«Litvinku boži?!. Tiu, litvinku, ti ž čortiv!»
«Aha, chaj i čortiv, abi nie tvoj!»
3 ukrainskaha falkłoru
Sonca nad Jaryłavaj haroj uzychodziła viasiołaje – zusim nie pa nastroi Cita. Ale što zrobiš z soncam? 3 Jaryłam? Tut z samim saboj nie zrobiš ničoha, a nie toje što z boham…
Apošnimi hadami Jaryła nie ŭźlubiŭ za niešta Nalšu. Voś i ŭ hetym hodzie jašče napačatku leta spaliŭ zbažynu. Čamu jon biadu nasłaŭ, na kaho, na što zazłavaŭ? – pra toje navat vajdełot Tur i viarchoŭny viaščun Kryva-Kryvejta, jaki pryjechaŭ u Kreva, kab prynieści achviary Jaryłu, nie daznalisia. Uvieś červień stajała hetkaja śpioka, što, zdavałasia, płavilisia kamiani, i siamju Cita, da jakoj chutka pavinien byŭ dadacca jašče adzin rot, zimoj čakaŭ hoład. Dyj nie tolki siamji Cita, a ŭsiamu Krevu, usioj Nalšy, na ziamli jakoj i biez soniečnych pažaraŭ było ledźvie prakarmicca, vypadała hetym hodam haładavać.
– Davajcie mnie łapacinu, – skazaŭ Cit synam, jak tolki paśniedali. I pakłaŭ kala pustoj misy, vycieršy chlebam, łyžku. – Miłava chutka narodzić, do mnie ŭžo…
Syny jahonyja, starejšy Vit, siaredni Dan, muž Miłavy, ad jakoj nie siońnia-zaŭtra pavinien byŭ źjavicca ŭ Cita ŭnuk, i małodšy Jur dajeli svajo, taksama vycierli chlebam i pakłali na stoł łyžki.
– Siońnia?.. Ci zaŭtra? – spytaŭ Vit pa pravu starejšaha. I kali baćka, pramaŭčaŭšy na pieršaje pytańnie, na druhoje kiŭnuŭ, Vit padniaŭsia z-za stała. – Zaŭtra dyk zaŭtra.
Za im padnialisia Dan ź Juram. Havaryć bolej nie było pra što. Vola baćki – heta vola baćki. Jak skazaŭ, hetak musić być.
3 sivoj daŭniny vioŭsia ŭ Nalšanskaj ziamli zvyčaj: kali haspadar, sastareŭšy, źniemahaŭ, nie moh ni nasiejać, ni pažać, ni zmałacić, a tolki źjeści, jon ci pierasialaŭsia z čyrvonaha, haspadarskaha kuta ŭ zapiečča, ci, kab nie być u siamji nachlebnikam, prasiŭ dać jamu łapacinu.
Bolšaść vybirała zapiečča. A łapacinu vybiraŭ toj, chto nie chacieŭ dažyvać žyćcio z myšami.
Zvyčaj patrabavaŭ, kab łapacina była albo z humna, dzie joj zbožža na taku viejali, albo z chaty, dzie na joj ciesta ŭ pieč stavili. Kab mieła dačynieńnie da chleba – i było zrazumieła: usio. Syta ci nie, ale najeŭsia. Źjeŭ čałaviek svajo.
Pad zachad sonca jon padymaŭsia z łapacinaj na Jaryłavu haru, dzieviać razoŭ abychodziŭ viaršyniu, uklenčvaŭ na kapiščy, maliŭsia Jaryłu, a ŭ chvilinu, kali sonca chavałasia za niebaschił, nachilaŭsia ŭśled za im, kładučy hałavu na achviarny kamień.
Łapacinu, jakuju prynios jon na plačach, braŭ jahony najmałodšy syn i biŭ pa patylicy. Zvyčaj patrabavaŭ, kab abaviazkova najmałodšy – hetak zamykaŭsia čarhovy kruh žyćcia. 3 apošnimi soniečnymi iskrami ćvirkała, pyrskała kroŭ, i žyćcio zachodziła, zakočvałasia za miažu ziamli i nieba razam z soncam…
Cit nie moh vybrać zapiečča.
– Što heta z baćkam? – spytaŭ Dan bratoŭ, źbirajučysia ŭ svaju budu ŭ Bahušoŭskim lesie, dzie jon draŭ biarostu, narychtoŭvaŭ smału, dziohać, vuhal. – Jamu ž nie čas, zdarovy jašče…
– Syn tvoj zdaraviejšy budzie, – kiŭnuŭ Vit na Miłavu, jakaja hreła na soncy pad ścianoj puni svoj vializny žyvot. – Nie siońnia-zaŭtra adnym rotam stanie bolej. Značyć, adnym rotam musić mieniej stać.
«Chto ž viedaŭ, što hoład…» – chacieŭ skazać Dan, ale Jur raniej skazaŭ: «Ty čaho jaho vinavaciš? Jon ža nie viedaŭ, što hoład. A kali b i viedaŭ, dyk što?..»
Na tym razmova miž bratami skončyłasia. Jur pajšoŭ na svoj pčalnik, a Vit, hlanuŭšy na kruhłyja hrudzi nad kruhłym žyvatom Miłavy, skazaŭ, ablizaŭšysia:
– A toje. Nie treba było hetuju smalanku da nas ciahnuć. Praź jaje ŭsie biedy. I voś pabačyš, Dan: jany jašče nie skončylisia. Kali nie tak, niachaj mnie ni ryby ŭ race, ni źviera ŭ lesie…
Jur u ich siamji pčalaryŭ, bortničaŭ, bo čym jašče, jak nie pčołami, adnarukamu zajmacca, a Vit palavaŭ dy rybačyŭ. Jon skłaŭ vysušanyja sieci, kab pastavić ich u Kreŭlancy na stronhu, zirnuŭ jašče raz na Miłavu i pajšoŭ da raki.
Pra toje, što było, Vit praŭdu skazaŭ. Ale pra toje, što budzie, baham viedać, a nie Vitu.
Biedy pačalisia paśla najezda na Smalenskaje kniastva, adkul viarnulisia nalšancy z bahatymi abozami, łupami, a Dan jašče j z pałaniankaj.
Jon nie viedaŭ, jak nasamreč jaje zvać, a jana nie kazała, dyk Dan sam nazvaŭ pałanianku Miłavaj. Viadoma, sapraŭdnaje imia jaje było inšaje, chryścijanskaje, smalanie nie trymalisia hetak za pahanskuju vieru i zvyčai prodkaŭ, jak nalšancy, ale jakaja roźnica, jak nazyvajecca hetkaje dziva…
Miłava była pryhožaja, jak Lala. Bahinia pryhažości. Vysokaja, hnutkaja, z vasilkovymi vačyma, biełaja-biełaja z čornymi, jak smol, vałasami. Dan kazaŭ, što znajšoŭ jaje ŭ pałacy kniazia, ale što jana tam rabiła, kim była, ad Miłavy było nie daznacca.
Smalanaŭ padčas apošniaha najezda Nalšy ŭžo abkłała daninaj Arda, tak što vychodziła, niby nalšancy ŭziali ŭ Smalensku nie svajo, ardynskaje. Tamu mieniej čym praz hod paskakała na Nałyšu šalonaje vojska chana Burundaja razam z družynaj vałynskaha kniazia Vasilki Ramanaviča. Nalšanski kniaź Daŭmont kinuŭsia pa dapamohu ŭ Navahradak da svajaka, vialikaha kniazia litoŭskaha Mindava, ale svajak nie dapamoh. Było ŭ jaho inšaje na mecie: dałučyć da Navahradka, da Litvy nalšanskuju ziamlu, asłablenuju nabieham Burundaja. A ŭ Kreva razam z kniaziem Vasilkam pryskakaŭ smalenski kniaź Hleb, i razam jany Kreva niščyli, palili, šukajučy pałanianku, pra jakuju kazali, što jana była niaviestaj smalenskaha kniazia, ale nie znajšli jaje, schavanuju Danam u budzie ŭ Bahušoŭskim lesie.
Kali Vasilka z Hlebam pakinuli abrabavanaje Kreva, kali Dan pryvioŭ Miłavu i kali ŭsie, chto zastaŭsia žyvy, zapatrabavali prynieści jaje ŭ achviaru Jaryłu, kab jon źlitavaŭsia nad Nalšaj, vajdełot Tur skazaŭ: «Nie. Jaryła daŭ mnie znak, što jamu patrebnaja inšaja achviara. Bolšaja, čym pałanianka. A jakaja – pakul znaku nie było». I ŭsie, pahladzieŭšy adzin na adnaho, pramaŭčali, nie viedajučy, što heta Cit šapnuŭ vajdełotu Turu: «Kali pieršaj achviaraj stanie smalanka, druhoj stanieš ty». A vajdełot Tur viedaŭ, jak i ŭsie viedali, što Cit, jaki kolki žyŭ na ziamli, stolki vajaryŭ, nazabivaŭšy ludziej bolš, čym ich zastałosia ŭ Krevie, słoŭ na viecier nie kidaje.
Byŭ toj znak, ci nie było taho znaku, ale pałanianku Miłavu nie achviaravali Jaryłu, a ŭ Navahradku niečakana pamierła vialikaja kniahinia Marta. Žonka vialikaha kniazia Mindava. Siastra kniahini Ahny, žonki kniazia Daŭmonta. Zdarovaja, tryccacihadovaja – i raptam…
Dziŭnaja śmierć. «Vialikaja kniahinia – vialikaja achviara, jakoj chacieŭ Jaryła!» – abviaściŭ vajdełot Tur, i ŭsie na niejki čas supakoilisia, aproč samoha Jaryły i vialikaha kniazia Mindava.
Niekali Marta zvałasia Viedaj i była žonkaj kniazia Višymunta, jakoha razam z bratami jahonymi Jerdziviłam i Sprudziejkam zabiŭ Mindaŭ, kab uziać Viedu – hetak jana jamu hlanułasia. I ŭziaŭ jon pahanku Viedu, jakuju achryścili ŭ Martu, i jana naradziła jamu dvuch synoŭ, Repika i Ruklu. Hulajučy ź imi pierad snom, Marta j pamierła.
Sama?.. Jakaja heta maci, maładaja i zdarovaja, pamirała, hulajučy ź dziećmi?.. A Mindaŭ šmat kamu pamierci dapamahaŭ, tak što samyja roznyja čutki chadzili…
Kali ź viestkaj ab śmierci Marty pryskakaŭ u Kreva haniec, i kniahinia Ahna zaźbirałasia ŭ Navahradak na pachavańnie siastry, viarchoŭny viaščun Kryva-Kryvejta paklikaŭ kniazia Daŭmonta na Pierunovu haru: «Sam nie jedź, kniaź, i nie puskaj žonku». – «Čamu?» – «Bo sam pajedzieš na śmierć, a žonka tvaja – na hvałt. Tak kažuć bahi – i hetak stajać zorki».
Sam Daŭmont nie pajechaŭ, nie nadta j chaciełasia jamu bačyć Mindava, a žonku svaju naravistuju na toje, kab nie jechała, nie ŭhavaryŭ. «Nie viedaju, – zapiarečyła Ahna, – što skazali bahi, ale viedaju, što pra mianie ludzi kazać buduć, kali ź siastroj nie raźvitajusia». I daŭ joj kniaź družynu ŭ tryccać čałaviek na čale z małodšym Citavym synam Juram, i vypraviŭ u Navahradak.

U Kreva viarnułasia tolki pałova družyny, pabitaja i pasiečanaja. Ahna nie viarnułasia. Jur, jaki zastaŭsia biez pravaj ruki, raspavioŭ takoje, u što navat Cit, dobra źviedaŭšy Mindava i ŭ hulbach, i ŭ siečach, nie adrazu pavieryŭ.
Na chaŭturach pa Marcie vialiki kniaź płakaŭ, žaliŭsia na los i na bahoŭ, jakija zabrali ŭ jaho žonku, a potym vycier ślozy i abviaściŭ, što pierad samaj śmierciu Marta vykazała apošniuju volu svaju: pabracca kniaziu ź jaje siastroj! I uziaŭ Mindaŭ sabie ŭ žonki Ahnu, žonku Daŭmonta. Hvałtam uziaŭ, jak niekali Martu, zabiŭšy jaje muža Višymunta. Dyk Marta ŭsio ž stała ŭdavoj, a tut – pry žyvym mužy.
Ci zvarjacieŭ vialiki kniaź, ci hetak jamu samotna pad skon žyćcia stała, što ŭžo j nie viedaŭ, jak paviesialicca, hadać pra toje moh chto zaŭhodna, ale nie Daŭmont. Jamu vypadała adno: baranić svoj honar. A značyć, adpomścić za abrazu. Źniščyć Mindava.
Adnamu nalšanskamu kniaziu było heta nie pa sile, jon pačaŭ šukać chaŭruśnikaŭ. I znajšoŭ litoŭskaha kniazia Trajnata. Jak Daŭmont maryŭ pra pomstu, hetak Trajnat, plamieńnik Mindava, maryŭ pra vielikakniaski pasad. Zmoviŭšysia, jany sabrali družyny nibyta dla taho, kab dapamahčy Mindavu zvajavać Branskaje kniastva, ale z paŭdarohi paviarnuli na Alkony. Tam, u vuści Suły, było sielišča vialikaha kniazia. Jany pryjšli ŭviečary, na noč stali ŭ lesie, a ranicaj napali…
U družynie Daŭmonta była ŭsia siamja Cita, aproč adnarukaha Jura. Sam Cit, Dan i Vit. Siekli tak, što žyvych nie pakinuli. Mindava zabiŭ sam Daŭmont, synoŭ vialikaha kniazia, Repika i Ruklu, Cit ź Vitam, a Dan zasiek Ahnu. Pakidali ich, na kavałki pasiečanych, u raku – i rušyli na Navahradak. U stalcy vialikaha kniazia Mindava ŭžo viedali pra jahonuju pahibiel, adčynili pierad Trajnatam i Daŭmontam haradskuju bramu.
Pomsta naradžaje tolki pomstu, bolš ničoha jana nie naradžaje.
Trajnat nie doŭha prabyŭ na vielikakniaskim pasadzie, jaho zadušyli słuhi Mindava. A Vojšałak, starejšy Mindavaŭ syn, sabraŭ vojska i napaŭ na Kreva, zmusiŭšy Daŭmonta źbiehčy ŭ Pskoŭ. Tam nalšaski kniaź achryściŭsia, ažaniŭsia, staŭ kniaziem Cimafiejem i pa skon žyćcia pomściŭ Litvie i Nalšy, nasyłajučy najezd za najezdam, nabieh za nabieham na ziamlu baćkoŭ.
– Baćka, ty nie zabyŭsia, što ŭ Jura niama pravaj ruki? – spytaŭ Dan, źbirajučysia ŭ les. – I jon nie laŭša. Dyk hladzi, kab nie vyjšła tak, jak niekali z Drahavitam… Pomniš?
Heta ŭsie ŭ Krevie pomnili. Małodšy syn Drahavita byŭ kvoły, słaby ŭ rukach. Drahavit loh pad łapacinu i žyvy zastaŭsia. Tolki skalečany. Nie ruchaŭsia dva hady, pakul pamior.
Takoj doli nikomu nie pažadaješ. Ale Jur choć i z adnoj rukoj – nie kožny zdužaje jaho dźviuma.
– Jur choć i z adnoj rukoj, ale…
Dan, nie dasłuchaŭšy, zajšoŭ u stajniu, vyvieŭ žemajckaha žarabca, jakoha taksama pryhnaŭ u abozie sa Smalensku.
– Ale pahavaryŭ by ty, baćka, z vajdełotam, kab ci Vit zamianiŭ Jura, ci ja… Vajdełot chitry, što-niebudź prydumaje.
– Što jon prydumaje? Pa zvyčai małodšy syn łapacić. A kali vajdełot parušaje zvyčaj, dyk jaki jon vajdełot?
– Nu, hladzi… Prydumali ž vy ź ich, jak Miłavu nie achviaravać Jaryłu. Jon skočyŭ na kania, Cit uziaŭsia za abroć:
– Ty sam chočaš mianie zabić?
– Nie! – bizunom ahreŭ Dan žarabca, toj uźviŭsia śviečkaj, ledź ruku Citu nie vyrvaŭšy, i Cit padumaŭ uśled siaredniamu synu: «Jašče jak choča!..»
Kali Dan pryvioŭ u chatu Miłavu, kali Cit ubačyŭ, jak jana, niby čornuju chmaru nad biełym śnieham, vałasy z hrudziej na plečy pierakidvaje, dyk zašumieła ŭ im kroŭ – i pieršaje, što padumaŭ: «Niekamu z nas, ci Danu, ci mnie praz smalanku hetuju nie žyć». I nie adno tamu što Miłava była pryhožaja. Dabranieha, žonka Cita, jakaja pamierła, naradziŭšy jamu piacioch synoŭ, ź jakich vyžyli troje, taksama była hožaj. Vielmi. Tak što Cit zvyk da žanočaj pryhažości. Ale ŭ Dabraniezie nie było taho, što jon adrazu adčuŭ u Miłavie. Taho, što, musibyć, Mindaŭ adčuŭ u Ahnie, praz što i ŭziaŭ jaje hvałtam na chaŭturach pa žoncy. Zabraŭ u Daŭmonta. I Cit, jak tolki ŭbačyŭ Miłavu, adčuŭ jaje. I zrazumieŭ, što zabiare jaje ŭ Dana.
I zabraŭ. Ale nie tak, jak Mindaŭ zabraŭ Ahnu. Nie adkryta, a ŭpotaj. Jak tolki Dan u svaju budu lasnuju źjechaŭ, Cit uziaŭ smalanku. Jana j nie praciviłasia, bo adčuła ŭ im, musibyć, toje, čaho nie adčuvała ŭ Danie. I nastupnym razam, kali Dan źjechaŭ u budu, sama da Cita pryjšła.
Tak jany j žyli ŭtraich. Syn sa svajoj žonkaj i baćka z žonkaj syna.
Pahanca Cita heta nie mučyła, a Miłava, jakaja vyrasła, vychavałasia chryścijankaj, mučyłasia. I mučyła Cita. «Heta hrech. Heta hrech. Tak nielha, tak nielha». Jaki hrech? Čamu nielha? Heta pryroda, žarść. Kudy jana viadzie, tudy za joj iduć. Źviary, ludzi. Aproč taho, jašče niadaŭna ŭ nalšanskich siemjach i pa dźvie, i pa try žonki było. Pradzied Cita z tryma žyŭ. Karmiŭ ich, dziaciej karmiŭ – i žyŭ. Nie moh by karmić – nie žyŭ by.
Voś ciapier Cit nie tolki Miłavu, nikoha karmić nie moža – i sychodzić ad usich. Kładziecca pad łapacinu. Usio pa zvyčajach prodkaŭ, pa spradviečnych zakonach žyćcia, a nie pa pryniesienych adniekul pisańniach. Chto i dzie ich pisaŭ? Što ŭ ich?.. Miłava jamu raspaviała. Kali pa ich žyć, dyk čałavieku nie paviarnucca. Samomu ničoha nie vyrašyć. Navat pra siabie. Voś jon skazaŭ Miłavie ŭčora, što pojdzie pad łapacinu. Jana davaj chryścicca, malicca. Znoŭ: «Nielha, nielha. Hrech, hrech. Strašny, śmiarotny». Čamu? Hrech u zapieččy z myšami žyć! Navat nie tak hrech, jak soram. A tut jaki soram? Nijaki. Pierad kim? Ni pierad kim. A kali niama soramu, niama hrachu. A jana svajo: «Pierad Boham hrech, jaki žyćcio daŭ». Nu, kali navat daŭ, dyk ciapier jano majo – i ja sam ź im raźbiarusia. Jak vyrašu, hetak i budzie.
Uvohule ŭsio, što ŭ tych pisańniach – dla słabych ludziej. Nie mahu, maŭlaŭ, pad łapacinu lehčy, Boh nie dazvalaje. Budu ŭ zapieččy z myšami siadzieć. Niezdarma Mindaŭ, mocny čałaviek, vyraksia naviazanaj jamu chryścijanskaj viery i viarnuŭsia da viery pahanskaj. Viery prodkaŭ.
«Jon zdradnik, – kazała Miłava. – I asudziŭ siabie na muki viečnyja. Boh takoha nie daruje».
Kali Cit pieršy raz uziaŭ jaje, Miłava doŭha raspaviadała jamu pra svajo žyćcio – i jon słuchaŭ. Lažaŭ na śpinie, hładziŭ jaje pa vałasach, rassypanych na jahonych hrudziach, i słuchaŭ, što jana raspaviadaje. Nikoli raniej takoha nie było, bo kaho słuchać? Što moža skazać žančyna? Tamu zvyčajna jon utajmoŭvaŭ płoć, vyplochvaŭ siemia – i ŭsio. Naciahvaŭ apratku – i ci na pracu, ci na vajnu. A tut lažaŭ i słuchaŭ, ździŭlajučysia samomu sabie, jaje apoviedy pra dziacinstva, pra baćkoŭ, pra jaje kachańnie, pra jaje Boha…
«Vy dzikuny, – kazała jana. – Vy moliciesia idałam. U vas nie źličyć bahoŭ i bažkoŭ, jakim vy prynosicie achviary, i jany razam z vami pjuć, jaduć, rahočuć». Jon śmiajaŭsia: «Dyk dobra ž z bahami, kali jany z nami». «Boh adzin, – pryŭstavała i chryściłasia jana, – i jon Boh-baćka, Boh-syn i Boch-Duch Śviaty, i jon toj, chto pajšoŭ na pakuty, achviaravaŭ saboj dziela nas, daŭ raskryžavać siabie…» – i Cit pytaŭ: «A navošta? Mianie tatary, u jakich svoj boh, raskryžavać chacieli, dyk ja nie daŭsia, zabiŭ čatyroch i ŭciok…» – a jana rot jamu zatulała: «Kažu tabie, što Boh va ŭsich adzin, niama boha tatarskaha ci nalšanskaha…» – i jon ruku jaje całavaŭ, sam viery nie dajučy, što žančynie ruku całuje. «Nalšanski boh jość, jon pryvioŭ Dana ŭ Smalensk, a Dan ciabie pryvioŭ u Kreva, kab ty stała majoj bahiniaj…» – kazaŭ jon, dumajučy: «O Piarunie, o Jaryła, o Vialesie, što heta ja rablu i što kažu? Chto z vas pasłaŭ mnie hetuju žančynu na maju pahibiel? Ci nie vy pasłali? Adziny Boh, u jakoha ŭ Krevie ŭsio bolej viernikaŭ?..»
Chryścijanaŭ u Krevie, dy va ŭsioj Nalšy, paśla nabiehu na Smalensk sapraŭdy paboleła. Jany pastavili pad Jaryłavaj haroj kaplicu i navat pačali budavać chram. Pahancy ździŭlalisia: navošta? Kali chram – ziamla pad niebam. Našto chavacca ŭ kamianicach, kali možna malicca ŭ śviaciliščach, na harach i pahorkach ušanoŭvać svaich bahoŭ, jakija taksama nie chavalisia, a spradvieku žyli razam ź ludźmi. Lubilisia ź imi, svarylisia i navat bilisia, ale ŭrešcie zaŭsiody prychodzili da zhody. Bahi i ludzi nie byli roznymi śvietami, žyli ŭ adnym śviecie, cełasnym i nieparyŭnym, jaki nie padzialaŭsia na žyćcio i śmierć – i nichto nie bajaŭsia ni žyć, ni pamirać.
Cit bajaŭsia, što zabje Dana. Bolš ničoha jon nie bajaŭsia.
I pytaŭsia ŭ siabie samoha: «Kali jość niešta takoje, praz što možna zabić syna, i kali heta nie ŭłada i nie zołata, dyk što heta? Kali heta žančyna, kali jon dažyŭsia da taho, što praz žančynu moža pralić rodnuju kroŭ, dyk nielha čakać, kali takoje zdarycca. Voś čamu jašče, a nie tolki praz strach hoładu paprasiŭ Cit łapacinu.
Nichto hetaha nie zrazumieŭ. Ni Vit ź Juram, ni Dan. A Miłava zrazumieła.
– Navošta ty tak?.. – spytała jana, kali syny Cita razyšlisia chto ŭ les, chto na pčalnik, chto na raku, a jon prysieŭ da Miłavy kala humna pad ścianu na soncy. I jana pakłała ruku jahonuju na svoj žyvot: «Našto ty praź vialikaha syna małoha siratoj pakidaješ?..»
I niechta ŭdaryŭ z žyvata Miłavy ŭ dałoń Cita! Maleńkim kułačkom! Cicha, ale ŭdaryŭ!..
Cit chacieŭ adniać dałoń, dy niešta trymała ruku na žyvacie, pryciahvała, i heta nie była hładkaja skura Miłavy, a štości takoje, što pad joj, pra što Cit da hetaha dnia nie spytaŭ, nie padumaŭ, a Miłava dahavaryła: «Kali ŭžo ty vyrašyŭ, kab dali tabie łapacinu, dyk viedaj: dzicia ŭva mnie tvajo». Jon spytaŭ: «Skul ty viedaješ, što majo?» – i jana macniej prycisnuła da žyvata jahonuju ruku pad jakoj biłasia, pulsavała ŭ jaje čeravie žyćcio: «Ja tak vyrašyła».
Vyrašyła jana. Što jana moža vyrašyć? Kali stanie viadoma, što dzicia ŭ jaje nie ad Dana, što jana zdradziła mužu, Dan musić jaje zabić.
– Ty ž nie pryznajsia nikomu, – pahladzieŭšy va ŭsie baki, skazaŭ jon cicha. – Za heta śmierć. Dy jašče lutaja, praz raspałavińvańnie.
– Jak heta?
– Napałam raśsiakuć, kali z dvuma była.
Jana zazirnuła jamu ŭ vočy. Hłyboka zazirnuła.
– Heta kali ciabie nie budzie… A kali ty budzieš? Abaroniš?
Cit padniaŭsia.
– Ad ludziej abaraniŭ by – ad zvyčajaŭ nie abaranić. Kali Dan nie zabje, dyk ja zabić mušu. Bo soram nie na adnym Danie – na ŭsioj siamji. A ja najstarejšy ŭ joj. Hałava rodu. Mnie j viaršyć sud pa zakonach prodkaŭ. Razumieješ?
Vočy Miłavy stali vilhotnyja, ale jana strymała ślozy.
– Jaki sud? Čamu nada mnoj? Nie nad taboj, nie nad Danam… Chto pryvioz mianie siudy, chto ŭziaŭ siłaj?.. Jakija zakony, kali ja kachaju ciabie? Kali ja ciabie kachaju i našu tvajo dzicia? Tvajho syna, Cit…
Jon nie znajšoŭ, što skazać na heta. Paviarnuŭsia i pajšoŭ na dryvotniu. Raspałaviniŭ adzin biarozavy kruhlak, druhi, treci – tolki ščepki lacieli. «Moc jašče jość… – sam pra siabie padumaŭ. – Ale siońnia jość, a zaŭtra… –Ujaviŭ, jak vyraście syn, budzie stajać vo tut, na dryvotni, kałoć biarozavyja kruhlaki, tolki ščepki lacieć buduć… Uspomniŭ, jak siekli drovy jahony baćka, dzied… Jak lacieli ščepki… Usio było toje samaje… I toje samaje budzie… – Dyk dla čaho tady, kali ŭsio toje samaje, adno źnikaje, a inšaje źjaŭlajecca? Adzin pamiraje, a druhi…»
Cit uvahnaŭ siakieru ŭ kałodu, nabraŭ paleńnia i panios u łaźniu. Treba było pamycca pierad zaŭtrašnim dniom.

Nazaŭtra z samaha rańnia sonca paliła tak, niby zvarjavałasia. Ziamla źniemahała ad śpioki, a ludzi źniemahali i ad śpioki, i ad ziamli, jakuju treba było palivać i palivać, kab nie zhareła. Na harody viodrami vynieśli ci nie ŭsiu źmialełuju Kreŭlanku, paśla čaho, niby ŭ naśmiešku ź Jaryły, Piarun nasłaŭ doždž. Apoŭdni napłyła duchata, a pad viečar nad Pierunovaj haroj raptoŭna sabralisia chmary, ź jakich abrynuŭsia vadaspad. Doždž nie liŭ, a ścianoju padaŭ, i za niejkija chviliny vady stała stolki, što Kreŭlanka zaburliła, vyjšła ź bierahoŭ, zatapiła i zmyła nižejšyja harody, a vyšejšyja, na pahorkach, kudy nasić vadu z raki siłaŭ nie stavała, byli ŭžo spalenyja soncam – i spuściełaja, čornaja ŭ łahčynie i zryžełaja na schiłach pahorkaŭ ziamla strašna zieŭryła niepaźbiežnym zimovym hoładam. Citu ciapier i dumać nie było pra što, tolki pra łapacinu.
Vajdełotu Turu i viarchoŭnamu viaščunu Kryva-Kryvejtu taksama. Bo chlebam ich byli vidoviščy. I tamu kali Cit pryjšoŭ da Pierunovaj hary, da Proščy, dzie vajdełot z dvanaccaćciu žracami dziakavaŭ Pierunu za doždž, i spytaŭ, ci možna niešta prydumać, kab pamianiać adnarukaha Jura na niekaha ź jahonych bratoŭ, Dana ci Vita, vajdełot Tur adkazaŭ, što prydumać ničoha nielha. Bo kali jon, vajdełot Tur, parušyć staradaŭni zvyčaj, pa jakim łapacić baćku musić najmałodšy syn, inačaj nie zamkniecca kruh i daremnaj budzie achviara, dyk viarchoŭny viaščun Kryva-Kryvejta spytaje: «Kali vajdełot parušaje zvyčaj, jaki ž jon vajdełot?..»
Cit daŭno viedaŭ vajdełota Tura. Jašče z pary, kali Tur byŭ nie vajdełotam, a słužkam vialikaha kniazia Mindava. Pryčym słužkam ź nieviadoma jakimi abaviazkami, chutčej za ŭsio tajemnymi.
Lisam biehaŭ jon pa Nalšy, niešta vyniuchvaŭ, niekaha vysočvaŭ. Paśla rantam źnik – i hadoŭ praź piać abjaviŭsia na kapiščy pad Navahradkam vajdełotam. I abviaściŭ volu bahoŭ: usioj Litvie i Nalšy skarycca pierad vialikim kniaziem.
Kali Jur z reštkami družyny, pasiečanaj Mindavam, viartaŭsia z Navahradka, vajdełot Tur dahnaŭ ich pa darozie i skazaŭ, što napieradzie, pad Lubčaj, zasada. Była tam zasada ci nie, ale jany abyšli Lubču, i Tur viarnuŭsia ŭ Nalšu razam ź imi. Skazaŭ, što budzie ŭ Krevie malić bahoŭ za kniahiniu Ahnu. Taja, hvałtam uziataja Mindavam, zastałasia ŭ Navahradku, a malić bahoŭ za jaje Tur čamuści viarnuŭsia ŭ Kreva.
Špieham Mindava jon viarnuŭsia. Mindaŭ razumieŭ, što rana ci pozna kniaź Daŭmont pasprabuje adpomścić za žonku, i chacieŭ viedać, kali i jak.
Tur i Citu prapanavaŭ słužyć Mindavu. «Ty ž nie tolki vajar, ty ž razumny čałaviek, – kazaŭ jon, pieradaŭšy Citu padarunak Mindava: paŭtararučny, na vastryniu pčalinaha džała adkavany teŭtonski mieč. – Vialiki kniaź stvaraje vialikuju dziaržavu, a małyja kniazi zaminajuć. I Daŭmont zaminaje. Zasieŭ tut na darozie da Vilni. Dumaješ, Mindavu žonka Daŭmonta patrebnaja? Dy ŭ jaho takich žonak!.. Jon naŭmysna tak zrabiŭ, kab Daŭmont, jaki zaraz asłableny nabiehami tatar, hałavu straciŭ, pomścić kinuŭsia. I praz toje napraŭdu straciŭ hałavu. Dapamažy vialikamu kniaziu – i stanieš jahonaj pravaj rukoj, jakaja mieč trymaje. Voś što aznačaje padarunak…»
Padarunak byŭ kniaski, niechta inšy na jaho b kupiŭsia, ale Cit byŭ nie prosta vajarom. Jon byŭ vajarom viernym. I skazaŭ Daŭmontu pra razmovu z vajdełotam Turam. Spytaŭ: «Źnieści hałavu padaravanym miečam?» «Nie, – skazaŭ kniaź. – Šapni ŭ vušy, jakija rastuć na toj hałavie, što my źbirajemsia napaści ŭ nastupnaje leta. A my ŭ zmovie z Trajnatam vystupim hetaj vosieńniu. I ŭsim hałovy paznosim».
Cit zrabiŭ tak, jak skazaŭ kniaź Daŭmont. A kniaź zrabiŭ tak, jak zmoviŭsia z Trajnatam. Napaŭ vosieńniu i ŭsim hałovy paznosiŭ, paśla čaho vajdełot Tur doŭha bajaŭsia Cita. Rabiŭ usio tak, jak Cit kazaŭ. Ale ciapier Daŭmont kniažyŭ u Pskovie, sam byŭ zdradnikam, jakomu Cit niekali słužyŭ, dyk čaho vajdełotu Turu bajacca Cita?
– Dla Tura lepš, kab mianie adnaruki łapaciŭ, – skazaŭ Cit, uzyšoŭšy na Jaryłavu haru da viarchoŭnaha vieščuna Kryva-Kryvejty. – Bo hladzieć, jak adnaruki baćku zabivaje, cikaviej, čym hladzieć, jak heta robić dvuchruki. Skažy jamu, kab pamianiaŭ Jura na Dana.
Kryva-Kryvejta, siedziačy na schile hary, ciažka ŭźniaŭ na Cita vyćviłyja, niby pasiviełyja za doŭhija hady žyćcia vočy.
– Ja vymaliŭ doždž u bahoŭ, a ty pra što mianie prosiš?..
Cit chacieŭ skazać, što lepš by Kryva-Kryvejta hetak nie staraŭsia, bo vymaliŭ nie doždž, a patop, paśla jakoha nieviadoma jak žyć. Ale nie skazaŭ tak. Kali prychodziš prasić, svajo nie skažaš. Pakłaniŭsia viarchoŭnamu vieščunu: «Pra drabiazu prašu. Baham chiba nie ŭsio adno, chto mianie zabje?..»
– Pra drabiazu… – padniaŭsia Kryva-Kryvejta. – 3 drabiazy ŭsio j pačynajecca. Što treba, kab ściana parušyłasia? 3 padmurku kamieńčyk vyniać. Vuń hladzi, – pakazaŭ jon uniz, dzie ŭ padnožžy hary bialeła kaplička, niadaŭna ŭźviedzienaja kreŭskimi chryścijanami. – Jany taksama z drabiazy pačynali. Adnojčy pieŭnika achviarnaha paškadavali. A ciapier?.. Adprečyli našych bahoŭ! Vyraklisia viery prodkaŭ!.. – pačaŭ padvyšać hołas Kryva-Kryvejta, pavaročvajusia ad Cita da tuzina ludziej, što stajali kala kaplicy. – I raptam uskinuŭ ruki, pierajšoŭ na kryk, i słovy jahonyja vałunami pakacilisia z hary na ludziej, na kaplicu, na Kreva. – Dyk voś što kažu vam ja, viarchoŭny viaščun Kryva-Kryvejta! Vola vašaja budzie ściertaja, jak ziarno ŭ žornach, vieraj novaj i raźviejecca, jak porść darožnaja. Słava vašaja zabudziecca, a imia vašaje budzie imiem pahardžanych i pajaremlenych. Naščadki vašyja adviernucca ad kryvi svajoj i mahiły vašyja źnievažać buduć. Płady ziamli vašaj, kroŭ i pot vašyja voźmuć čužyncy, i vy ich bahomić budziecie. Žony i dočki vašyja stanuć pasłužnicami ŭ tych, katoryja vami vałodać buduć. Pierad rabami svaimi pachiniecie karki i źnizicie abliččy svaje ŭ pakorlivaści. Zmoŭknuć viečavyja zvany ŭ haradach i pieśni svabody ŭ siołach. I pierapoŭniacca vody ślaźmi vašymi, pavietra stohnami, a ziamla kryvioj vašaj. I zhiniecie z abličča ziamli, kali nie ačuniajecie i nie skažacie sabie: ziamla našaja — dom naš, jana — mahiła praščuraŭ i kałyska budučych pakaleńniaŭ našych!.. *
Kryva-Kryvejta strašny byŭ, i ludzi ŭnizie, niby chavajučysia ad jahonych ciažkich, što kamianiami kacilisia, słoŭ, tulilisia da kaplicy, da jakoj pa darozie ŭzdoŭž Kreŭlanki, ad Citavaj chaty ŭ bok Jaryłavaj hary, abniaŭšy rukami žyvot, išła Miłava. «Što heta jana nadumała?..» – pačaŭ spuskacca, kab pierachapić jaje, Cit, i paśpieŭ pierastreć na darozie, ale ŭ Miłavy byŭ taki tvar, takija vočy, jana jšła tak, jak, moža być, iduć ź ziamli na niabiosy, takaja jana była, što ludzi, hledziačy na jaje, pačali chryścicca, i Cit sastupiŭ z darohi, a Miłava schavałasia ŭ kaplicy.
Malicca pryjšła. Nu, što ž… Niachaj pamolicca svajmu Bohu, jaki nieviadoma chto i nieviadoma dzie…
– Dan! – paklikaŭ Cit, viarnuŭšysia dachaty. – Ciahni barana na dryvotniu! A ty, Jur, łapacinu vaźmi!
Vit vyjšaŭ z chaty: «Ty što nadumaŭ, baćka? Kab Jur na baranie łapacinaj bić nałaŭčyŭsia? Kab stolki miasa pa takoj haračyni prapała? Niešta ty nadumaŭ nie toje…» – kazaŭ jon, dapamahajučy Danu ciahnuć barana, jakoha pakłali jany hałavoj na kałodu, a Cit kryknuŭ Juru, jaki ŭźniaŭ łapacinu:
– Rebram! Roŭna ŭniz! Bi!
Jur udaryŭ. Nie zusim rebram i nie roŭna ŭniz, naŭskasiak pa šyi. aBe-e-e…» – prabekaŭ baran, vyryvajučysia, ale Dan ź Vitam trymali jaho mocna, a Jur jašče raz udaryŭ, i baran jašče raz prabekaŭ, i tolki za trecim razam Jur patrapiŭ, jak treba, pa čerapie, baran padryhaŭsia i zacich.
– Mnie taksama hetak bekać i dryhacca? Dryhacca i bekać? – razzłavana vyrvaŭ łapacinu ŭ Dana, heknuŭ joj, jak siakieraj, rastruščyŭ baranu čerap, adkinuŭ łapacinu i pajšoŭ u chatu Cit. – Narabiŭ synoŭ na svaju hałavu!..
Cit padniaŭ łapacinu, schadziŭ na rečku, admyŭ ad kryvi, pastaviŭ da ściany kala vakna, u jakoje razzłavana hladzieŭ na padvorak baćka. Skazaŭ, paviarnuŭšysia da bratoŭ:
– Nie choča jon pamirać.
Dan paciahnuŭ barana ŭ sklep. Tam, u kamianicy, choć i nie było choładna, ale ŭsio ž nie tak horača, jak na vulicy.
– Tady našto ŭčora jon skazaŭ pra łapacinu? – spytaŭ Jur. – Chto jaho za jazyk ciahnuŭ?
Dan začyniŭ sklep, naviesiŭ stary kažuch na dźviery.
– Dumaŭ, što choča. A ciapier padumaŭ, što nie. Čałaviek pa-roznamu dumaje.
– Aha, – kiŭnuŭ na dźviery sklepa Jur. – Baran taksama dumaŭ. A siońnia my im paviačerajem.
Heta była niepavaha da baćki, i Cit, jak starejšy, zirnuŭ na Jura niaŭchvalna.
– Ty sam dumaj, što kažaš.
Dan zastupiŭsia za brata.
– Što jon kaža nie tak? Słušna kaža. Dzie ciapier jadu brać, kali ziamla pustaja? Tolki ŭ nabiehach na susiedziaŭ. A baćka naš vajar. Dy jašče jaki. I siła ŭ im nie mienšaja za maju. A jon pad łapacinu. Jak baran.
Danu Vit ničoha nie skazaŭ. Paviarnuŭsia i pajšoŭ u chatu.
– Jon Miłavu abruchaciŭ, – cicha skazaŭ Juru Dan, i Jur ci nie rasčuŭ, ci nie zrazumieŭ.
– Što?.. Chto abruchaciŭ?.. Vit?
– Baćka.
– Dy kiń! Skul ty ŭziaŭ?..
– Miłava skazała.
– Kali?
– Siońnia. Jak navalnicaj harody zmyła. «Heta ž hoład, – zapłakała. – Dzicia majo pamre. I heta praz moj hrech». Ja spytaŭ: «Praź jaki?..» – i jana skazała.
Jur padyšoŭ da brata, abniaŭ jaho adnoj rukoj.
– I ty jaje nie zabiŭ? Adpuściŭ?
– Jak ja zabju? Kali ŭ Smalensku, jak tolki ŭbačyŭ, uva mnie niby hrom vybuchnuŭ: «Maja!» A dakranuŭsia – zakałaciła ŭsiaho. Niby žančyn nie mieŭ nikoli. I dasiul tak. Jana kinžał turecki, kryvieńki taki, z pochvaŭ: «Voźmieš mianie siłaj – nikoli tvaja nie budu!» A ja ŭziaŭ. Nie ŭtrymacca było. Moža, praz toje jana z baćkam. Kab adpomścić… Choć skazała, što i jon siłaj uziaŭ. Ale jaho pakachała. Tak, skazała, što naśmierć. Voś jak tak?..
– Što jak?
– Jaho pakachała, mianie – nie. Praz toje samaje…
– Vidać, nie praz toje. Ty zdahadvaŭsia?
– Milhali dumki. Ale…
– Ale nie vieryŭ u toje, što dumałasia?
– Nie vieryŭ.
– I nie pytaŭ jaje?
– Nie.
– Tady navošta?
– Što navošta?
– Navošta pryznałasia?
Dan paciepnuŭ plačyma.
– Nie viedaju. Spytaŭ siońnia pra hrech – jana j skazała. Prahavaryłasia.
– Ale ž mahła pra inšy hrech skazać?
– Mahła.
– A skazała pra hety. Čamu?
Dan nie vytrymaŭ, adšturchnuŭ Jura.
– Što ty da mianie pryčapiŭsia! Čamu, čamu?.. Hoładu spałochałasia. Ci spałochałasia, što sam daznajusia!
– Jak? Siońnia baćku kaniec – i jak by ty daznaŭsia? Nichto b nie daznaŭsia nikoli. A jana pryznałasia. Čamu?
Dan ledź nie nakinuŭsia na Jura.
– Dy nie chaču ja viedać čamu! Jakaja mnie roźnica čamu! Mnie treba dumać, što rabić, a nie čamu pryznałasia!
Jur nie adstupiŭ, znoŭ abniaŭ brata.
– Tak. Treba dumać, što rabić. Bo Miłava prydumała niešta.
Dan raptam abmiak.
– Ja viedaju što… Nu, zdahadvajusia… Pamiataješ, ja skazaŭ tabie, što Ahnu ŭ Alkonach zasiek, bo ty praź jaje biez ruki zastaŭsia. Dyk nie… Ja tam i nie pomniŭ, što ty biez ruki. Jano jak było… My ŭvarvalisia – Ahna pierad Daŭmontam na kaleni. Nohi jamu całavać. «Tolki nie zabivaj Mindava! Bo nie jon vinavaty! Heta moj hrech, heta ja vinavataja, što pakachała jaho i zastałasia ź im! Mianie zabi, tolki jaho nie zabivaj!..» Daŭmont razhubiŭsia, nie čakaŭ… Tut Mindaŭ na nas kinuŭsia. Daŭmont jaho zasiek, a ja Ahnu… Napałam razvaliŭ! Ad šyi da pochvy. Kurva! Ja b zrazumieŭ, kab za dziaciej paprasiła. A jana za jaho! Jon muža jaje, siamju, Kreva, Nalšu źniavažyŭ, a jana… Dyk i Miłava za baćku razumieješ? Jon siłaj jaje, a jana mnie: «Jaho adnaho kachaju! Choć zabi!..» Voś u mužykach takoha być nie moža, a ŭ ich jość. U hetych babach. Tak što jana…
– Cit! – huknuli z vulicy. – Ty doma? – I, nie čakajučy adkazu, na padvorak stupiŭ vajdełot Tur sa svaimi žracami. – Dzie baćka? Para.
3 chaty vyjšaŭ Vit, za im baćka. U biełym spodnim, padpierazany pojasam z teŭtonskim miečam, padaravanym niekali vialikim kniaziem Mindavam. Paviarnuŭsia tvaram da dźviarej, uklenčyŭ, pacałavaŭ parožny kamień. Padniaŭsia:
– Ja hatovy. Jur, padaj łapacinu… – I nachiliŭsia da vucha Jura. – Kali nie spravišsia łapacinaj, miečam dasiačeš.
Vo prydumaŭ! «Miečam nielha…» – padajučy łapacinu pasprabavaŭ zapiarečyć Jur, ale baćka nie staŭ jaho słuchać.
Vyjšli na vulicu. Papieradzie vajdełot Tur sa žracami, za imi Cit ź miečam na pojasie i łapacinaj na plačach, za Citam troje jahonych synoŭ. Uzdoŭž Kreŭlanki rušyli da Jaryłavaj hary.
– Cit, – spytaŭ, kali prajšli pałovu darohi, vajdełot Tur. – Skažy mnie: ty zdurnieŭ? Ci ździaciniŭsia?
– Sastareŭ ja, Tur.
Dy pry čym tut sastareŭ, nie sastareŭ? Ludzi ŭžo zabylisia, kali ŭ nas niekaha łapacili. Paśla taho, jak syn Drahavita nie dabiŭ baćku, i toj dva hady ležma pramučyŭsia, staŭ zvodzicca zvyčaj. A ty za jaho ŭčapiŭsia. Čamu? Tolki nie kažy, što syny ciabie ŭ zapiečča honiać. Ja daŭno ciabie viedaju, ty sam ich zahoniš, kali zachočaš. Chiba nie tak? Ha, Vit?
– Zahonić, – skazaŭ z-za śpiny baćki Vit. – Kali zachoča.
Cit vyšej uskinuŭ ruki na łapacinu.
– Nie zachaču. Chacieńniaŭ uva mnie ŭžo nijakich nie zastatosia. – I dadaŭ, pamaŭčaŭšy: – Aproč adnaho.
– Jakoha? – naviarnuŭsia da jaho vajdełot Tur. – Jakoha adnaho?
Cit uśmichnuŭsia.
– Skažu – nie spraŭdzicca.
– Paśmichajecca jon, – plunuŭ pad nohi vajdełot. – Hatavie na plačach być paŭhadziny zastałosia, a jon paśmichajecca…
Padyšli da Jaryłavaj hary, u padnožžy jakoj užo toŭpilisia kreŭlanie, a na viaršyni, raskinuŭšy ruki, stajaŭ nieruchoma, jak kryž, viarchoŭny viaščun Kryva-Kryvejta. U biełym kaptury i ŭ čyrvonaj, ablamavanaj biełaj taśmoj i padpiarazanaj biełym pojasam z byčynymi chvastami na kancach, tunicy. «Zaraz znoŭ praklinać pačnie…» – padumaŭ Cit, ale viarchoŭny viaščun hladzieŭ, jak padymajucca ŭśled za vajdełotam ludzi ŭharu, i maŭčaŭ. Padnialisia, stali kruham – i Cit rušyŭ pa kruzie, zaviaršajučy svoj ziamny šlach. Adzin kruh, druhi, treci… Išoŭ, ničoha nie dumajučy, ni pra što nie ŭspaminajučy i ni pra što nie škadujučy, bo pra što škadavać? Kruh za kruham, hod za hodam, z dnia ŭ dzień praca, pot, mazali, kroŭ, vojny, bitvy, praśvietu miž imi nie bačyŭ – i heta žyćcio? Chiba pad kaniec blisnuła, jak sonca na miečy, kachańnie, ale niby ŭkradzienaje, dyk što ž: čaplacca za jaho? Tym bolš što nie ŭ starońniaha čałavieka ŭkradzienaje, jak Mindaŭ u Daŭmonta ŭkraŭ, a ŭ syna svajho – vuń jon staić kala vajdełota Tura, spadyłba zyrkaje, čakajučy, kali jahony brat małodšy baćku čerap rastruščyć. Dyk Cit na jahonym miescy i nie čakaŭ by… U łožku razam ź Miłavaj zadušyŭ by…
Ale Cit na svaim miescy. Na tym, dzie zaviaršajucca ŭsie kruhi. Čaćviorty, piaty, šosty… I nie chočacca jamu nikoha dušyć, nikomu pomścić – uvohule ničoha nie chočacca. Chiba syna svajho najmałodšaha ŭbačyć, pra jakoha ŭsie buduć dumać, što heta ŭnuk – voś, badaj, adno, jakoje jašče zastałosia, žadańnie. I dziŭna, što pa žyćci, u jakim jon nazabivaŭ ludziej bolej, čym ich sabrałasia ciapier na Jaryłavaj hary, jano, žadańnie ŭbačyć jašče adno žyćcio, zastałosia…
Nikoha bolej jon nie zabje, nikomu nie adpomścić. Nazabivaŭsia, napomściŭsia. Dosyć. I nie tamu, što Miłava pra svajho adzinaha Boha jamu našaptała, pra śmiarotny hrech…
«Jaki hrech? – pytaŭ jon Miłavu. – Ryby hłynajuć ryb, ptuški dziaŭbuć ptušak, źviary zahryzajuć źviaroŭ. Tak było, jość i budzie. Tak musić być, bo kali nie zabješ, nie źjasi ty, dyk zabjuć i źjaduć ciabie. A kali ja dam siabie źjeści, dyk što pra mianie skažuć? Što ja biazhrešny? I što mnie z taho, što ja biazhrešny, kali mianie źjeli?..»
«Ty byŭ jak ryba, jak ptuška i jak źvier, pakul nie viedaŭ Boha», – šaptała Miłava. I vučyła malicca: «Ojča naš niabiesny, dy śviacisia imia Tvajo…» I chryściła: «U imia Ajca, i Syna, i Śviatoha Ducha…» I tuliłasia da jaho, raspalenaja: «Boh – luboŭ, Boh – luboŭ, Boh – luboŭ…»
Siomy kruh… vośmy… dziaviaty… i kožny nastupny karaciejšy, vuziejšy za papiaredni – čamu tak?..
Cit padyšoŭ da achviarnaha kamienia na kapiščy, staŭ tvaram da sonca – i dla siabie samoha niečakana zašaptaŭ: «Ojča naš niabiesny, dy śviacisia imia Tvajo…» Jon šaptaŭ zusim cicha, ale Kryva-Kryvejta pačuŭ, zavaročaŭ žaŭłakami. «Vola vašaja budzie ściertaja, jak ziarno ŭ žornach…» – pačaŭ kazać viarchoŭny viaščun, padvyšajučy hołas, pierakryvajučy i malitvu Cita, i praniźlivy dziciačy kryk pad haroj, na viaršyni jakoj Cit uklenčyŭ, pakłaŭ hałavu na kamień, skinuŭšy ruki z łapaciny, što lažała ŭ jaho na šyi, jak viasło, ź jakim pierapłyvajuć miortvuju raku z hetaha bieraha na toj, a Kryva-Kryvejta nie ścichaŭ: «Naščadki vašyja adviernucca ad kryvi svajoj… mahiły vašyja źnievažać buduć…» – i vajdełot Tur padvioŭ da kamienia Jura, jaki ŭziaŭsia za ŭručča łapaciny, paviarnuŭ jaje rabrom uniz, pahladzieŭ na bratoŭ, adzin ź jakich, Vit, adviarnuŭsia, a druhi, Dan, hałavoj kiŭnuŭ na sonca, jakoje napałovu ŭžo schavałasia za niebaschił: «Para…» – ale viarchoŭny viaščun nie dakryčaŭ jašče svaje praklony: «Žony i dočki vašyja stanuć pasłužnicami… pierad rabami svaimi pachiniecie karki…» – i Jur upiorsia pahladam u baćkaŭ karak, dumajučy tolki pra adno, pra toje, što miečam – nielha, bo pa zvyčai – tolki łapacinaj, tamu złaŭčycca treba ŭdaryć tak, kab adrazu ŭsio skončyć, kab baćka nie mučyŭsia, ci, jašče horš, nie zastaŭsia, jak Drahavit, prykutym da łožka kalekam, jakomu nie dapamohuć ni vajdełot, ni viarchoŭny viaščun, jaki doŭžyŭ: «Zmoŭknuć viečavyja zvany ŭ haradach i pieśni svabody ŭ siołach…» –
i Jur, na pamiać viedajučy praklony Kryva-Kryvejty, uźniaŭ łapacinu, dy tut Miłava, vyskačyŭšy z kaplicy, zahałasiła, niby pamior niechta: «Syn! Syn! U Cita syn!» – i pabiehła ŭharu ź dziciom,
jakoha navat nie abciorła, u jakoha hałava była ŭsia ŭ kryvi, niby pabitaja kamianiami słoŭ, praklonami, što kidaŭ z hary Kryva-Kryvejta: I pierapoŭniacca vody ślazami vašymi… i zhiniecie z abličča ziamli… – i kali Miłava, prypadajučy na łokci, na kaleni, uskaraskałasia na viaršyniu: «Cit, hladzi: tvoj syn!..» – Cit pryŭźniaŭ hałavu, zirnuŭ na dzicia zadavolena, jak čałaviek, u jakoha ŭsio skłałasia tak, jak jon chacieŭ, i znoŭ pakłaŭsia na kamień, kryknuŭšy Juru: «Rebram! Roŭna ŭniz! Bi!» – ale Jur nie ŭdaryŭ, adkinuŭ łapacinu: «Ja nie najmałodšy!..»
I zakaciłasia za Pierunovu haru, blisnuŭšy apošnim promniem, sonca. A na Jaryłavaj hary stała tak cicha, što čuvać było, jak dychaje niemaŭla.
Hara čakała…
Cit padniaŭsia i, nie viedajučy, što jamu, žyvomu, ciapier rabić, hladzieŭ, jak Miłava źlizvaje kroŭ z hałavy dziciaci. «Jak sučka», – padumaŭ.
– Ty pryznaješ, što zdradziła mužu? – parušyŭ maŭčańnie, padyšoŭšy da Miłavy, vajdełot Tur. – I što dzicia tvajo nie ad jaho?
– Pryznaju, – prycisnuła chłopčyka da hrudziej Miłava. – Heta syn Cita. Najmałodšy.
Jana pryciskała da hrudziej dzicia, hladzieła na vajdełota i pieramožna ŭśmichałasia.
Hara čakała…
– O, Piarunie, jaki daje nam doždž! O, Jaryła, jaki daje nam sonca! O, Vialesie, jaki daje nam toje, što pad daždžom i soncam uzrastaje! Za što spalili vy i patopam zalili nalšanskuju ziamlu? – nie staŭ bolej čakać viarchoŭny viaščun Kryva-Kryvejta. – Bo na joj uzrasła zdrada! Bo na jaje pryjšła čužaja viera! Bo na joj stali malicca čužomu Bohu! Bo parušanyja zakony, pa jakich žyli prodki! Bo rastaptanyja spradviečnyja zvyčai! Bo patuch achviarny ahoń!.. – raspalaŭ sam siabie, amal pry kožnym słovie palcam tykajučy ŭ bok Miłavy, viarchoŭny viaščun, nahaniajučy strachu na ludziej, jakija ŭciskali hałovy ŭ plečy i hladzieli na Miłavu z usio bolšaj nianaviściu. Zrazumieła było, čym Kryva-Kryvejta skončyć, i kali jon uskinuŭ ruki ŭhoru: «Dyk chaj prymuć bahi našyja achviaru našuju!..» – Cit skazaŭ tak, kab usia hara pačuła: «Heta nie moj syn!»
– A čyj?.. – padskočyŭ da jaho vajdełot Tur, u jakoha źjaviłasia mahčymaść adpomścić Citu za ŭsie prynižeńni. – Kali Miłava kaža, što tvoj!
Cit zrabiŭ vyhlad, niby vajdełot ździŭlaje jaho svajoj davierlivaściu.
– Mała što jana kaža… Heta syn majho syna. Moj unuk. – I paviarnuŭsia da Dana. – Dan, heta tvoj syn?
Dan doŭhim, pakutlivym pozirkam pahladzieŭ na baćku, na vajdełota, na viarchoŭnaha vieščuna, na Miłavu z chłopčykam… Vit, jaki stajaŭ pobač z Danam, niešta skazaŭ jamu cicha… Dan pachitaŭ hałavoj: «Nie…» – i pramoviŭ ćviorda:
– Nie.
«Vuch!..» – vydychnuła hara, a vajdełot Tur vychapiŭ mieč z-za pojasa Cita i ŭtyrknuŭ jaho ŭ ziamlu kala noh Dana: «Tady ty viedaješ, što rabić!..» Mieč stajaŭ, nie chistajučysia. Hara čakała…
– Pa zvyčai našych prodkaŭ žonka, jakaja zdradziła mužu, musić być asudžanaja na stratu! – pačaŭ, uzdymajučy hołas, Kryva-Kryvejta. – Vy adprečyli zvyčaj – i na ziamlu vašuju pryjšła raspusta, jakaja niasie pahibiel! Bo kali žonka nie pavažaje muža, tady syn nie pavažaje baćku, i rviecca poviaź pakaleńniaŭ! Słabieje i hibieje rod! Tady vorahi našyja, jakija macniejuć praz našuju słabaść, prychodziać i zabirajuć…
– Dosyć! – vyrvaŭ mieč ź ziamli Dan. – Ja pavažaju baćku! I pa zvyčajach našych prodkaŭ jon, hałava rodu, musić viaršyć sud! I nad žonkaj majoj, jakaja mnie daŭno nie žonka, i nad dziciom jaje, jakoje mnie nie dzicia, i nada mnoj, kali na toje jahonaja vola! Bo ja słaby, – padaŭ jon mieč Citu, – i sam źviaršyć sud nie zdoleju…
Dan stajaŭ pierad baćkam, padajučy jamu mieč, jaki Cit nie braŭ, bo kali ty biareš u ruki mieč, dyk musiš im siekčy – vo jakuju Dan prydumaŭ pomstu «Ty ŭ mianie zabraŭ Miłavu – ciapier zabiary jaje ŭ siabie…» Tak jany stajali, źnieruchomlenyja, adzin pierad adnym, ale kolki možna było im, synu i baćku, adzin pierad adnym stajać, kali čakaŭ, jak karšun, hatovy ŭčapicca u Miłavu Kryva-Kryvejta, kali čakaŭ, źjedliva ŭśmichajučysia, vajdełot Tur, kali hara čakała…
Hara nie prahła spraviadlivaści. Nichto nie čakaŭ, što Cit voźmie mieč, kab spraŭdzić zakony, pa jakich žyli prodki. Nie. Usie čakali vidovišča. Tolki vidovišča – bolš ničoha. Cit heta razumieŭ. Ale razumieŭ taksama inšaje. Kali nie źviaršyć sud, dyk usie zasuchi z patopami i vojny z pažarami, usie biedy, jakija stanucca na hetaj ziamli choć praź dzień, choć praz hod, choć praź viek, buduć biedami, nasłanymi bahami praź Miłavu. Tut užo viarchoŭny viaščun z vajdełotam pastarajucca… A skul Miłava ŭziałasia? U čyjoj siamji pryžyłasia?.. I kali siam ja, kali Cit ciapier vyjavić słabaść, zhubnaja słava pra smalanku klajmom pakładziecca na ŭvieś rod. Na Vita, Dana, Jura. Na ich naščadkaŭ. Na hetaha chłopčyka, jakoha abdymaje apošnimi abdymkami Miłava…
Hara čakała.
Cit adčuvaŭ siabie, jak za imhnieńnie pierad bojem, šancy ŭ jakim roŭnyja na žyćcio i śmierć. Zrok, słych byli hetak abvostranyja, što jon čuŭ, jak u kožnym, chto stajaŭ choć blizka, choć daloka, šumić, patrabujučy vyjścia, kroŭ. Čuŭ hałasy, jakija jašče nie vyrvalisia, stajali ŭ kaho pad sercam, u kaho pad horłam: «Viedźma!.. Kurva!.. Na śmierć!.. Na stratu!..» – i bačyŭ, jak i ŭ vačach tych, chto vieryŭ u mnohich bahoŭ, i ŭ vačach tych, chto vieryŭ u Boha adzinaha, adnolkava razharałasia nianaviść, praź jakuju zabyvalisia jany pra luboŭ.
Jany prahli nie tolki śmierci Miłavy. Jašče bolš jany prahli hańby Cita. Vajara, jaki ŭziaŭ žančynu – i nie voźmie mieč…
«O, Piarun!.. O, Viales!.. O, Jaryła!.. Na što vy razhnievalisia? Na kachańnie? Čamu?.. Pazajzdrościli? Vas hetak nie kachali, kab na śmierć pajści?.. Mianie taksama. Tamu ja nie viedaju, što z hetym rabić. I mušu zrabić toje, što viedaju…»
– Jak nazvać syna?.. – bieručy mieč, spytaŭ Cit, i Miłava, zrazumieŭšy usio, adarvała ad siabie dzicia: «Mikałajem».
«Jaj… jaj… jaj…» – zajakataŭ, zapłakaŭ chłopčyk, kali Cit uziaŭ jaho, prycisnuŭšy uruččam mieča i zrabiŭšy, musibyć, baluča, a Kryva-Kryvejta, usio jašče złujučysia, što jamu praklony dakryčać nie dali, burknuŭ: «Niama ŭ nas takich imionaŭ, voś i płača…»
Cit stajaŭ, bajučysia zvaruchnucca, kab jak-niebudź nie naškodzić niemaŭlaci. Pasprabavaŭ uspomnić, jak ich trymajuć, dziaciej – i nie ŭspomniŭ. Bo nie trymaŭ nikoli. Šabli, dzidy, miačy ŭsialakija trymaŭ, a takoje małoje dzicia – nie. Pieršy syn naradziŭsia, kali z tatarami biŭsia, druhi – kali z kryžakami, treci… užo j nie pomniŭ – z kim. Kali zredku pieradych vypadaŭ, nie paśpiavaŭ pryvyknuć da dziaciej, jany da jaho – i znoŭ mieč u ruki. I kali maci ich, Dabranieha, z hoładu pamierła, na vajnie byŭ. Viarnuŭsia – dzieci adny. Zhaładniełyja, schaładniełyja. Było piaciora, vyžyli troje…
– Na, patrymaj… – padaŭ jon dzicia, kab ruki vyzvalić, Danu. Toj adstupiŭ, nie ŭziaŭ – i Cit pakłaŭ syna na achviarny kamień.
Bolš ničoha, kab adciahnuć niepaźbiežnaje, zrabić było nielha.
Jon padyšoŭ da Miłavy… Treba było niešta skazać, ale što?.. Što skazać žančynie, jakaja hetak ciabie kachała, što achviaravała dziela ciabie žyćciom?..
Nie treba było, durnica.
«Miłava, ja…»
«Ja nie Miłava. Kali chryścili, nazvali Volhaj».
Jana hladzieła spakojna. I spakojna kazała.
Jon uziaŭ jaje za ruku – i jak zašumieła ŭ im kroŭ! «Stań na kaleni…»
«Dzie?.. Tut?..»
«Tut».
Jana ŭklenčyła pierad im.
«Tak?»
«Nie. Da mianie śpinaj…»
Jana ŭstała – vočy ŭ vočy… Ničoha nie skazała, znoŭ uklenčyła. Śpinaj da jaho, tvaram da kamienia. Da syna. «Tak lepiej?»
«Tak. Lepiej».
«A vałasy…»
«Što vałasy?..»
«Moža, na hrudzi zharnuć… Nie zaminajuć?..»
Jamu stuknuła pad serca, padkaciła pad horła…
Jon zhłynuŭ.
«Nie zaminajuć… Ale možaš zharnuć… I možaš pamalicca svajmu Bohu, Volha…»
Jana kiŭnuła, padniała ruki, pierakinuła vałasy ź plačej na hrudzi… Jak čornuju chmaru nad biełym śnieham…
«Ojča naš niabiesny! Dy śviacisia imia Tvajo, dy prydzi vaładarstva tvajo, dy stańsia vola Tvaja jak na niebie, tak i na ziamli…» – maliłasia jana, hledziačy na achviarny kamień, na syna, i kali, prašaptaŭšy «amiń», pierachryściłasia,
Cit udaryŭ źvierchu ŭniz ź imhniennym, małankavym zamacham, jakomu ŭsio žyćcio vučyŭsia, kab napałam raśsiakać voraha, i Miłava adździaliłasia ad Volhi, i ŭsia kroŭ, jakaja była ŭ abiedźviuch, linułasia na achviarny kamień…
Navat cišynia, zdałosia, ścišeła – i chvilinu stajała vostraja, jak lazo miača. «A-a-a!..» – raśsiek jaje nadvoje zachlobny kryk Mikałaja, i adnym dycham: «Vu-vuch..!» – vydychnuła hara, a Cit kinuŭ mieč, schapiŭ dzicia, prycisnuŭ da hrudziej i, čyrvaniejučy ŭ biełym, podbieham rušyŭ ad kapišča ŭniz, skroź natoŭp da kaplicy, dzie niechta ŭ žachu ad jaho adstupaŭ, a niechta na kaleni stavaŭ – ci to pierad baćkam, ci to pierad synam, achryščanym u matčynaj kryvi.

* Tekst kursivam Vacłava Łastoŭskaha.
Červień 2014, Kreva, lipień 2015, Miensk.
Kamientary