Archiŭ

Vasil Bykaŭ. VAŬČYNAJA JAMA. Apovieść. Praciah. Pačatak u papiarednim numary

№ 20 (117) 1998 h.

Vasil Bykaŭ

VAŬČYNAJA JAMA

Apovieść

(Praciah. Pačatak u papiarednim numary)

 

Vyratoŭčy ich kaściarok, ź jakoha jany karmilisia i jaki hreŭ ich unačy i ŭrańni, apynuŭsia karaj dla sałdata. Jon zžyraŭ niejmaviernuju kolkaść drovaŭ, jakija ŭsio ciažej było zdabyvać u lesie. Mabyć, usio było b lepš, kali b jany mieli siakieru ci choć jaki zdatny nož ci kinžał. Ale ničoha z taho ŭ ich nie było — ni ŭ bamža, ni ŭ sałdata, drovy jany musili zdabyvać hołymi rukami. Haradzki žychar, sałdat nia dumaŭ, što ŭ lesie heta stanie prablemaj. Hałoŭnaje, kali bamž išoŭ na bałota, chłopiec nia moh na daŭhi čas adłučacca ź bierahu, a adłučyŭšysia, kožny raz bajaŭsia, što spoźnicca, i kaścior zhaśnie.

Taho dnia jon asabliva daloka j nie adychodziŭ. Vybraŭ u maładym chvojniku ssochłuju jełku, jakaja była jamu pad siłu, i raspačaŭ jaje hnuć-chistać, kab vykrucić z karaniami. Jełka była nie taŭstaja, tym nia mienš daviałosia pavałendacca, i chłopiec ažno spatnieŭ, pakul upraviŭsia ź joju. Tak i pavałok cieraz padlesak da rečki, usio tryvožačysia, ci nie patuch kaściarok. Jak išoŭ, padkłaŭ zusim trochi, mahło j dahareć.

Vybraŭšysia ź lesu na abryŭ, pierš za ŭsio zirnuŭ na bierah i ad ździŭleńnia ledźvie nia vypuściŭ jełku — kala kaściarka plačmi da jaho siadzieła nieznajomaja žančyna. Kaściarok byccam jašče trochi dymiŭsia, i žančyna, apranutaja ŭ džynsovuju kurtku i spartovyja štany, kłapatliva padkładvała ŭ jaho toje, što nie paśpieła jašče dahareć. Sałdat amal što spałochaŭsia, što jana moža j zusim patušyć kaścior, i saskočyŭ z abryvu.

— Vo padkładvaju, kab nie patuch, — skazała žančyna zvyčajnym, amal jak u chacie, hołasam.

Nie adkazaŭšy joj, sałdat papraviŭ kancy niedaharki halla — dymok pahuścieŭ, nieŭzabavie pavinny byŭ pajavicca ahoń: kaściarok nie zatuchnie. Heta jaho supakoiła, chacia pajaŭleńnie žančyny amal zatryvožyła, tym bolš, što jon tut apynuŭsia adzin, — bamž z ranku prapadaŭ na bałocie.

— Što, rybu łoviš? — paŭziraŭšysia ŭ jaho zakłapočany tvar, zapytała žančyna.

Jana była kudy starejšaja za sałdata, mieła žvavy j vostry pozirk z-pad ciomnych, nie pamalavanych bryvoŭ; na jaje vusnach taksama nie było prykmietna śladoŭ pamady, i jany zdavalisia nia nadta vyraznymi na chudavatym tvary. Volnaja maniera havorki j nie biełaruskaja mova davali zrazumieć, što žančyna nie tutejšaja, — chutčej za ŭsio, z horadu. Ale jak jana apynułasia tut? Što joj tut treba?

— Adzin tut? — znoŭ zapytała jana.

— Nie adzin, — burknuŭ jon i palez na abryŭ pa jełku. Usio ž treba było padkłaści ŭ kaścior.

Jon zvałok jełku z abryvu, padciahnuŭ bližej da bierahu i pačaŭ abłomvać haliny. Niekatoryja ź ich kidaŭ u ahoń, inšyja, što byli taŭściejšyja, składvaŭ navoddal. Žančyna, pilna nazirajučy za im, moŭčki siadzieła la kastra. Paśla rezka spytała:

— Ty durań, ci što?

Pierš, čym adkazać, jon kinuŭ u jaje bok zły pozirk, bo jana jaŭna biantežyła chłopca i, mabyć, nie adrazu ŭciamiła toje. Ale zrazumieŭšy, padyšła da jaho bližej.

— Davaj pamahu.

Udvoch jany stali łamać ź jełki suččo, chacia, jak jon zrazumieŭ, dapamoha ad jaje była nievialikaja; jana bolš zaminała, tuzajučy jełku. Rostam jana była vyšejšaja za sałdata i, mabyć, nikolki nie biantežyłasia ŭ adnosinach ź im. Jon ža niemaviedama čamu pačaŭ prykmietna dla samoha siabie saromiecca ad taho, što jana była da jaho tak blizka.

— A siakiery niama? — papytałasia žančyna, i jon zhledzieŭ, što napieradzie ŭ jaje nie chapaje zuba.

— Niama.

— I piłki niama?

— Niama j piłki.

— Jak ža ty tut abychodziśsia? Rukami?

— Rukami.

— A jak ryba? Kluje?

— Kluje, — prosta adkazvaŭ jon, łamajučy taŭściejšyja suki źnizu. Žančyna abłomvała bolej tonkija ź vieršaliny.

— I šmat nałaviŭ?

Prypamiataŭšy ichny ŭłoŭ i stračany kručok, jon kryva ŭśmichnuŭsia. Padumaŭ, adnak, što padrabiaznaściaŭ joj tłumačyć nia budzie. Chto jana takaja, kab usio joj tłumačyć.

— A dzie ž tvaja vuda? Ci, moža, sietka? — nie zmaŭkała žančyna.

— Dla našaj ryby vudy nia treba, — skazaŭ jon, majučy na ŭvazie žabaŭ.

— Vo jak! Značyć, ty tut nie adzin?

— Nie adzin, — skazaŭ jon i ŭpieršyniu prosta zirnuŭ joj u tvar, zatrymaŭšy pozirk na viazanaj šapačcy na hałavie. Usio ž uletku ŭ zimovych šapkach žančyny nia chodziać, navat u lesie. Čamu hetaja ŭ šapcy? Jahony pozirk, adnak, zaraz ža prykmieciła žančyna.

— Što, dumaješ — błahaja šapka? Vielmi navat zručnaja. I kamary nie kusajuć. Dyk z kim ža ty łoviš?

— Z kim treba, z tym i łaŭlu, — strymana skazaŭ jon i zmoŭk. Niedarečnaja cikaŭnaść žančyny pačała dakučać sałdatu. Dobra jašče, dumaŭ jon, kali toje — tolki cikaŭnaść. Chutčej by prychodziŭ z bałota bamž, užo ŭdvoch by jany znajšli jak adčapicca ad hetaj žančyny.

Žančyna ŭ svaju čarhu taksama zrazumieła, mabyć, što niašmat dabjecca ad hetaha niedareki-chłopca ŭ sałdackim bušłacie, i skazała pra siabie:

— A ja heta idu, hladžu — kaściarok, i nikoha niama. Nu, dumaju, prykuru, a to zapalnica skončyłasia. A topać daloka...

— Heta kudy ž — topać? — vaŭkavata zapytaŭ sałdat.

— Tudy, — niapeŭna machnuła rukoj žančyna.

I tady sałdat ubačyŭ la vohnišča nievialikuju haspadarčuju sumku, ź jakimi haspadyni zvyčajna chodziać na rynak. U sumcy štości było nakładziena, adnak, naŭrad ci pradukty — z vyhladu sumka zdavałasia lohkaj. U toj čas z kustoŭja la rečki pajaviŭsia bamž, jaki, ubačyŭšy ich tut, prypyniŭsia, ale zatym pačaŭ nietaropka nabližacca pa bierazie. Žančyna, zhledzieŭšy jaho, kiŭnuła.

— Naparnik, aha?

— Naparnik, — skazaŭ sałdat. Jahony nijakavaty nastroj adrazu staŭ lepšać, u prysutnaści bamža jon adčuŭ siabie bolej upeŭniena.

Zdala azirajučy žančynu, bamž padyšoŭ da kastra. U šapcy jon trymaŭ nałoŭlenych u bałocie žabaŭ i ciapier jaŭna prykidvaŭ, što ź imi rabić. Mabyć, pakazvać ich nieznajomaj žančynie jon nie chacieŭ, ale j vypuskać taksama było škada. Žančyna, padobna było, štoś zrazumieła.

— Što heta — ryba?

— Ryba, — raptam skazaŭ bamž. — Laščy. Pakazać?

— Pakažy.

Žančyna zrabiła niekalki krokaŭ nasustrač, kab zazirnuć u šapku, adviazanyja vušy jakoj jon ściskaŭ u kułaku. Ale, zazirnuŭšy, adchisnułasia.

— Fu, hadaść! Našto jany vam?

— Jeści!

— Jeści? Vy što?

— A ničoha. Hoład — nia ciotka.

— Paniatna, — nie adrazu skazała žančyna i adyšłasia, zdajecca, straciŭšy cikavaść i da žabaŭ, i da ichnych łaŭcoŭ.

Bamž miž tym ź niečakanym impetam zabiehaŭ kala kastra.

— A vo my ich zaraz padkapcim, padsmažym i źjamo za miłuju dušu. Praŭda, sałdat? Možam i pačastavać, kali zhaładnieła. Adkul idzieš? — byccam da dobra znajomaj, źviarnuŭsia jon da žančyny.

— Adtul, — skazała žančyna i prysieła troški ŭbaku ad vohnišča.

— Sałdat, davaj bolej drovaŭ! — pa-kamandzirsku rasparadžaŭsia bamž. — Napali žaru. A ja ich vypatrašu, nafaršyruju cybulaj dy pierčykam. A jak ža! Francuzy jaduć, a my što — horšyja?

Sałdat bieź vialikaj achvoty ŭziaŭsia padkładvać u vohnišča suchoje jałovaje holle, połymia ad jakoha chutka šuhanuła słupam pad nieba. Zblizku ad vahniu stała horača, jany adyšlisia dalej; bamž ržavym składančykam vypatrašyŭ dziasiatka paŭtara žabak.

— Niaboś uciakaješ? — raptam zapytaŭsia jon u žančyny, jakaja siadzieła zvoddal. Žančyna naściarožyłasia.

— A ja nie ŭciakaju. Chaj ad mianie ŭciakajuć.

— Chie! Ty chiba ź milicyi?

— Moža, i ź milicyi...

— Tak ja tabie j pavieryŭ! — ahledzieŭšy jaje, skazaŭ bamž.

Žančyna ŭ adkaz zaśmiajałasia — strohi jaje napačatku tvar pa-dobramu praśviatliŭsia.

— Nu j pravilna zrabiŭ. Ciapier vieryć nikomu nielha.

Na hrudku napalenaha vuholla bamž raspačaŭ piačy-smažyć žabaŭ. Siedziačy pobač, sałdat zvykła hłytaŭ ślińki j pamału paroŭ u ahoń. Jon čakaŭ, što žančyna pojdzie, jaje prysutnaść niepryjemna hniała jaho, jon užo paśpieŭ advyknuć ad pustoj bałbatni ź nieznajomymi. Dla pustych razmovaŭ jamu davoli było bamža. Z žančynaj, napeŭna, treba było abychodzicca inakš, asabliva z takoj vo biessaromnaju prylipałaj. U razmovach z žančynami jon naohuł redka kali traplaŭ na patrebny ton, čaściakom saromieŭsia i navat pakutavaŭ z taho.

Praź jakuju hadzinu ci bolej žabki, zdajecca, padsmažylisia, i jany pasieli ich jeści. Žančyna pa-raniejšamu miaściłasia trochi ŭbaku ad vohnišča, i sałdat padumaŭ: nu, ciapier užo pojdzie. Ale jana nikudy nia jšła, i kali bamž padaŭ joj nievialičkuju žabku na šyrokim liście dziadoŭniku, jaki słužyŭ im zamiesta talerak, nierašuča ŭziała jaje. Adnak jeści pakul nie śpiašałasia.

— A soli? Soli ŭ vas niama?

— Čaho niama, taho niama, — achvotna patłumačyŭ bamž. — Znaješ, i vypić niama. Moža, u ciabie majecca?

— Čaho niama, taho niama, — by pieradražniła jaho žančyna i cichieńka, nieŭprykmiet uzdychnuła.

— Dyk ješ. Niaboś daŭno nia jeła?

— Daŭnavata, — pryznałasia žančyna. — Tut dzie voźmieš?

— Tut nidzie niama. Aproč jak u nas, — žartavaŭ bamž. —Restarančyk na bierazie. By papłavok, praŭda, sałdat?

Sałdat niaŭtulna paciepaŭ plačyma, padumaŭ: čaho jon čaplajecca? Chaj by j čaplaŭsia da jaje, kali jamu cikava, dy pakinuŭ jaho ŭ spakoi.

Chutka jany skončyli tych žabaŭ, absmaktali ich drobnyja kostki, jakija bamž sabraŭ u adnu kučku dy zataptaŭ u piasok.

— Vo j paabiedali! I paviačerali taksama. Nu jak — ništo?

Žančyna niapeŭna ciepanuła plečukami — mabyć, adkazu ŭ jaje nie znajšłosia. Zamiest taho jana štości dastała z sumki.

— Zakurym?

— A my niekuraščyja, — adkazaŭ bamž.

— Traŭku...

— Traŭku? Tady davaj.

Žančyna sprytna zharnuła z papierki taŭstuju cyharku, prykuryła ad vuhalku z kastra. Bamž padsunuŭsia da jaje bližej.

— Ciabie jak zvać?

— A ciabie?

— Mianie — Žora.

— Nu kali ty — Žora, dyk ja — Žaržeta. Čuŭ takoje imia?

— A jak ža! Tolki jak ty tut apynułasia? Tut ža zona.

— Nu i chren ź joj, z zonaj, — rezka, biez uśmieški skazała žančyna. — Nam dyk čaho bajacca?

— A śmierci?

— Śmierć ja ŭžo bačyła. Navat pacałavałasia ź joj. Vo, pahladzi!

Jana ssunuła z iłba viazanuju šapačku, i na vystryžanaj skroni pajaviłasia biełaje łapikła lejkaplastyru.

— Što heta?

— Ad kuli. Kiler byŭ pjany, nie paceliŭ.

— Kiler?

— A ty dumaŭ — piatuch klunuŭ?

— I zavošta?

— Za hrošy, kaniečnie. Za što ž jašče?

— I vialikija hrošy? — ź cikavaściu pytaŭsia bamž.

— Uvohule drabiaza, — abyjakavym tonam raspaviadała žančyna. —Asnoŭnyja hrošy paśpieli pierahnać za rubiež. Vo tolki sami ziaŭnuli, reštu nie chaciełasia hublać. Nu, siabruk moj i atrymaŭ u svoj kruty łob. A mnie z rykašetu — taksama.

— Adnak! — zadumienna moviŭ bamž. — Ryzykovaja vaša žytucha —z hrašyma.

— Była z hrašyma. A ciapier pusta ŭ kišeni.

— Nu j dobra. Užo ciapier kiler adstanie.

— Nie skažy. Kali b adstaŭ, ja b tut nie apynułasia.

— Vo jak!

Jany zmoŭkli, žančyna padała bamžu toŭsty niedakurak, jaki toj aščadna ŭziaŭ zakapciełymi palcami.

— Što — užo kuryŭ?

— Było niekali...

— A pacan? Chacia jamu jašče rana, — vyrašyła žančyna, z uśmieškaj azirnuŭšy sałdata.

Jamu j zusim stała niałoŭka, amal pakutna. I hetaja razmova pra hrošy, kileraŭ, i kureńnie «traŭki» niepryjemna padziejničali na jaho, karcieła ŭstać dy pajści. Chaj by jany tut kuryli j spaviadalisia adzin pierad adnym, usio ž u jaho byŭ inakšy, čym u ich, los. Adnak štości ŭ asobie hetaj žančyny pryciahvała jahonuju ŭvahu, i jon, choć i ź niepryjaznaściu da jaje, siadzieŭ i słuchaŭ.

— Adnoj tabie kiepska, — skazaŭ bamž. — Naparnika treba.

— Dzie ž jaho ŭziać — naparnika?

— A mianie vaźmi. Ci, moža, chłopca. A što — u vojsku słužyŭ, dezercir...

Sałdat moŭčki ŭstaŭ i bieraham rečki pajšoŭ preč.

Jon doŭha j biaz spravy chadziŭ miž chvojaŭ, paznajučy ŭžo bačanyja miaściny lesu, časam prykmiačajučy dzie suchija suki, jakija mahli b spatrebicca dla ahniu. Łaŭžoŭ u dole tut było mała, pad chvojami šyroka raspaŭźlisia zialonyja łapikły čarničniku, chutka pavinny byli pajavicca j jahady. Ale hałoŭnaje baravoje charastvo bujała ŭhary, u bronzavym pieralivie chvojaŭ, jakija, by na padbor, stajali ŭsie roŭnieńkija — i taŭščynioj, i rostam, i koleram azdoby, jaki płaŭna mianiaŭsia z kamla ad šeraha da jarka-załatoha ŭ vieršalinach. Ad hetych chvajovych vieršalin imknuła čaroŭnaje lesavaje charastvo, jakoha nie było ni ŭ jakim inšym lesie. Adnak i tut panavała samota, i sałdat nie razumieŭ, čamu. Užo hetkaja baravaja łahoda pavinna b suciešyć, zaspakoić, abnadzieić čałavieka, a vo nie abnadziejvała. Chiba pahłyblała tuhu — dobra jašče, što nie buryła spakoj. Spakoju było tut navat bahata, i čałaviek niaredka pierastavaŭ prykmiačać jaho.

Pajaŭleńnie tut hetaj nieznajomaj žančyny, zdajecca, sapraŭdy razvarušyła trochi zaspakojenyja pačućci sałdata, pabudziła ŭ im paŭzabytaje pačućcio niajomkaści. Padobna na toje, što jon pačaŭ adčuvać siabie lišnim ci, moža, pabajaŭsia stracić bamža? Ale bamž asabliva jaho j nie trymaŭ la siabie. Bolej za ŭsio vierahodna, što jon adčuŭ niepažadanuju perspektyvu adzinoty, ad jakoj užo staŭ advykać. I ciapier hetaja žančyna...

Jon nikoli nia ŭmieŭ narmalna adčuvać siabie pobač z žančynaj, asabliva pierad tymi ź ich, što byli starejšyja, takija havarkija i vostrajazykija; ich žanočyja žartački, skiravanyja na jaho, biantežyli j kryŭdzili jaho. Jon złavaŭ časam, ale nie na ich — na siabie, dy ničoha zrabić nia moh, nia moh pierasilić siabie, tolki tryvaŭ. Kali nie było mahčymaści ŭstać i pajści. Jak vo siońnia.

Na čabarovaj prahalinie jon pavaliŭsia ŭ travu, prahna ŭdychajučy znajomy hajučy vodar, jaki pamiataŭ jašče ź dziciačych hadoŭ, jak na kanikułach žyŭ u babuli. U poli ci ŭ lesie babula zaŭsiody źbirała roznyja ziołki, sušyła ich u ciomnych siencach, i jon časam pytaŭsia: našto? Ad chvaroby, kazała babula. Uzimku prastudziśsia, zachvareješ, a ja zavaru harbatki — papješ i papraviśsia... Kali b była žyvaja babula, peŭna, jana b i zaraz zavaryła jakich-niebudź lekaŭ — ad radyjacyi. Jon by vypiŭ i byŭ zdarovy. Ale babuli niama, a praklataja radyjacyja zataiłasia dzieści pablizu j čakaje. Čaho tolki čakaje? I kolki budzie čakać?

Jak pačało źmiarkacca, sałdat viarnuŭsia na bierah. Jon dumaŭ, što žančyna pajšła — što joj tut rabić ź imi? Ale akazałasia, što pobač z bamžom jana siadzić la ahniu i pra štoś cicha hutaryć. Štości raskazvaje. Kab nie zaminać im, sałdat apuściŭsia na abryvie zvoddal, pačaŭ azirać zatumanienaje viečarovaj smuhoj zarečča. Tam, miž łuhavoha kustoŭja, užo padnimaŭsia tuman, niaroŭnym pociaham płyŭ-raspłyvaŭsia la rečki, mknučysia da ŭžo zatumanienaj lesavoj dalečyni. Jak zaŭždy, śviatło mknuła źjadnacca sa śvietłym, ćma — ź ciemnatoj, musić, u tym i była ich tajemnaja spradviečnaja rodnaść. Jak i jašče paciamnieła, mužčyna z žančynaju ŭstali ad vohnišča j pajšli ŭharu, pad chvoi. Trochi sčakaŭšy, sałdat spuściŭsia da ahniu, padkłaŭ pałak i sieŭ na svajo zvykłaje miesca — tvaram da rečki. Jon paziraŭ u ahoń, ale słych jaho łaviŭ tajemnyja j jaŭnyja huki lesu. Śpiarša tam čuŭsia navoddali cichmany homan, paśla byccam kryk, jaki zmusiŭ jaho naściarožycca. A zatym paśla praciahłaha pierapynku daniośsia bieskłapotny žanočy śmiech. Što b heta ŭsio aznačała? —zasiarodžana dumaŭ sałdat, pra što-kolečy, adnak, zdahadvajučysia. Ale — tolki zdahadvajučysia. Samomu ŭ takim stanoviščy apynacca nie davodziłasia, a z mužčynskich razmovaŭ možna było mierkavać ab roznym.

Kala kaściarka jon i zadrymaŭ pad ranak — jak zaŭždy, pakłaŭšy hałavu na kaleni, i pračnuŭsia, bo adčuŭ, što chtości padyšoŭ pobač. Heta była žančyna, i jaje hołas až spałochaŭ jaho ŭ cišyni.

— Biednieńki, jon tut skorčyŭsia, by sirotka, — kazała žančyna, siadajučy pobač. Jaje lohkaja ruka lahła na jaho plačo, tvar nabliziŭsia da jahonaha tvaru, i jon adčuŭ jaje nieznajomaje dychańnie. — Napeŭna, aziab?

— Dy nie, ničoha, — cicha adkazaŭ jon, niečakana dla siabie —amal pryjazna.

— Taki maładzieńki... Chočaš, ja ciabie pahreju?

Sałdat zdryhanuŭsia ad nastojlivaha dotyku jaje abiedźviuch ruk, sprabavaŭ adchilicca. Zdajecca, jon spałochaŭsia i ŭžo hatovy byŭ źnienavidzieć siabie za toj svoj spałoch. Ale štoś niepaduładna kalučaje ŭźniałosia ŭ im znutry, i jon vaŭkavata moviŭ:

— Nie nahrelisia... Tam?

Žančyna cichieńka zaśmiajałasia.

— Dy nu! Nahrejeśsia z vami. Adzin stary, druhi mały...

— Nu i chaj, — skazaŭ jon. — Našto ž tady viažaśsia?

— Ataščali, vidać. Na žabach, — paśla paŭzy ŭzdychnuła žančyna i vyrazna z žalem skazała: — Što ž!

Paśla, adchinuŭšysia, skruciła cyharku z «traŭkaj», prypaliła ad dymnaha dubčyka z vahniu i ŭstała.

— Dumała, choć paračku nahražu. Dziela pomsty. Nie atrymałasia.

Sałdat uźniaŭ hałavu — žorstkija słovy žančyny zmusili jaho zdryhanucca.

— Čaho dziviśsia? Kažu, nahradzić chacieła. Śpidzikam. Takim maleniečkim, nievylečnym. Mianie ž taksama sałdat nahradziŭ. Nu chaj nie sałdat — aficer, jakaja roźnica. Tak što tabie pašenciła, pacan! — žorstka paviedamiła jana.

Sałdat marudna spaścihaŭ sens tych jaje strašnych słovaŭ i nia viedaŭ, što adkazać. Dziakavać abo łajacca. Chaciełasia zapytać: a jak bamž? Ale nie zapytaŭ. Chvilinu jon niaŭciamna paziraŭ na žančynu, jakaja, prysieŭšy na kukiški, sa smakam zaciahvałasia «traŭkaj». Nie dakuryŭšy cyharku, kinuła jaje ŭ vahoń i ŭstała.

— Vidnieje. Pajdu. Na Ŭkrainu ŭ jaki bok? Tudy? — machnuła jana rukoj.

— Nu, — razhublena burknuŭ jon.

— Ja tut zapłutała troški. Daŭno nie chadziła. Inšyja spravy byli, — narkota!

Narkota, narkota, — stukała ŭ jahonaj hałavie nievyraznaja dumka, i jon prypamiataŭ jaje ŭčarašnija słovy pra kilera.

— A kiler? — zapytaŭ jon.

— Što? A, kiler! — spachapiłasia jana j zaśmiajałasia, lohka j ščyra. — A vy j pavieryli!.. Jarunda ŭsio. Heta — pa pjancy...

Nie raźvitaŭšysia, jana chutka pajšła pa ściežcy da tryśniahovaj zatoki, paśla prypyniłasia, i ŭ ranišniaj cišyni śvieža prahučeŭ jaje niedaloki hołas:

— I śpid — jarunda! Schłusiła ja vam. Tak što nia bojciesia...

Sałdat śpiarša padniaŭsia, uzirajučysia ŭ jaje nievialičkuju na lesavym fonie postać, zatym apuściŭsia źbiantežany. I kali praź jakich paŭhadziny z abryvu da jaho skočyŭ bamž, tolki skazaŭ:

— Pajšła.

— Chaj idzie, — abyjakava azvaŭsia bamž. — Na Ŭkrainie narkata dziešaviej.

Sałdat nie chacieŭ jamu ni pra što raskazvać, ni tym bolej —pytacca. Sam jon razumieŭ niašmat, ale j taho, što ŭciamiŭ, dla jaho chapiła...

 

Kolki nastupnych dzion ichny najbolšy kłopat staŭ — žaby.

Zranku bamž išoŭ u niedalokaje bałota, tam razuvaŭsia, źnimaŭ portki i, aściarožna stupajučy, lez u bałota. Žaby i nia duža ŭciakali ad jaho, laniva skakali z-pad noh, i jon chapaŭ ich za daŭhija žyłavatyja łapy, pichaŭ u šapku. Praŭda, žab rabiłasia ŭsio mieniej, treba było dobra pałazić pa bahnie, kab nałavić na viačeru.

Sałdat tym časam padkładvaŭ u ciapielca drovaŭ i lez na abryŭ. Pablizu ŭ bary jon užo padabraŭ usio, što mahło hareć, ciapier pa drovy treba było iści dalej, u drobny sasońnik za baravym pahorkam. Zdaloku ciahnuć ich da rečki rabiłasia ciažka (ci, moža, chłopiec tak źniasileŭ), niekalki razoŭ na šlachu jon adpačyvaŭ u dole, darešty spatnieły ŭ svaim zašmalcavanym bušłacie. Bušłata jon nie skidaŭ nikoli, jak nikoli nie ździavaŭ svaje kuchvajki bamž. «Usio majo našu z saboj», — skazaŭ toj adnojčy, jak sałdat zaŭvažyŭ, što treba b raspranucca, bo stała horača. Bamž nie skazaŭ bolej ničoha, a sałdat padumaŭ, što toj, ź jaho niemałym vopytam, maje na hety kont i peŭnuju racyju. Jon taksama nikoli tut nie raspranaŭsia.

Pra palityku jany nie havaryli, byccam palityka ich nie datyčyła. Padobna było, što ŭ atamnaj zonie jany vyjšli z zony palityki, jak i ŭłady taksama, i padparadkoŭvalisia adno nia mienš strohim zakonam pryrody, zakonam vyžyvańnia. Tolki adnojčy, jak bamž pračnuŭsia na śvitańni, kab padmianić sałdata la kaściarka, skazaŭ niby ŭ praciah kolišniaj hutarki ci, moža, čaho ŭbačanaha ŭ śnie:

— Znaješ, sałdat, uvohule ja — za kamunizm. Načarta mnie hety kapitalizm...

— Musić, tamu, što kapitałaŭ brakuje? — z uśmieškaj skazaŭ sałdat.

— Nie, nie tamu. Pry kamuniźmie mianie, mabyć, daŭno b u turmu pasadzili. A tut pakul kaho nie zabješ, nie pasodziuć.

— A vam što — u turmu chočacca?

— Nia toje, kab chaciełasia. Ale ŭ turmie, kali paraŭnać, — raj. Asabliva zimoj. A što? Ciopła, kormiać, kampanija niejkaja. A pasprabuj pierazimavać u paddaššy. Ci ŭ kanalizacyi. Dy pavajavać ź milicyjaj, z kryklivymi dvorničychami. A ŭ śmiećcievych skryniach pry damach ciapier što znojdzieš? Ludzi sami ŭsio žaruć, tolki całafan vykidvajuć, — moviŭ jon ź niejkaju navat kryŭdaj. — Načarta mnie hety kapitalizm, lepš byŭ sacyjalizm.

— Kaŭbasa dziašovaja, — u ton jamu zaznačyŭ sałdat.

— I kaŭbasa, i šmat što inšaje. Vaźmi aharody. Možna było pajści i nakapać bulby ci tam narezać kapusty. Nikomu nie škada — usio kałhasnaje. A ciapier ciabie hatovy z ružža zastrelić za adnu markoŭku. Vuń staroha bamža ŭ Zialonym i strelnuli. Za dźvie markoŭki addaŭ žyćcio. Nie addaŭ na vajnie za radzimu, dyk za dźvie markoŭki addaŭ. Nie, našamu bratu pry sacyjaliźmie lepš.

— Musić, pry sacyjaliźmie i bamžoŭ nie było. Nie dazvalałasia.

— Nie dazvalałasia, aha, heta praŭda. Navat žabrakoŭ vyvieli.

— A žabraki i bamžy — heta nie adno j toje ž?

— Vialikaja roźnica, — skazaŭ bamž. — Žabraki prosiać, a bamžy — nikoli. Chiba, kali im sami dajuć. Bo honar majuć.

— Vo jak! A ja j nia viedaŭ.

— Bo małady i šmat čaho nia viedaješ. Ale ja ciabie navuču. Raskažu pra sacyjalizm jak vyšejšuju farmacyju... Čaho? Kapitalizmu ci kamunizmu — užo j zabyŭsia.

— Ale niekatorym i pry kapitaliźmie niabłaha, — skazaŭ sałdat. — Vuń jakija katedžy nabudavali. Znoŭ ža inšamarki...

— Nabudavali, aha. Žullo roznaje. Što jany zarabili na tyja katedžy? Nakrali i karystajucca. Była ŭłada savieckaja, a stała bandyckaja. Znaješ, adnojčy ja nie stryvaŭ. Nu, u Miensku. Baču, u dvary dvoje korpajucca ŭ novieńkim «BMV». Znaješ, apošniaja madel, usio ŭ im bliščyć, by ŭ lusterku. I hetyja pačynajuć u im raźbiracca: dzie karbiuratar, dzie turbanaduŭ, dzie šrus. A raźbirajucca słaba, adrazu vidać, usio ź niamieckaj instrukcyjaj źviarajucca. Ja padyšoŭ, až duša maja źniamieła, kažu: dazvolcie mnie, chłopčyki, tolki zirnuć, ja ž aŭtamechanik. Jany padniali hałovy, ubačyli maje tranty, i adzin sa stryžanaj patylicaj chapaje haječny kluč — mabyć, pamieru 28 na 30, i jak harknie: preč adsiul, bomž vaniučy! Nu, ja im pakazaŭ bamža vaniučaha. Ja im vydaŭ. Na dvary až kučka pensijaneraŭ sabrałasia. I znaješ, mianie padtrymali.

— Niaŭžo padtrymali?

— Jaj bohu. Adzin skazaŭ: nočču im koły paprakołvać, kab viedali. Ale heta darma. U takoha pryhažuna koły paprakołvać ruka nie padnimiecca. Chaj jeździć. Ale ja ŭžo bolej jaho nie pabaču.

— Chto ž vinavaty...

— Kaniešnie, sam vinavaty, — azvaŭsia bamž i pierajnačyŭ razmovu. — Nu, jak tam našyja žabiny? Ci varušacca?

Pad toj čas jany zrabili niekatory charčovy zapas — nałoŭlenych u bałocie žabaŭ pasadzili ŭ vykapanuju na bierazie jamku, napuścili tudy vady, kab žaby pačuvalisia lepiej. A kab jany nie vyłazili, bamž prykryŭ ich źvierchu tonkimi žerdkami.

Ciapier amal uvieś čas jon prapadaŭ na bałocie. Praŭda, zblizku žabaŭ chutka nia stała, — ci jon ich pałaviŭ, ci, moža, adčuŭšy niebiaśpieku, tyja pierabralisia ŭ dalni kaniec bałota, dzie było hłybiej i ros tryśnioh. Časta łazić tudy ŭ bahnu bamž aścierahaŭsia; znoŭ ža tam stali traplać dziŭnavatyja žaby, musić, žaby-mutanty, ci što? Niekalki razoŭ jon łaviŭ ich ź dźviuma parami daŭhich zadnich łapaŭ i śpiarša až paradavaŭsia: budzie bolej najedku. Ale paśla pakidaŭ ich u bahnu — nieviadoma jašče, čaho čakać ad hetkaha najedku. Inšym razam jamu traplalisia nievialikija žabki ź dziŭna skasabočanaj hałavoj —nie ŭ kancy tułava, a byccam jak zboku. Hetych taksama daviałosia adbrakavać. Za toj čas bamž užo nabyŭ peŭnyja viedy pra žabaŭ i raźbiraŭsia ŭ ich nia horš za jakoha prafesara. Dziva što — stolki času prabyŭ u bałocie sam-nasam z žabami. Jaho tolki trochi dziviła, što žaby nidzie nie kvakali, byccam usie stracili svoj admysłovy žabiny hołas.

Nadvorje na toj čas uvohule spryjała ichnamu bamžoŭstvu. Zranku vydaralisia niehustyja tumany, na travu kłałasia rasa. U paŭdzion ža było navat śpiakotna, i tady sałdat pierabiraŭsia na abryŭ, u zasień, pad chvoi. Na soncy jon staŭ pačuvacca błaha: duža kružyłasia hałava, časam mutnieła ŭvačču, i jon pierastavaŭ bačyć udalečyni. Ale heta ŭsio z haładuchi, ad niedajadańnia, supakojvaŭ siabie chłopiec. Pra horšaje nie chaciełasia dumać. Z abryvu jon nie pierastavaŭ sačyć za vohniščam, jakoje słabieńka dymiła, chavajučy ŭ prysaku nie patrebny da času ahoń. Niejak jon zadumaŭsia na abryvie i raptam zaŭvažyŭ, jak kaściarok mocna zadymiŭ, zaiskryŭ pad śviežym podycham vietru, što nalacieŭ ad rečki. Tady chłopiec zirnuŭ u nieba i spałochaŭsia — z-za boru sunułasia šyzaja, z zahornutymi bierahami chmara, upieršyniu zahrukacieŭ daloki raskocisty hrom.

Na vypadak daždžu ŭ bamža była padrychtavanaja niešyrokaja piačurka ŭ abryvie, dzie lažała niekalki patušanych hałaviešak. Abpiakajučy ruki, sałdat pačaŭ pieranosić z kastra drobnyja hałavieški, chavać ich u piačurku. Ale jon nie paśpieŭ. Ź nieba raptoŭna abrynuŭsia doždž-livień, bierahavy piasok umomant zmakreŭ, raka zadymieła ad strumianioŭ i burbałak, kaścior chutka asieŭ i patuch. Užo zmokšy ŭ svaim bušłacie, sałdat padaŭsia da piačurki, kab niejak uratavać nanošanyja hałavieški, ale z abryvu tudy taksama palilisia daždžavyja ručai, jany chutka zalili i piačurku, i ŭsie hałavieški ŭ joj. Tady chłopiec staŭ pobač i rospačna apuściŭ ruki...

Nieŭzabavie prybieh z bałota bamž, taksama ŭvieś zmakreły, ale z žabami ŭ pale kuchvajki. Toj adrazu zrazumieŭ, što stałasia i, moža, upieršyniu brydka vyłajaŭsia.

— Nu što ciapier? Syrymi ich žrać?

Sałdat zmoŭčaŭ, nia viedajučy, što skazać, — usio ž jon pačuvaŭ siabie vinavatym, što nie ŭbiaroh kaściarka. Ale i jak było ŭbierahčy ŭ hetaj zalevie? Mabyć, bamž razumieŭ toje j nie dakaraŭ chłopca, tolki niejak nadta zasumavaŭ adrazu. Jahony zvyčajna dziejny, badziory nastroj uvačavidki źmianiŭsia na zakłapočana-pachmury.

— Dreń spravy, — razdumna skazaŭ jon. — Što jeści budziem?

Što jeści, sałdat nia viedaŭ; nia viedaŭ, što ŭ hetaj sytuacyi možna było prydumać, i jon vinavata maŭčaŭ. Bamž abviała apuściŭsia na mokry piasok.

— I mnie niešta siońnia... — skazaŭ jon i nia skončyŭ. Sałdat zaniepakojena padniaŭ hałavu.

— A što?

— Dy ŭ hrudziach dušyć...

Sałdat maŭčaŭ, čakajučy, što bamž skaža niešta j jašče, ale toj nie skazaŭ bolej ničoha. Jany abydva ścichli pad zdrabniełym užo daždžom, razmova dalej nia jšła, kožny panura addaŭsia ŭłasnamu kłopatu. Ahulny, padobna, razam z daždžom adyšoŭ staranoj. Paśla sałdat paviarnuŭsia i pamału padybaŭ pa zmakrełym bierazie, šlopajučy padešvami pa nabryniałym piasku.

Stanovišča ich paharšałasia. Tolki paspadziavalisia na lepšaje, znajšli, jak uratavacca ad hoładu, dy raptoŭny livień adabraŭ u ich nadzieju. Što jany ciapier biez ahniu? Dy j bamž pačaŭ narakać na zdaroŭje. A niadaŭna jašče vychvalaŭsia: zahartavany arhanizm, nijakaja radyjacyja nie biare. Nie, mabyć, pierad atamnaj čumoj nichto nie ŭtrymajecca. Sprava tolki ŭ časie...

Ale što ž im rabić?

Niadaŭna jašče šmat u čym, što tyčyłasia ichnaha tut pobytu, sałdat spadziavaŭsia na bamža, čałavieka bolej spraktykavanaha ŭ zonie, mabyć, jak i ŭ žyćci taksama. Ale vo akazałasia, što j bamž nia ŭsio moža i navat nia ŭsio viedaje. Pra što-kolečy treba daŭmiecca samomu. Kali nia pozna...

Miž tym nasoŭvałasia syraja, ściudzionaja noč, naležała pakłapacicca, jak načavać. U ziamlancy-nary ŭsio abrušyłasia, leźci tudy było niejak. Trochi sčakaŭšy, pakul ścichnie doždž, jany pačali ŭładkoŭvacca na abryvie. Niedaloka ŭ lesie sałdat nałamaŭ jałovych halin, jakija pieraciahnuŭ da abryvu, udvoch z bamžom jany raskłali ich pad krajniaj sukavataj chvojaj.

— Nu j niabłaha! Praŭda, sałdat? — padbadzioryŭ siabie j jaho bamž. — Hałoŭnaje, nia padać ducham. A tam jak-niebudź...

Padobna na toje, sam jon padać ducham usio nie chacieŭ, usio čaplaŭsia za niejkuju pryvidnuju nadzieju. Zrešty, tak, moža, i lepiej, dumaŭ sałdat. Čym marnieć dy stahnać, lepš rabić vyhlad, što horšaje nie nastała. Jak nastanie, tady j pajakočaš.

Ale j jak žyć z takim adčuvańniem?

Usio ž, mabyć, treba b jamu mieć inšy charaktar, nie reahavać tak dramatyčna na niahody žyćcia, — moža, tak było b lepiej. Navučycca bolej tryvać, čaho jon nia ŭmieŭ, choć užo j tak natryvaŭsia niamała. Kali b tam, u kazarmie, jon niejak stryvaŭ, pieražyŭ soram i abrazu, jak heta zrabiŭ jahony ziamlak Pieciuchoŭ, moža b usio j abyšłosia. A tak narabiŭ biady i hetamu sabaku Drobyšavu, i sabie taksama. I kali Drobyšaŭ zasłužyŭ, što pajmieŭ, dyk zavošta jon hetak pakaraŭ siabie?

Ale j jak było reahavać inakš ci nie reahavać zusim? Nia moh jon ni skardzicca načalstvu, ni daravać kryŭdzicielam abrazu. Kolki jon nasłuchaŭsia ŭ žyćci dy načytaŭsia ŭ knižkach, što čałaviek jość stvareńnie vyšejšaje i pavinny mieć zdolnaść abaranić svoj honar. Dyk voś jon i abaraniŭ hety honar. I čaho tym damohsia?

Damohsia horšaha, čym zapeckany honar, — na hety raz pahrozy žyćciu. Što ŭžo tut kłapacicca pra honar, kali źnikaje mahčymaść žyć...

Vo trapiŭ u vaŭčynuju jamu. Kolki kudy ni skačy — nia vyskačyš.

Jašče nie zusim ściamniełasia, jak bamž loh na kalučuju jałovuju kuču, padkorčyŭ nohi.

— Nu, a ty što? — huknuŭ jon sałdatu. — Idzi kładzisia. Udvoch ciaplej budzie...

Sałdat doŭha i moŭčki siadzieŭ poruč, dumaŭ. I jak zusim stała ciomna, taksama loh plačmi da bamža. Spakvala bycam zrabiłasia ciaplej, pamału suniałasia nastyłaja dryhotka. I jon zasnuŭ.

 

Bamž lažaŭ cicha, staraŭsia lišni raz nie varočacca, kab nie tryvožyć chłopca. Snu ŭ jaho nie było, pačuvaŭsia jon błaha, darečy, nia pieršy ŭžo dzień. Śpiarša dumaŭ, što, moža, prastudziŭsia na bałocie, jak łaviŭ žabaŭ, ale na prastudu było niepadobna. Znoŭ ža da prastudy jon byŭ zahartavany, daŭno nia kašlaŭ i nie smarkaŭsia, zabyŭsia, kali chvareŭ na hryp. Ciapier było takoje adčuvańnie, niby ŭ jaho źlipłasia pravaje lohkaje, baleła, što nie ŭdychnuć; kolki dzion jon abychodziŭsia častymi drobnymi ŭzdychami, rabić chutka nia moh, moh tolki spakvala, pamarudziŭšy; navat upraŭlacca ź ciažkavatym vudzilnam jamu było trudna. Nie lahčej było j nahinacca za porstkimi žabami. Łaćviej, kali śpiarša ich było bahata. Paśla, adnak, pamienšała, i jon, haniajučysia za kožnaj, prosta źniemahaŭ da viečara.

Siarod samaj načy jon, zdajecca, zasnuŭ, ale praspaŭ zusim mała. Pračnuŭsia i lažaŭ tak, słuchajučy lesavy šum. Tajemnyja huki lesu daŭno jaho nie tryvožyli, ničoha jon nie bajaŭsia ni ŭ lesie, ni ŭ horadzie. I navat tut, u zonie, zdajeca, ništo jaho nie mahło napałochać. Sałdat za plačyma roŭna i hłyboka dychaŭ, ad jaho mknuła dobraje, hustoje ciapło, jano zaspakojvała. Usio ž kudy lepš za adzinotu było ŭdvoch, navat z dezerciram, moža navat zabojcam. Ale z maładziejšym. Usio ž staromu patrebny małady pobač. Sa starym časam cikava, ale nie zaŭždy pryjemna — małady ž abnadziejvaje, byccam małodzić navat. Navat takoha zastarełaha bamža, jak jon.

Zrešty, bamž nie zaŭsiody byŭ bamž, niekali mieŭ ułasnaje imia j navat pahony na plačach, — jak słužyŭ u vojsku namieśnikam kamandzira pa techničnaj častcy. Apošnija piać hadoŭ jahonaj słužby minali ŭ dalokim prypalarnym harnizonie, dzie jon macavaŭ rakietny ščyt radzimy i žyŭ razam z žonkaj, zahadčycaj aficerskaj stałovaj, i maleńkim synkom Dzianiskam.

Prypalarny rakietny harnizon pa sutnaści mała čym adroźnivaŭsia ad kolišniaha Hułahu; tam daloka nia kožny moh stryvać navat hod, a jany zmušanyja byli tryvać try, čatyry, a to j piać hadoŭ zapar, — pakul dačakajucca zamieny. Sucelnaja śniežnaja noč biaz dnia, marazy i ściužy, hniatlivaje pačućcio zakinutaści na kraj śvietu šmat kaho davodzili da kanfliktu z načalstvam, siamjoj, niaredka z samim saboj, što navat kančałasia strełam u skroniu. Mižvoli vajskoŭcy šukali niejkaje vyjście, praduchu ŭ hniatlivym žyćci i, viadoma ž, znachodzili jaho ŭ butelcy ci, lepiej skazać, u benzynavaj bočcy, u jakich «Vajenhandal» zavoziŭ na poŭnač 95-hradusny śpirt. Hety napoj mieŭ vysakarodny kańjačny koler i za palarnuju noč spažyvaŭsia darešty. A kali jaho nie chapała, tady ŭ miascovaj kramcy duža pavialičvaŭsia popyt na adekalony, łaśjony ŭsich hatunkaŭ, na roznyja techničnyja vadkaści.

Nampatech tady i ŭ śnie nia bačyŭ svaju chutkuju budučyniu, byŭ, jak usie, — u mieru piŭ i nia nadta ćvialiŭ načalstva. Zusim nie ćvialić było nielha, taho b nie zrazumieli ni siabry-tavaryšy, ni padnačalenyja, ni navat načalniki. A hałoŭnaje, nie było takoj mahčymaści, abstaviny vymahali. Davanaccać i bolej hadzin u boksach kala nastyłaj na marozie techniki, z daŭno pamarožanymi rukami, na ściužy j skraźniakach, u niaspynnych sutyčkach z načalstvam — svaim štatnym, štabnym i praviarajučym, — usio toje jak maje być vymatvała siły j nervy. Adzinym paratunkam ad taho było vypić, rassłabicca, abnavić nervovyja siły, kab zaŭtra znoŭ marnavać ich u tych samych boksach i tych samych sutyčkach.

Tak ciahnułasia šerah hadoŭ; mabyć, daciahnułasia b i da žadanaj źmieny, kali b adnojčy ŭ razhar palarnaj načy ŭ harnizon nie prylacieŭ novy kamandujučy rakietnych vojskaŭ. Hienerał tolki što byŭ pryznačany na hetuju pasadu rašeńniem palitbiuro, jakoje padpisaŭ sam Leanid Illič, i mieŭ žaleznuju rašučaść navieści balšavicki paradak u samym stratehičnym rodzie vojska. Zrabiŭšy dvuchdzionny razhon u padraździaleńniach, źniaŭšy z pasadaŭ dvuch kamandziraŭ i troch ich namieśnikaŭ, hienerał vypraviŭsia na nia duža daloki (za 250 kilametraŭ) aeradrom stratehičnych bambardziroŭščykaŭ. Naturalna, jak samy vialiki rakietny načalnik, jon nia moh jeździć na niejkim vajskovym «Uazie», a pryviez z saboj u samalocie admysłovy ŭradavy «Zim», jaki jaho j padvioŭ. A zaadno splažyŭ i biez taho nia duža bliskučuju karjeru dyvizijnaha nampatecha.

Zrešty, daŭno toje było, za šmat hadoŭ usio było pieradumana, i jon daŭno nia mieŭ kryŭdy na tahačasnaha hienerała, što, jak jon čuŭ, dažyvaŭ svoj viek na padmaskoŭnaj dačy. Razumieŭ, vinavaty byŭ sam, nia treba było tak pavodzić siabie, naležała b aścierahčysia. Ale j jak aścieražeśsia, kali samy blizki tabie čałaviek — žonka tolki j pilnavała, kab dzie padłavić jaho, padstavić načalstvu, bačačy ŭ tym svajo pomślivaje žanočaje zadavalnieńnie. Taho razu paśla hieneralskaha razboru ŭ klubie, jak kamandujučy ŭžo vyjechaŭ za prachadnuju, i ŭ pałku z palohkaj uzdychnuli, jon ź siabrukom u akumulatarnaj spažyli butelku 95-hradusnaha, i nampatech zavaliŭsia spać. Minułaj načy spaŭ usiaho try hadziny paśla šalonaha pieradpavieračnaha aŭrału ŭ aŭtaparku i ciapier spaŭ, jak zabity. I raptam žonka šturchaje jaho ŭ plačo — prybieh dziažurny. Dziažurny pieradaje zahad kamandzira pajechać na 27-y kilametar, dzie ŭ kamandujučaha sapsavaŭsia «Zim». Dziažurnyja ŭžo jeździli, nia mohuć zrazumieć, u čym sprava — ruchavik nie zavodzicca. Što było rabić sonnamu, niećviarozamu nampatechu? Abkłaŭ matam žonku (našto skazała, dzie śpić) i nadzieŭ paŭšubak. Mašynu jon davoli chutka naładziŭ (u toj zabrakavaŭ łancuh vysokaha napružańnia), i jana zaviałasia. Ale pakul jon korpaŭsia pad kapotam, napraktykavanaje voka kamandujučaha, musić, niešta ŭ im zhledzieła, jon papytaŭsia proźvišča nampatecha i kinuŭ adjutantu — zapišy. Nampatech padumaŭ: nu, budzie padziaka ŭ zahadzie, i ścipła paradavaŭsia. Zahad sapraŭdy nieŭzabavie pryjšoŭ z vynikami vysokaj pravierki, i tam paśla šmat čaho inšaha abjaŭlałasia ab zvalnieńni ŭ zapas nieadpaviadajučych słužbie aficeraŭ. Siarod inšych było i jahonaje proźvišča. I heta za dva hady da vysłuhi na pensiju, ź nieładami ŭ siam'i, u prypalarnym harnizonie, dzie niemahčyma było znajści ni kvatery, ni pracy.

A tut i zusim raźjušyłasia žonka, jakaja nie tryvała jaho ŭ pahonach, dzie ŭžo było joj mirycca ź biespracoŭnym. Paŭhoda jana damahałasia razvodu, a raźvioŭšysia, tut ža zapisałasia z daŭhaviazym, by žardzina, praparščykam, niadaŭnim svaim ulubioncam. Dy jašče naskardziłasia ŭ palitadździeł na maralnaje razłažeńnie niadaŭniaha muža. U časie čarhovych razborak na partbiuro jon, nie stryvaŭšy, kinuŭ na stoł svoj partbilet i ŭ toj ža viečar dobra napiŭsia. Paśla, jak nia stała hrošaj, kudyści pajechaŭ z vypadkovym subutelnikam, u niejkim paŭnočnym haradku uładkavaŭsia inžyneram miascovaha aŭtaparku, dzie praz paŭhoda jaho źnizili da bryhadzira mechanikaŭ. Zatym niekalki miesiacaŭ rabiŭ šarahovym šafioram, pakul DAI nie adabrała pravy. Mabyć, samaja para było adumacca, zrabić niejkija vysnovy z svaje karjery naadvarot, ale adumacca nampatechu nie vypadała. Najpierš nie było času. Žyŭ bieź siam'i, vadziŭsia z proćmaj siabroŭ-subutelnikaŭ, vydatnych, na jaho dumku, malcaŭ. Niechta ź ich prysvataŭ jaho da taksama niebłahoj kabieciny (niemaładoj, praŭda), jakaja rabiła ŭ hastranomie. Jak jon ciapier razumieŭ, to była ciarplivaja žančyna i chacieła jamu tolki dobraha. Jana nikomu na jaho nia skardziłasia, kali jon pa tydni nie pajaŭlaŭsia doma, tolki čaściakom płakała, i adnojčy jamu stała jaje škada. Jak jana skazała, što, moža b, jon padlačyŭsia ŭ ŁTP, jon pahadziŭsia. Try miesiacy jon sumlenna adpakutvaŭ siarod takich, jak sam, niebarakaŭ, hłytaŭ roznuju dreń, draŭ kiški ad vanitaŭ. Ale tryvaŭ, — jon sapraŭdy chacieŭ vylečycca j zaviazać. Jon duža ŭzradavaŭsia, jak doktarskaja kamisija pryznała jahonaje lačeńnie skončanym i vypisała adpaviedny dakument, jaki jon z radaściu pryvioz žančynie. Taja, nia mienš za jaho ŭzradavanaja, pryhatavała smačny abied z ukrainskim barščom, jaki jon zaŭsiody lubiŭ, zasłała na stoł novy abrus. Adnak nie chapiła chleba, i jon vyrašyŭ źbiehać u chlebnuju kramu na susiedniaj vulicy. Haspadynia dała jamu hrošaj —dvaccać piać rubloŭ u adnoj kupiury, jon chutka kupiŭ bochan chleba i skiravaŭ dadomu. Jamu možna było iści naŭprost, cieraz dvor, kala dziciačaha sadzika, a možna pa vulicy, dzie na rahu miaściłasia tutejšaja zabiahałaŭka z łaskavaju nazvaj «Urałačka». Nie padumaŭšy, jon pajšoŭ pa vulicy i kala zabiahałaŭki kaniešnie ž natknuŭsia na daŭnich siabroŭ — adnavokaha Juzia i Kolu Valaŭku. Tyja duža ŭzradavalisia sustrečy, bo nia bačylisia ad pačatku leta, i papytalisia, dzie byŭ. «Lačyŭsia, — skazaŭ jon. — U ŁTP». — «Nu, i jak?» — «Paradak. I spraŭku maju». Siabry duža ažyvieli — spraŭku naležała abmyć. Jon zavahaŭsia, ale tyja skazali: «Nia bojsia, možaš nia pić. My za ciabie vypjem». Jak było admović charošym malcam vypić za siabie, i jon zajšoŭ — na chvilinku. Taja «chvilinka», adnak, zadoŭžyłasia, jon vybraŭsia z «Urałački» niedzie apoŭnačy ŭ dym pjany, biaz hrošaj i biaz chleba. Pradaŭščyca try dni prapłakała, a zatym sabrała jahonaje majno ŭ stary čamadan i vystaviła jaho na hanak. «Ty mnie bolej nia muž. Tym bolej, my nie raśpisanyja»...

Paśla byli j jašče žančyny, dobryja i złyja, niekatoryja sprabavali pierarabić jaho, advučyć ad zhubnaje žarści. Byli jašče dva ŁTP, adzin haniebny prysud «da chimii». I ŭsio marna, biez žadanaha vyniku. Były nampatech nia moh pieramahčy ŭ sabie prahnaha šerańkaha pacučka, pacučok paśladoŭna pieramahaŭ nampatecha. Apošni pakutavaŭ, łajaŭ siabie za niaŭdačy j zryvy, ale praciahvaŭ pić, spynicca jon užo nia mieŭ siły. Hałoŭnaje — nia moh vyskačyć z peŭnaha koła siabroŭ. Kožny dzień jon byŭ na ŭzvodzie — za svaje, zaroblenyja, ci na chalavu, u doŭh. Vypić było kudy lahčej, čym prydbać pajeści, i jon čaściakom švendaŭsia pa vulicach hałodny, nervova napiaty ad niezadavolenaha žadańnia ŭsio taho ž — vypić. Tolki apynuŭšysia ŭ zonie, na absalutnaj adzinocie, niejak suniaŭsia, moža, tut paspryjała pryroda, a moža, strach nabracca radyjacyi, chto viedaje. Mahčyma taksama, što sprava ŭ prymityŭnym ładzie žyćcia, dzie nie było miesca vypiŭcy. Sapraŭdy, nichto jaho tut nie padachvočvaŭ, nia tuzaŭ i nie zabaraniaŭ, tut jon kruhły dzień pačuvaŭsia svabodnym, zaležnym tolki ad ułasnaje voli. A svaboda, smak jakoj jon dobra spaznaŭ u bamžoŭstvie, by narkotyk, ciahnuła jaho da jašče bolšaj svabody. Zdajecca, užo tut jana stała absalutnaj, i jon akryjaŭ. Kali b tolki pra hetuju atamnuju zonu nia spraŭdziłasia roznaje strachoćcie — nakont radyjacyi, abłučeńnia, radyjonuklidaŭ dy ich nastupstvaŭ. Ale, dumaŭ jon, chiba niebiaśpiečnaja tolki zona? Chiba nie chvarejuć i nie pamirajuć voddal ad jaje — ad raku, serca, ad SNIDu narešcie. I jakaja roźnica, ad čaho pamierci, kali pryjdzie toj čas. Jon sam sto razoŭ moh zahnucca, ale jahony čas, mabyć, jašče nie nastaŭ. A jak nastanie, jon škadavać nia budzie. Bo takoje było žyćcio.

Rańniaj viasnoj milicyjanty vykuryli ich z pustoj zakinutaj dačy, dzie jon ź jašče adnym niebarakam pierabyli zimu. Dy jašče naviesili na ich rabaŭnictva majomaści, jakoj jany j nia bačyli, bo daču abrabavali da ich. Mienavita tady jon rašyŭ — u zonu! Mabyć, inšaha miesca na ziamli dla jaho nie zastałosia. Prynamsi, padumałasia, što ŭ zonie jaho šukać nia buduć, i jon pražyvie tam u spakoi, kolki daść Boh. Znoŭ ža jahony naparnik, były instruktar rajkamu, skazaŭ, što ŭ zonie abo adrazu adkinieš kapyty, abo zahartujeśsia, jak stal. Naparnik viedaŭ, bo jon sam pachodziŭ z rajonu, jaki apynuŭsia ŭ zonie. Praŭda, razam jechać były instruktar nie zachacieŭ, mieŭ niejkija pryčyny. Jon ža važkich pryčynaŭ nia mieŭ i pajechaŭ, jak niekali jechali na calinu ci na BAM. Hublać jamu nie było čaho, hrošaj jon nia mieŭ, čym charčavacca ŭ zonie, instruktar jamu nie skazaŭ. Ale ŭ jaho prapaciełaj šapcy ź letniaj pary tyrčeŭ iržavy rybny kručok, jaki jaho j vyručyŭ. Užo jon biaroh jaho, toj kručočak... Uvohule la raki ŭletku žyć było možna, nichto jaho tut nie tryvožyŭ, za dva miesiacy jon nie spatkaŭ nivodnaha čałavieka. Biehły z čaści sałdat byŭ pieršy, chto tut ź im pavitaŭsia, i jon byŭ chłopcu rady. Usio ž, mabyć, čałaviek nie pavinien žyć u adzinocie, navat voŭk adzin nie žyvie.

Voś kab tolki lepš pačuvacca...

Dahetul u jaho nie było padstavaŭ narakać na zdaroŭje, pačuvaŭsia niabłaha navat na poŭnačy. Praŭda, tady jon piŭ. A tut jak vypješ — raptam natrapiŭ jon na vyraznuju dumku, ad jakoj apošnim časam niejak zusim advyk. Vo ŭ čym pryčyna, a nia ŭ toj radyjacyi...

Ranicaj, jak tolki pačało šareć, pobač zavaročaŭsia sałdat, i bamž zrazumieŭ, što toj pračynajecca. Sam jon lažaŭ moŭčki, nia majučy achvoty ŭstavać i navat razmovaju parušać ranišniuju cišyniu lesu. Nie raspluščvajučy vačej, słuchaŭ, jak sałdat padniaŭsia, trochi pasiadzieŭ, nadzieŭ u rukavy bušłat.

— Pajdu. Pa ahoń, — skazaŭ urešcie chłopiec.

Bamž pamaŭčaŭ krychu. Toje rašeńnie sałdata nie skazać, kab było dla jaho niečakankaj, ale nie adazvałasia j radaściu. Duža tryvožliva było na dušy ŭ bamža, i jon spakvala papytaŭsia:

— I kudy pojdzieš?

— A tam chutar. Za rečkaj.

— Za zonaj?

— Za zonaj.

Sałdat pieraabuŭsia, ustaŭ, zrabiŭ svaju spravu pablizu. Ale nia jšoŭ. I bamž, nabraŭšy bolej pavietra ŭ balučyja hrudzi, skazaŭ:

— Ty heta... Moža, nia varta i viartacca? Siudy...

— A kudy ž? — paviarnuŭsia da jaho sałdat. — Kudy ž bolej?

— Nu, ci mała kudy. Śviet vialiki.

— Śviet vialiki, a miesca niama. Sčytaj, dla nas nidzie niet.

— Dla nas niet, — pahadziŭsia bamž i ledźvie strymaŭsia, kab nie zapłakać. Čamuści ślozy padstupili da jaho nadta blizka, až zakruciła ŭ nosie. Ale karotkim namahańniem jon strymaŭ siabie.

Sałdat užo skočyŭ z abryvu, jak bamž jaho prypyniŭ.

— Słuchaj... Ty heta tam... Nu, moža, choć čakušačku? Nu, samahonu, kali moža...

— Što?

— Nu, heta... Vypić mnie, — słabym hołasam patłumačyŭ bamž.

— Čaho zachacieŭ! — niałaskava azvaŭsia sałdat i chutka pajšoŭ bieraham rečki.

 

Zakančeńnie ŭ nastupnym numary.

Kamientary

Ciapier čytajuć

«Pračytajcie jaje historyju». Łukašenku daviałosia apraŭdvacca pierad Pucinym za hieorhijeŭskija stužki11

«Pračytajcie jaje historyju». Łukašenku daviałosia apraŭdvacca pierad Pucinym za hieorhijeŭskija stužki

Usie naviny →
Usie naviny

Z-za čerhaŭ na miažy z Polščaj «Minsktrans» arhanizuje biaspłatnuju pierasadku pasažyraŭ

U Hiermanii zabili aŭtarku biestseleraŭ pra ruskich, kijaŭlanku Alaksandru Frolich

Pahladzicie, jakimi modnymi łakacyjami abzavioŭsia Park Horkaha16

Na Palinu Šarendu-Panasiuk zaviali dźvie kryminalnyja spravy2

33-hadovy biełaruski kikbaksior-čempijon pamior ad redkaj ankałohii7

Aŭtobus ź biełarusami pierakuliŭsia pad Varšavaj1

Jaki pryhožy trend: ludzi pieratvarajuć svaje hazony ŭ niakošanyja łuhi10

Unačy pa usioj terytoryi Biełarusi byli zamarazki, aproč adnaho horada4

Siońnia Radaŭnica — dzień, kali naviedvajuć mahiły prodkaŭ2

bolš čytanych navin
bolš łajkanych navin

«Pračytajcie jaje historyju». Łukašenku daviałosia apraŭdvacca pierad Pucinym za hieorhijeŭskija stužki11

«Pračytajcie jaje historyju». Łukašenku daviałosia apraŭdvacca pierad Pucinym za hieorhijeŭskija stužki

Hałoŭnaje
Usie naviny →

Zaŭvaha:

 

 

 

 

Zakryć Paviedamić