭtlavyja, z vyhladu niesamavityja, a na smak — saładziejšyja za miod jabłyčki z-pad staroj razłapistaj jabłyni, pra katoruju babula niekali z honaram kazała: «Moj baćka sadziŭ!» Pačuła ŭčora pra sučasny hatunak jabłyni — rastuć u rost čałavieka i tolki piać hadoŭ rodzić — sumna zrabiłasia.
Dzied dahladaŭ sad, pryščeplivaŭ jabłyńki, padpiraŭ holle i havaryŭ pra drevy z takoj piaščotaj, by pra dziaciej rodnych. Adnak byvała: u čužym sadzie duchmianych antonavak bolej, kramianyja pucimki bujniejšyja, a chočacca bolej soku na «Žuravincy» nacisnuć, abo niedzie pa susiedstvie śpiejuć takija jabłyki, jakich u nas niama.
Sady pakinutych siadzib u vymirajučych vioskach! Uradžaj naležyć tamu, chto pieršy ahledzić. Z-za torby jabłyk naščadki pamierłych haspadaroŭ za paŭtary sotni kiłamietraŭ naŭrad ci pajeduć, a kali b i pryjechali, dyk chapiła b i im — jabłyki mostam lažali. Dyj, pabačyŭšy, što chata na miescy staić nierabavanaja — nichto toj źniesienaj sadaviny nie šukaŭ. Łazili pa kinutych sadach ŭpotajki — chutčej z pryčyny padletkavaj prahi da pryhodaŭ abo kab jašče niechta nie ahledzieŭ i ŭśled za taboj z kašom nie prypiersia. Zdarałasia, darosłyja, kab samim paśla sabrać uradžaj mahli kaniečnie, paŭščuvać čužych unukaŭ, ale arhumient — «Heta našaja radnia, jany nam napisali…» — abiazzbrojvaŭ hetkich chitrych praviednikaŭ kančatkova. Najčaściej ža haspadary sami prasili napramiły boh sabrać padanki tych, chto mieŭ u ich patrebu. Pachod pa jabłyki ździčełaha sadu u darosłym uzroście nahadvaŭ palavańnie. Treba było, pradraŭšysia praz łoŭž i płantacyi dziadoŭniku, apiaredzić usich achvočych. Niejak vosieńniu, užo majučy małuju dačku, vybrałasia ja ŭ taki sad, dzie i chaty ŭžo nie było, pa sakavityja pucimki. Padanak na ziamli akazałasia mała — ja ŭźlezła na dreva i pačała jaho treści. Pačuŭšy, što niechta kałocić jabłyni pobač, z susiedniaj chaty vysunuŭsia adnaviaskoviec i z chodu pačaŭ svarycca. Ale, pabačyŭšy mianie, nadta ździviŭsia: « A, heta vy? A ja ž dumaŭ, jakija błatnyja chłopcy z Harochaŭki!» — prabačyŭsia i pajšoŭ dachaty. Niespakoj staroha mieŭ padstavy: unadziŭšysia ŭ sad, čužyja padletki mahli i pa chatach łazić, ciahnučy ŭsio što daspadoby. Ja tady prypierła jabłykaŭ zaplečnik i vazok — i heta była maja zdabyča! Pa darozie sustrełasia žvavaja susiedka hadoŭ pad vosiemdziesiat, z taje kahorty, što svajho nidzie nie ŭpuścić. Jaje ŭziała zajzdraść: «Pabiahu ž i ja!» Ja nie stała zaraniej rasčaroŭvać, tolki ciotcy z kašom uśled pahladzieła, — šancaŭ niama — na dreva jana nie zalezie!
Fota Dzianisa Ramaniuka
Jabłyki — heta antonaŭki, kaštoŭnyja smakam i niepaŭtornym vodaram. Mienavita ich zamočvali ŭ dziežkach i bočkach, papiarednie sałomy padkłaŭšy. Kali razam z antonaŭkami traplalisia inšyja jabłyki — roźnica adrazu adčuvałasia — jany nie mieli taho smaku, byli miakkija i raźlezłyja, jak mialle. Antonaŭki — inšaja sprava: zimoju ŭsadziš ruku ŭ bočku, jana ščypić, až zachodzicca ad choładnaha kisłaha rasołu, dastanieš kolki močanych antonavak. Kramianyja, žoŭcieńkija, smak rezki — až vočy na łob. Parežaš łustačkaj — chočaš tak pad harełačku ješ, chočaš cukram pasyp — dzieciam łasunak budzie!
Jabłyki — heta jašče i suški. Suški — bo sušanyja, na soncy i ŭ piečy. Kisłyja — śviatlejšyja, sałodkija — ciamniejšyja. Možna ŭzvar ź ich hatavać, možna — jak tyja siemki ŭzimku suchimi jeści. Ślivy i hrušy sušyli radziej — bolš drovaŭ spališ, na soncy jany naohuł nie vysachnuć. Sušak zaŭždy było šmat, imi navat jajki ŭkručanyja papiarednie ŭ papieru pierasypali, kab nie pabilisia ŭ sumcy, pakul daviazieš.
Kisiel u brykietach i smarodziny
Paŭfabrykaty hetaha kisialu i siońnia možna adšukać u kramie. Siońnia ź jaho pa-raniejšamu varać kisiel u stałoŭkach, ale vykarystoŭvać jaho nie pa pryznačeńni nikomu nie prychodzić u hałavu. A niekali ŭ kožnaj chacie pa dziasiatku pačak lažała.
Kolišniaje staŭleńnie čałavieka da hetaha praduktu śviedčyć pra jaho bijałahičny ŭzrost lepš za pašpart. Kali hadoŭ dvaccać piać — tryccać tamu jon byŭ dla vas łasunkam, značyć, vy siaredniaha vieku. Kali syravinaj dla brahi — vy ŭžo nie pieršy hod jak piensijanier!
Pierad vačyma — jaskravy ŭspamin, peŭna takoje bačyŭ kožny, chto prajazdžaŭ praź viosku ciopłym letnim adviačorkam. Haračynia ŭžo spała, pa vulicy iduć karovy z pašy, abcirajučy svaje najetyja boki ab pylny bez. Pył załocicca ŭ viečarovych promniach sonca. Na łaŭcy siadziać staryja, a pobač staić małoje dzicia ŭ adnych majtkach, z hałavy da noh spres vykačanaje ŭ vuličnym piasku, takoje murzataje, što zdajecca, z samaha naradžeńnia nie myŭ nichto. Adnoju rukoj jano trymajecca za maleńki trochkołavy rovar, a ŭ druhoj — pasprabuj adbiary — zacisnuła pačak kisialu i z asałodaju hryzie jaho.
Viadoma, nie ŭsie baćki i babuli ličyli padsałodžany suchi kruchmał karysnym łasunkam dla dziciaci. Ale zabaronienaje — zaŭždy samaje smačnaje! Niahledziačy na najaŭnaść kukuruznych pałačak, ćvierdavatych piernikaŭ i irysak ź viaskovaj kramy, kisielnyja paŭfabrykaty, nabytyja ź inšaju metaju i schavanyja ŭ dalnim kucie bufieta, byli žadanymi prysmakami.
Kisiel dziela zakuski dzieciam ci na biasiedu zvyčajna varyli sa smarodzinavaha vareńnia. Jon byŭ samym papularnym viaskovym desiertam. Raźlivali pa vialikich talerkach, nakryvali hazetaju, kab muchi nie ŭlacieli, a kali zastyvaŭ, dyk jaho možna było tolki łyžkami jeści. Husty, chałodny, sałodki.
Badaj, sa smarodzinaŭ vareńnie tolki i varyli. Smarodziny ŭ nas kaliś byli jak hurki ŭ Škłovie. Parečak ža čyrvonych i biełych było ŭsiaho jakija try kusty.U smarodnikach uletku abirali jahady pa dva tydni ŭsioj siamjoj. Jany byli vydatnym haścincam dla haradskoj radni, u horadzie pamahali z chodu vyrašyć luboje pytańnie: ad lačeńnia zuboŭ u paliklinicy da vypisvańnia torfu na zimu. Smarodziny taksama peŭny čas byli dadatkovaj krynicaj zarobku. Raniej košykami vazili ŭ Babrujsk na prodaž: «Usio pradała, a hetuju nie biare nichto! Žydy chodziać, nasami kruciać — drobnaja. Dyk ja kažu — to ž lasnaja! Jak bačyš — pradała». Paźniej zdavali pierakupščykam na miescy. «Abiraj smarodziny — zdasi, usie hrošy tvaje buduć», — adnojčy paabiacała babula. Mnie było hadoŭ dzieviać-dziesiać, ja naabirała viadro i zarabiła pieršyja ŭ svaim žyćci try rubli. Z taje pary smarodziny dla mianie — uspamin, što łaščyć smak i kišeniu.
Ślivavy klej
Fota Dzianisa Ramaniuka
Kali b u mianie zapytali pra koler majho dziacinstva, dyk ja adkazała, što jano, mabyć, hetkaje jak viasiołka nad łuham. A kali b pra smak — dyk na smak majo dziacinstva dakładna było nie takim sucelna śviatočnym, jak rekłama maroziva «28 kapiejek», i nie takim spres saładžavym, jak kolišni ziefir z hłušanskaje kramy, čamuści zaŭždy čerstvy — choć ćviki zabivaj. Što zrobiš: uražańni i ŭspaminy ad najlepšaj pary nie zaŭždy sałodkija — u mianie dobraja pamiać! Dy i ci idzie na karyść zašmat cukru?
Dziacinstva majo, chutčej, mieła smak smały višniovaj ci ślivovaj, abo kleju, jak my jaho tady klikali. Łahodny saładkavata-viazki smak ź ledź ułoŭnym harkavym adcieńniem i sadavinnym vodaram. Łasunak, jaki byvaje roznym: ciomna-barvovym, čyrvonym, žaŭtlavym, miakkim, jak vosk, abo zastyłym, jak paleny cukar — heta ŭžo jak paščaścić. A ŭ rocie, jak pažuješ, usio adno raspadajecca na krupiny! Ekałahična čystaja žujka — nibyta i ježaj nie nazavieš — spažyvy ź jaho niama, ale i škody taksama. Jaho nie kupiš nidzie, nie zhatuješ, nie paprosiš u darosłych, a možna tolki znajści i zdabyć — na karavym tonkim ślivavym kamli ci ŭskaraskaŭšysia na toŭstuju halinu staroj višni. Navat zaraz, idučy paŭz śliŭniak, pilna pryhladajusia da hetych kołkich volnych drevaŭ. I nikoli nie lanujusia ruku praciahnuć ci padskočyć — voś jon ślivavy klej — burštynam śviecicca na soniejku. Azirajučysia na pražytaje i pieražytaje, śviedču — nasamreč toj samy smak!