Praciah apaviadańnia «Ahoń nas lubić», apublikavanaha ŭ «NN» № 7'2017.
«Miły, ciabie niama doma», — Nieściarovič niekalki razoŭ pieračytaŭ čatyry słovy, napisanyja siniaj asadkaj na arkušy ŭ kletku. Heta jahony čorny natatnik z žoŭtym łahatypam mabilnaj kampanii na vokładcy, ale počyrk nie jahony. Nachił litaraŭ, intervały, filihranna vypisanaje «M» — usio inšaje. Heta napisała jana, nieviadoma navošta, nieviadoma, čamu akurat u jahonym natatniku, nieviadoma, ci mieŭsia być niejki praciah frazy. «Miły, ciabie niama doma».
Jana pisała heta toj chałodnaj viasnoj, kali bolšaść jahonych siabroŭ trapiła ŭ SIZA litaralna za paru dzion, na ŭjeździe ŭ horad byli zbudavanyja błokpasty ź miachami ź piaskom, u mietro stajali sumujučyja milicyjanty z AKSU, a na šeruju kostku praśpiekta la ŭvachoda ŭ park Čaluskincaŭ pavolna lahali śniažynki, što vysypalisia z šeraha nieba, niby pierje z parezanaj poduški. «Miły, ciabie niama doma».
Jana pisała heta, kali jon źnik biez papiaredžańnia. Źnik, bo ŭžo byŭ «tam» i nie chacieŭ tak zaprasta trapić iznoŭ. Nie papiaredžvaŭ, bo dumaŭ, što jana zrazumieje. Nie zrazumieła, tamu, siedziačy ŭ pustoj trochpakajoŭcy z rassochłymi draŭlanymi ramami ŭ voknach, praz ščyliny jakich usiaredzinu padstupna prabiraŭsia choład, słuchajučy adno marmytańnie viećcia klona, što ros adrazu za bałkonam, uzirajučysia ŭ psichadeličnyja arnamienty z kvietak na špalerach zdymnaj kvatery, jakija nahadvali ŭnutranuju abiŭku truny, jana vyvodziła: «Miły, ciabie niama doma».
Zaraz niama ŭžo ani jaje, ani doma. Vialiki šery horad staŭsia jašče bolš vialikim i šerym. Ničoha niama.
Kali ŭsio skončyłasia, chłopcy pavychodzili na volu, leta pierajšło ŭ svaju finalnuju stadyju, a «Illa prynios hnilla» i pavodle viaskovych zababonaŭ kupacca było ŭžo nie kamilfo, sam jon viarnuŭsia ŭ Horadniu, dakładniej, pieranios tudy svaju abałonku, pad jakoj užo nie zastałosia «ahniu, jaki nas lubić», adno vuholle, la jakoha jašče možna było pahreć ruki.
* * *
Nieściarovič lubiŭ i nienavidzieŭ Horadniu. Tut prajšło jahonaje dziacinstva, tut ža ŭpieršyniu jon pacałavaŭsia ŭ padjeździe, dzie padvakońni byli zastaŭlenyja vysachłymi kvietkami ŭ vazonikach, tut žyła niejmaviernaja i nievykazanaja dahetul lehienda pra horad karaloŭ Rečy Paspalitaj dy anarcha-pankaŭ z «Kaljana». Adnačasna heta byŭ horad miortvych, dzie ludzi zanadta časta nahadvali ruiny Staroha Zamka, sa ścienaŭ jakoha štohod pa načoch advalvalisia kamiani dy kacilisia, kacilisia, kacilisia, padskokvajučy, kab spynicca adno na chodniku ŭźbiarežža, tradycyjnaha «miesca źjomu» pa viečaroch u vychodnyja, tak i nie trapiŭšy ŭ chvali Niomana. Ruiny taho samaha zamka, jaki nie maje kniazia, jakomu nie patrebnyja ani ścieny, ani kamiani. Tak i z horadam — ludzi tut lišnija. Ludzi i ruiny. Ludzi-ruiny…
Nieściarovič adkłaŭ natatnik ubok i zirnuŭ na hadzińnik. Pałova na dvanaccatuju. Treba źbiracca. Cikava, da jakoj siońnia pracuje bar (toj adziny, jaki jon kaciravaŭ): da druhoj ci da čaćviertaj? Piatnica, značyć, da čaćviertaj.
Prasłuchaŭšy dziažurnuju miełodyju damafona dy brazhat žaleznych dźviarej padjezda, treba było vykanać abaviazkovy rytuał. Kišeń, zapalnička, «Kemeł-kampakt»… Cvyrk-cvyrk — i da vuhalkoŭ u voknach susiednich piacipaviarchovikaŭ dadajecca i jahony asabisty ahieńčyk. Liście kaštanaŭ šapacieła praz drobny doždž, zorak nie było vidać, adno hruvastkija chmary niaśpiešna paliravali načnoje nieba, idučy svaim, nikomu nie viadomym maršrutam.
Kali hojsaješ pad daždžom, zvyčajna dobra dumajecca. Pa-pieršaje, ludziej vobmal, nichto nie pieraryvaje ŭvahi. Pa-druhoje, nabryniałaje vilhaćciu pavietra lepš pravodzić elektryčnaść, što naradžaje dumki, ryfmy i znaki prypynku ŭ koratka stryžanaj hałavie. Dumałasia, u katory ŭžo raz, pra ich dźviuch. Tuju, jakaja była ŭ Kurapatach, źjechała, a paśla viarnułasia, ale heta ŭžo nie mieła značeńnia. I tuju, jakaja nikudy nie źjazdžała i čakała, čakała, čakała… a paśla ŭsio zrazumieła i syšła ź jaho žyćcia, pakinuŭšy dopis u natatniku.
Kažuć, što adziny sposab asensavać svajo «ja» — heta vynyrnuć choć na momant ź biaskoncaha patoku dumak i asacyjacyjaŭ, što pradukuje mozh. Dumki, pa vialikim rachunku, heta ž taksama miechanika arhanizma, jak bol, hoład, žadańnie, to bok nie tvajo asensavanaje dziejańnie, a reakcyja na źniešnija faktary. Kali žyćciom kirujuć adno źniešnija faktary — ciabie niama, ty miechanizm. Kali ž ty sam kiruješ svajoj miechanikaj, značyć, ty jość, ty «zasłužyŭ na dušu», zhodna z manichiejskaj jeraśsiu… A voś užo i znajomyja ahieńčyki na Vilenskaj. Dajšoŭ.
* * *
— Oho-o-o! Viečier pieriestajot być tomnym!
— Uhu…
— Priviet!
— Načnoj hość!
Naviersie pa piatnicach zazvyčaj było bolej narodu, čym unizie — u sklepie, dzie mieściŭsia bar. Ludzi stajali kupkami, siadzieli na chodnikach albo na vyciertych džynsami mietaličnych parenčach, kidajučysia ŭ abdymki novym cieniam, jakija vypaŭzali sa zmroku na ahmieńčyk knajpy. Tam-siam užo lažali askiepki ciomnaha škła ad piŭnych butelek, a mietraŭ za sto piaćdziasiat cichutka ciakła Haradničanka — jaje nie było čuvać, bo na vulicu vynosilisia kałonki: Anakondas, Brutto, Linkin Park — hrała ŭsio na kupu.
— Vasia, davaj jak zaŭždy, — Nieściarovič prymaściŭsia na vysokim barnym zedliku.
— Š-što? Džyn?
— Uhu.
— S-s-tonikam mahu — nap-pitak anhlijskich k-kałanizatarav.
— Tak-tak, davaj, kab na malaryju nie zachvareć.
— Adzin ma-a-mamient.
I tut pačynałasia mahija. Barmen Vasia, chudarlavy chłapiec u bandanie, fryzuru jakoha Nieściarovič dy i, zdajecca, bolšaść stałych naviednikaŭ nikoli nie bačyli, pačynaŭ biehać, dastavać zhary i stavić nazad niejkija słoiki, butelki, lapać dźviercami ladoŭni. Kruty čeł — ałchimik!
Nazirajučy za pracaj barmenaŭ z-za stojki, bačyš niešta nakštałt TV-šou: jany dla ciabie niby ŭ televizary. Bačyš, a dakranucca nie možaš: chiba hrošy pieradać ci ŭziać, što zamoviŭ. Chacia, bolš imavierna, akurat naviedniki vyhladajuć dla barmenaŭ takimi sabie akciorami: śmiajucca, pjuć, tančać, całujucca, padajuć… Zbolšaha tut usie adzin adnaho viedali, tamu barmenam davodziłasia nazirać usio tuju ž Santa-Barbaru ź niaźmiennymi hulcami, daŭno prapisanymi charaktarami dy replikami, abmiežavanaj varyjatyŭnaściu vypadkovych simpatyjaŭ, rukapaciskańniaŭ, abdymak i mižpołavych kantaktaŭ.
«Diesiať millionov rabov, novoroždiennyj bud́ hotov…» — kryčać dynamiki. Heta Vasieŭ płejlist, chacia Adela, jahonaja naparnica, zdajecca, taksama nie suprać. Siońnia jana nie nadta havarkaja: na šyi lohki šalik — zachvareła, tamu biez nastroju. Chutka pryjdzie Mark, haspadar knajpy, były hastarbajtar, i zajhraje niejkaja polskaja tema — Lady Pank, da prykładu — dzie ž ty takoje pačuješ u Miensku? A pakul… pakul možna papalić naviersie.
Praciskajučysia pamiž farbavanymi ŭ ružovy dy rudy dziaŭčatami, dobra nakidanymi chłopcami ŭ kapiušonkach dy bajkach z mudrahielistymi nazovami zamiežnych hurtoŭ, puzatymi mužčynami pad 40 u skurankach, jakija tak i zastalisia pankami-padletkami, niahledziačy na łysiny dy daŭhija barody, Nieściarovič narešcie vybraŭsia vonki. Tut zorak nie bačna, jak i abrysaŭ chmaraŭ, adno lichtary dy ahmieńčyki cyharet tutejšaj publiki. Pa karotkim daždžy ŭ pavietry zastyła pryjemnaja śviežaść.
— Darov. Nadołha tut?
— Nie viedaju. Pakul tut.
— Pania-ja-jatna, — jak zaŭždy, manatonna praciahnuŭ Siery, stary znajomiec Nieściaroviča, fatohraf. — A my ź Iraj vyrašyli zabiehčy na ahaniok.
Pobač uśmichałasia Ira, farbavanaje na błandynku zielenavokaje dziaŭčo, zachutanaje ŭ kletčatuju čyrvona-čornuju nakidku. Jana, zdaiecca, była krychu vyšejšaj za Sieraha, svajho chłopca.
— E-ej, nu čieho krivlaješsia? —
z uśmieškaj pačała nasiadać na muža, jaki zacisnuŭ hałavu ŭ plečy, Ira. — Srazu tak i po-biełorusski… Aha.
— A čo?
— Ničo. Vot on vsiehda na movie, — Ira tycnuła cyharetaj u bok Nieściaroviča, — a ty užie ili tožie vsiehda, ili na russkom davaj. Ja tak nie lublu…
— Ira…
— Dyk a ŭ čym prablema? Siery kaža jak choča. Chaj havoryć choć sa mnoj.
— Otstań, Niestierovič. Ty nie ponimaješ, — tvar dziaŭčyny ź ledźvie zaŭvažnym rabacińniem raspłyŭsia va ŭśmiešcy, zialonyja viadźmarskija vočy zajhrałali. Jana była ruskaj na 100% — dačka vajskoŭca, jaki asieŭ tut hod 25 tamu. — Pošli łučšie vniz — piť.
* * *
Padčas čarhovaha pierakuru naviersie kampaniju atakavaŭ Jura — patłaty zahulały muzyka biez uzrostu (35? 40? 50?.. nichto nie viedaŭ). Jura paviesiŭsia na Nieściaroviča i Sieraha, što było łahičnym: staiaŭ na nahach jon zusim drenna.
— A ja — spas čełavieka!
— Jura, pšoł v pi…! — Ira za słovam u kišeń nie lezła: samaje cikavaje, što pry hetym jana nie pierastavała ŭśmichacca surazmoŭcu.
— Nie, nu sierjozna! Die-je-jevušku spas. Jeje… iznasiłavać chacieli. A ja — spas.
— Jak uratavaŭ? — Nieściaroviča historyja zacikaviła, Siery ž pakul nie vyjaŭlaŭ nijakaj cikavaści dy cicha paliŭ.
Sens akazaŭsia ŭ nastupnym. Z haŭbca svajoj panelki Jura ŭbačyŭ niejkaje pierapužanaje paŭapranutaje dziaŭčo ŭ biełych škarpetkach, imavierna, u stanie šoku. Padazvaŭ, spuściŭsia, taja akazałasia dobra pjanaj dy paviedamiła, što źbiehła ź niejkaha «fłeta» — ad napadnikaŭ… Jura, vyjaŭlajučy cudy šlachietnaści, zaprasiŭ madmuazel da siabie, pakłaŭ u łožak, sprabavaŭ napaić harbataj, ale taja — vyrubiłasia. Voś i ŭsio.
— Nu, i što dalej? — Nieściaroviča cikaviła kancoŭka.
— Ništo. Śpit… navierna, — Jura mocna chisnuŭsia nazad, ale jaho ŭtrymali.
— A ty, to jesť, siuda buchać priiechał? — pierapytaŭ Siery.
— Nu da…
— Emmm, dyk a kali jana ŭ stanie šoku pračniecca?
— …
— Dźviery začyniŭ?
— Da-a.
— A znutry možna adčynić?
— Niet.
— A numar tvoj?
— Kakoj «numar»? Kvarciry?
— Bł.., numar telefona svoj — pakinuŭ? Jana pračniecca — paśla stresu i pierapoju — i što dalej joj rabić?
— …
— Aha, śmiešno, — vočy Iry zajhrali, — ja na jeje miestie s domašnieho v mientovku srazu by pozvoniła — 102. Osobienno, jeśli sobytija ona pomnit miestami. A tut — nikoho niet, chata nieznakomaja, zakryto vsie. A jeśli jeje riealno trachnuli?..
Jura pavaročvaŭ hałavu ŭ roznyja baki, ci toje sprabujučy pačuć surazmoŭcaŭ, ci toje — dačytać niepačutaje pa vusnach. Cikava, jaki adsotak infarmacyi jon naohuł razumieŭ?
— A kali jaje realna «trachnuli», radnoj, to całkam vierahodna, što siadzieć buduć nie tyja murziki, a ty, — reziumavaŭ Nieściarovič i zaciahnuŭsia cyharetaj.
— Ja-ja-ja? Za što? — Jura raspłyŭsia va ŭśmiešcy ad absurdnaści pačutaha i ŭpeŭnienaści ŭ svajoj biazhrešnaści.
— Jak tabie skazać… Tych nie znojduć ci navat šukać nie buduć — a ty vuń, pad bokam, buchoj v ž…pu dy jašče achviaru ŭ chacie začyniŭ. Takich na kožnaj zonie pałova siadzić: «dabradziei» dy čeły, što mima prachodzili.
— Striomna, ana že i chatu padžeč možet — v takom sastajanii… — narešcie ŭmiašaŭsia Siery, a paśla paŭzy dadaŭ: — Ili zdochniet prosta.
— Jura-a, na ch… ty tut sdałsia? Domoj jed́, poka nie vyšło čieho! — Ira pačała niervavacca.
— Nie-je-je, nu ja atdychaju tut, rana jechać.
— Jasna, značyć, taksi, bo jon niiaki. Razam treba jechać.
— Vmieście? Kuda?!.. — Jura kančatkova zabłytaŭsia.
— Adras kažy svoj!
— Astapoviča, 156A — 21.
— Ira, vyklikaj.
* * *
Daroha była viasiołaj, choć kiroŭca naŭrad ci čamuści ździviŭsia — usialakaje čuŭ, niemałady, sivy, mažny dziadźka, upeŭnieny ŭ sabie i maksimalna flehmatyčny. Jura, jak muzyka, u lubym stanie moh adsočvać miełodyi, što viravali pobač, tamu patrabavaŭ to pieraklučyć radyjo, to zrabić hučniej — kali padabałasia. A jašče sprabavaŭ čas-počas parazvažać pra situacyju sa zhvałtavanaj, ale Nieściarovič jaho šturchaŭ u bok, kab sivy taksist, kryj Boža, nie patelefanavaŭ «kudy treba» paśla raźliku.
«Nie razuvajcieś…» — pramarmytaŭ Jura na ŭvachodzie, choć razuvacca asabliva nichto i nie płanavaŭ. Chałaściackaja kvatera sa svajoj atmaśfieraj nie schilała da takoha rašeńnia navat pry inšych raskładach. Dzie ž jano, cieła? A voś i jano, za dźviercami…
Dziaŭčo, zachutanaje ŭ biełuju miatuju koŭdru, nahadvała sumiot, pa jakim biehali dy hralisia niedarečnyja ahieńčyki navahodniaj hirlandy, što visieła pluščom zusim pobač, na ścianie. Ružovyja i błakitnyja ahieńčyki pavolna haśli, kab paśla zaźziać z novaj siłaj, rytmična, choć rytmu hetaha nichto i nie łaviŭ. Prysutnaść «pakutnicy» vydavała adno raskidanyja pa podušcy čornyja vałasy. «Sumiot» byŭ całkam statyčny. Jana choć dychaje naohuł?..
«Ań, Ań, Ania-ja-ja-ja-a!» — Jura palez pieršym budzić svaju novuju znajomuju. «Sjeb….ł», — chłopcy vyšturchnuli Juru ŭ kalidor, kab padyści samim. Puls jość, dychaje! Dziakavać Bohu. Nieściarovič vydachnuŭ. «Tak, pošli vsie von, na kuchniu, bystro!» — tut užo pačała kamandavać Ira, jakoj ciažka było nie padparadkavacca. Zielenavokaje dziaŭčo sieła na ŭskrajku łožka i pačało cicha «kałdavać» nad achviaraj. Zaraz ahieńčyki hrali ŭžo na jaje fryzury dy dalikatnych plečykach.
Na kuchni byŭ poŭny verchał, batarei pustych šklanak ad piva na padłozie, hara niamytaha posudu ŭ rakavinie, stanok dla haleńnia i lusterka tam ža, niejkija dyski ŭ parepanych płastykavych futlarach na stale. Jura niekalki razoŭ pasprabavaŭ uklučyć muzyku, ale jamu nie dali. Haspadar, vidać, pakryŭdziŭsia i asieŭ na zedliku śpinaj da ściany — kab nie ŭpaści.
— Tak, pišy jej zapisku, — Siery znajšoŭ arkuš biełaj papiery i pakłaŭ pierad «dabradziejem».
— A što pisać? — Jura razhubiŭsia.
— Nu-u… Pišy: «Priviet, ty v biezopasnosti, vsie chorošo, moj tielefon …, skoro budu doma. Zachočieš kofie — voźmi na kuchnie…»
— Ty telefon pamiataješ svoj? — ulez u kuchonnuju dyktoŭku Nieściarovič.
— Da-a, no on otklučien. Dieniech niet, — Jura pacisnuŭ plačyma i ŭśmichnuŭsia.
— Nu, choć pra kavu napišy — i možaš nazad sjob…ć u svoj bar. Tak u ciabie choć niejkaje alibi budzie, a jana, moža, nie tak spužajecca, kali pračniecca.
U kalidory pakazałasia Ira: «Ona nikakuŝaja, pusť prośpitsia. A u vas tut čto? Čistosierdiečnoje pišieš, Jur?..»
— Jura, nie atvlekajsia, pra kofie napisał?..
Nieściarovič zirnuŭ na tvorčaść haspadara kvatery, ale hladzieć asabliva nie było na što. «Pacyjent» dahetul voškaŭsia sa słovam «priviet».
— Pahladzi, — Nieściarovič vyrvaŭ arkuš u Jury i tycnuŭ u tvar Sieramu, — biez šansaŭ!
— Malčiki, tak nomier jeho pusť napišiet kto-nibud́ iz vas — i vsie, — Ira ŭsio jašče sprabavała ŭratavać situacyju.
— Niama ŭ jaho numara, pisać niama čaho…
Niejki čas na kuchni panavała ciša, jakaja, vidać, akazałasia balučaj dla Jury, jaki znoŭ pasprabavaŭ uklučyć bumboks, ale jaho ŭ čarhovy raz pasadzili na miesca.
— Tak, vyklikaj taksi, Ira, paiechali, — Siery pačaŭ niervavacca, — a ty — zastańsia tut, prašu pa-narmalnamu.
Jura adno pakruciŭ hałavoj i skłaŭ ruki na hrudziach, pakazaŭšy, što noč praviadzie ŭ bary lubym koštam.
— Jak choča. Chaj tady jedzie z nami. Žyvaja baryšnia, i toje dobra. Ira, vyklikaj! — kinuŭ Nieściarovič, hetym razam užo cicha i abyjakava, i tut ža zapaliŭ cyharetu. A što? Hetaj kuchni i hetamu domu ŭžo naŭrad ci što zaškodzić.
Na zvarotnym šlachu ŭ bar Jura sprabavaŭ raspavieści taksistu, što jon uratavaŭ čałavieka, a paśla jaho sprabavali ŭratavać jahonyja siabry. Małady niaholeny taksist z čyrvona-zialonym ściažkom la lusterka zadniaha vidu adno ŭśmichaŭsia. Jura znoŭku sprabavaŭ spračacca za muzyku ŭ sałonie, ale heta byŭ užo dakładna nie jon, a ŭbuduavanaja funkcyja prafiesijnaha muzyki: prafiesijnaje ŭ čałavieku pamiraje apošnim.
Hetym časam na Astapoviča 156A-21 pad sumiotam źmiataj i daŭno nie mytaj koŭdry spała čarniavaje dziaŭčo, jakoje naŭrad ci kali ŭzhadaje i daviedaiecca (Jura ž pra ŭsio zabudzie) pra načnoje padarožža dziŭnaj kampanii — tudy i zvarotna. Na jaje vałasach, podušcy, vykinutaj u pustku pakoja, dałoni hrali ŭsio tyja ž niedarečnyja navahodnija ahieńčyki.
* * *
Unačy Nieściaroviču śniŭsia son. Śniłasia mienskaje mietro, dakładniej, jamu zdavałasia, što heta stalica, ale, jak toje byvaje ŭ snach, z vyhladu mietro nivodnaha razu nie nahadvała Miensk. Tam, pad ziamloj, usio było niepraparcyjna pampieznym, hihantyčnym, ludziej vobmal, usie niejkija zapavolenyja, niaśpiešnyja, z zaciortymi, jak na apieratyŭnym videa, tvarami. Ale samaje cikavaje — heta bareljefy. Kali ŭ realnaści heta musili być zorki, Lenin, «Aŭrora» dy pachvała Vialikamu Kastryčniku, to tam… toje, što było tam, navat apisać ciažka.
Nad ciahnikami, takimi ž pavolnymi, jak i prymaranyja pasažyry, navisali dzivackija pieraplacieńni ciełaŭ, łysyja hałovy tytanaŭ dy vołataŭ z dolichacefaličnymi čarapami, pramymi nasami, što, zdavałasia, išli niejak adrazu ad iłba, miortvyja vočy biez zrenak, vysokija skuły, napružanyja ciahlicy. Nu i emocyi… Na tvarach vołataŭ byŭ adčaj, rospač, vusny byli pierakreślenyja dy vykryŭlenyja pakutami. Ale ŭsio heta było niejak vielična, ichny kryk — biassłoŭny. Jany, zdavałasia, nikoha ni ab čym nie prasili — heta byli pakuty mocnych, vieličnych i pryhožych ludziej-bahoŭ.
Nieściarovič zhubiŭsia ŭ hetym mietro, jeździŭ tudy-siudy, vychodziŭ na pavierchniu, ale ničoha nie paznavaŭ, znoŭ spuskaŭsia dołu, siadaŭ u ciahnik, kab nieścisia dalej. Jon nijak nie moh znajści svaju stancyju. Pavucińnie mietrapalitena stała dla jaho łabiryntam, ź jakoha, zdavałasia, było mnostva vychadaŭ, ale nivodzin nie byŭ słušnym.
Jon pračnuŭsia… ci to ad žachu, ci to ad choładu. Na dvary było ŭžo śvietła, za adčynienym aknom kapaŭ doždž. Biezabličnaje nieba masivam šerych chmaraŭ navisała nad rodnym nie svaim horadam, dzie ničoha nie trymała, akramia ŭspaminaŭ dziacinstva. Treba było ŭstavać na nohi dy ciahnuć svaju abałonku pad chałodny duš, kab uzbadziorycca i aćvierazieć pierad čarhovym dniom, jaki nie abiacaŭ aničoha dobraha.
* * *
I hetuju, i niekalki nastupnych načej Nieściarovič pravioŭ u bary. Naviedniki ŭsie tyja ž, ažno sum biare. Ale… dzie Jura? Dzie Siery dy Ira? Ich niama. Mulajučy ŭ ruce cyharetny filtr, Nieściarovič mižvoli zapuskaŭ u hałavu nieviasiołyja dumki. A što, kali taksist usio ž taki pateliŭ «kudy treba»?.. A što, kali Jura ŭžo «tam»? A dzie ž jon, Nieściarovič, pakinuŭ svaje adbitki palcaŭ u toj «niecharošaj kvarciry»? Dźviarnyja ručki, bumboks, šklanaja popielnica na kuchni… Džyn, patrebny jašče džyn.
Niečakana niechta šturchanuŭ jaho ŭ śpinu, Nieściarovič paviarnuŭsia. O Boža, Jura! «Pacyjent» iznoŭ drenna stajaŭ na nahach, ale mocna trymaŭ u ruce butelku «Žyhuloŭskaha». Razam ź im byŭ niejki taŭstun u akularach. «Iźvinić pžłsta…» — Jura jašče byŭ zdolny padtrymlivać vobraz zahulałaha intelihienta.
— O, Jura, stajać! — Nieściarovič byŭ upieršyniu rady bačyć hetaha čałavieka.
— Emmm, — Jura niejki čas uhladaŭsia ŭ jaho, kab paśla raspłycca ŭ dziciačaj uśmiešcy na niaholenym pamiatym tvary. — O-o-o! Ženia, Žeń, — jon źviartaŭsia da taŭstuna, — vot on, on mienia spasał! Ja jejo… spas, a on — minia!
Taŭstun papraviŭ akulary i praciahnuŭ ruku ŭ vitalnym žeście. Imavierna, usiu načnuju historyju jon vysłuchaŭ užo nie adzin raz, tamu moh viedać dziejnych piersanažaŭ. «Jevhienij», — jahonaje imia niejak zhubiłasia na muzyčnym fonie. Nieściarovič moŭčki pacisnuŭ ruku.
— Eta… spasiba cibie! — Jura palez abdymacca, paśla čaho łyknuŭ «Žyhuloŭskaha». — Ženia, vot on, on, ani, vziali taksi i śpiecalna pajechali, štoby… štob minia spaści, predstavlaješ?
Ženia kiŭnuŭ, znoŭku papraviŭ akulary i zhrabnym rucham ćvieraziejšaha sabutylnika vychapiŭ butelku «Žyhuloŭ» u Jury dy źnik u natoŭpie naviednikaŭ, niby rasščapiŭšysia na atamy.
— Nu, eta, słušaj, — Jura pa-zmoŭnicku prychiliŭsia da Nieściaroviča, — daj pitnaccać tysč, nu, pałtara rubla… Nie chvatajet.
Nieściarovič uśmichnuŭsia dy palez u kišeń.
— U ciabie ŭsio dobra, Jura? Što z toj baryšniaj?
— A ničo, norm, ana praspałaś, utram my s niej piva vypili, i ana pašła. Vo-o-ot.
Pa atrymańni zapavietnaj sumy Jura znoŭku palez abdymacca, ale Nieściarovič paśpiešliva ŭstaŭ, kab pajści palić. Boža moj, čałaviek… Niaŭžo jamu zusim paralelna na svoj los? Zrešty, jakaja da taho sprava Nieściaroviču? Anijakaj. Kali jon sam źniknie z hetaha bara, tut ničoha nie źmienicca, žyćcio paciače dalej, a barnaja stojka, Jura z čužym pivam, «Diesiať millionov rabov…» u dynamikach, zorki ŭ niebie dy ich adbitki — ahieńčyki kurylščykaŭ na dvary — usio zastaniecca na svaich miescach. «Diesiať millionov…» — paŭtaryŭ šeptam Nieściarovič i ŭśmichnuŭsia, padymajučysia pa schodach.
— O! Niestierovič! — naviersie stajała z elektronnaj cyharetaj Ira.
Pobač ź joj miaŭsia niejki bajkier u skurancy sa śmiešnymi łancuhami dy ŭ kiepcy, jaki ź nianaviściu pahladzieŭ u bok Nieściaroviča. Siońnia jana była ŭžo viasiołaja i bieź Sieraha.
— Ja, kažietsia, znaju, kto budiet mienia provožať domoj!..
* * *
Nieściarovič padniaŭsia na łožku, znajšoŭ vačyma džynsy, naciahnuŭ, nie zašpilvajučy pas, uziaŭ sa stolika pačak «kienta», zapalničku i zrabiŭ niekalki krokaŭ u bok bałkona. Paśla viarnuŭsia, kab začapić telefon, i tolki tady adčyniŭ šklanyja dźviery dy vyjšaŭ na łodžyju. Akuratna pryadčyniŭ akno (škło było łopnutym, dy i štapiki nie vyhladali nadziejna) i zapaliŭ. Unizie zastyh pusty dvor, dziciačy sadok ci niejkaja škoła, samotnyja «Aŭdzi», «Falksvahieny» dy «Nisany» čakali na svaich haspadaroŭ, što pryjduć zranku. Zorak znoŭku nie było bačna, ich hłušyła śviatło z centra horada, choć vypadkovaja zdymnaja kvatera i mieściłasia niedzie na ŭskrajku, mietraŭ za 500 užo šumieli sosny parku, jaki spuskaŭsia da Niomana… takija ž sosny, jak i ŭ Kurapatach. Moža, tut taksama stralali? A moža… jašče buduć?
Nieściarovič razbłakavaŭ telefon, jamu patrebnyja byli dva adrasaty — dva proźviščy. Źmiest paviedamlenniaŭ mieŭsia być identyčnym — słova ŭ słova. «Prabač mnie, kali łaska. Za ŭsio. Jak nie — całkam maješ prava. Bolš nie turbavaćmu». Dasłać. Pajšło. Jašče raz dasłać. Pajšło. Pieršym adrasatam była Nasta. Taja samaja Nasta z Kurapataŭ. Druhim… Maša. Taja samaja, što pisała: «Miły, ciabie niama doma…», taja, jakoj nie stała z-za Nasty. Z-za Kurapataŭ. Z-za Nieściaroviča. Dajšło. I pieršaje i druhoje paviedamleńnie — usio dajšło. Nieściarovič vykinuŭ cyharetu vonki, popielnicy nie było.
U kvatery, za jahonaj śpinaj, zapaliłasia śviatło. Heta naściennaje bra — słova, pachodžańnie jakoha Nieściarovič nikoli nie moh zrazumieć. U žoŭtym pramieńni ćmianaj lampački na łožku pryŭzianałasia Ira. Jana naciahnuła na siabie cišotku Nieściaroviča, u rukach trymała knihu.
— Vyrašyła pačytać?
— Nie-je-jet. Ja eto užie čitała. Eto Hierbiert Uełłs. Lublu oč. Ja tiebie jeho podpišu siejčas.
— Tvaja knižka? — Nieściarovič prycisnuŭ dźviery, kab zaščoŭknuć špinhalet.
— Tut našła.
— Dy-y-yk…
— Kakoj ty pravilnyj! — Iryny zialonyja vočy zajhrali, jana ŭśmichałasia. — Dumaješ, ona tut nužna komu-to? Ili siuda prichodiat čitať?..
— …
— Vsie, nie p..zdi. Ja podpisyvaju.
Telefon u jahonych rukach zaśviaciŭsia. Pryjšoŭ adkaz: «Chaču ŭbačycca». Nie, nie ad Nasty, ad… ad jaje. Ad Maryi. Treba viartacca ŭ Miensk. Jak chutčej. Rankam? Tak, rankam. Nieściarovič pajšoŭ na kuchniu stavić imbryk, prychapiŭšy telefon z saboj, a Ira, zdajecca, ničoha nie zaŭvažyła i praciahvała vyvodzić podpis na forzacy knižki Uełsa.
* * *
Aleh na prypynkach praciraŭ znutry šyby svajho busika, jaki ruchaŭsia z Horadni ŭ bok stalicy. «Nu ty i nadychaŭ…» — paŭtaraŭ z uśmieškaj kiroŭca, pazirajučy na Nieściaroviča, jaki siadzieŭ na piaredniaj siadušcy. Aleh — jahony stary siabra, jaki pa pracy čas-počas haniaje na Miensk. I tut zorki skłalisia: zvanok — čas — miesca — pahnali. Čym chutčej!
— Dzie ciabie vykinuć, stary? Mahu na MKADzie niedzie… U rajonie Kurapataŭ, nie choš? Bo mnie jašče na skład zajazdžać.
— Tak, davaj, — Nieściarovič užo zbolšaha pračnuŭsia, spać u transparcie — jahonaja tema. Dzie ž jašče tak vyśpišsia? Dy i daroha lahčej prachodzić.
U kišeni Nieściaroviča zredku pilikaŭ telefon. Pilikaŭ adryvista — heta byli esemeski. Koratka zirnuŭšy, jon znoŭ i znoŭ kidaŭ čorny prastakutnik zvarotna ŭ kišeń, nie adkazvajučy. Heta była Ira. Jakaja roźnica? Jon ža jechaŭ da Mašy. Maša, jakaja «choča ŭbačycca». Maša, jakoj jon zrabiŭ niekali vielmi baluča. Maša… Maša — samaje pryhožaje žanočaje imia.
— Byvaj, a jak nazad?
— Pakul nie viedaju, jak pojdzie.
— Uhu.
— Dziakuj tabie!
Nieściarovič saskočyŭ z padnožki, vyciahnuŭ zaplečnik, Aleh machnuŭ jamu rukoj z sałona dy rušyŭ. Bieły busik źliŭsia z patokam inšych aŭto na MKADzie dy źnik. Nieściarovič pa zvyčcy, jakaja stałasia častkaj jahonaj štodzionnaj miechaniki, mižvoli paciahnuŭsia pa cyharetu. Pierad im — usio toj ža rasstrelny les, sosny, moch, vuzkija ściežki, trochu dalej — kryžy… Toj ža, što i paŭhoda tamu. Kab trapić na prypynak, jamu treba prajści praź les. Šlach da jaje — šlach praz Kurapaty. Voś jano jak vyjšła.
Spačatku jon spuściŭsia ŭ jarok, paśla adšukaŭ ściežku, pa jakoj uviesnu kružlalili patruli abaroncaŭ — jana była prysypanaja ihlicaj, časam pierarvanaja łužynami paśla niadaŭniaha daždžu. Tady, naprykancy lutaha, łužyny byli skavanyja lodam, siońnia — u vadzie adbivałasia šeraje kurapackaje nieba dy chvoja, jakuju źlohku hajdaŭ viecier.
Abychodziačy łužyny, Nieściarovič stupaŭ pa šapkach mochu, jakija chavali čorny słoj ziamli ŭ 15 santymietraŭ, utvorany pierahnojem dy hołkami, jakija spadali z sosnaŭ štohod.
Čornaja ziamla chavała žoŭty piasočak, jaki nasiŭ i ruchaŭ tudy-siudy ledavik, uzrost jakoha vymiaraŭsia dziasiatkami i sotniami tysiač hod. Piasočak chavaŭ kostki, raźbityja čaški čarapoŭ, drobnyja savieckija kapiejki 1930-ch, miatyja dužki akularaŭ, hilzy ad nabojaŭ na vintoŭku Mosina. Kostki, hilzy dy manietki chavali biezdań łabiryntu čałaviečaj śviadomaści, pa jakoj błukaje niastomny minataŭr, jakomu tolki daj vyjści na volu, pabačyć śviatło, kab dzień pieratvaryŭsia ŭ noč, pa-nad jakoj uzydzie čyrvonaja poŭnia.
* * *
Jany damovilisia sustrecca na Kastryčnickaj — idealny vuzieł kamunikacyi, a taksama niervovy vuzieł vialikaha horada, dzie žyćcio točycca jak na pavierchni, tak i pad ziamloj. Ludzi tut uvieś čas śpiašajucca, zusim nie tak, jak u Horadni, kab nyrnuć u sutareńni mietrapalitenu i pryśpiešyć vyrašeńnie ŭsich svaich spravaŭ i pytanniaŭ. Kab vyrašyć — treba nyrnuć pad ziamlu, jak hłybiej, a paśla vynyrnuć u inšym miescy i pabiehčy dalej.
Kali jon vyjšaŭ la pamiatnaj šyldy achviaram terakta 2011-ha, jana ŭžo čakała. U kutku, la biełych płastykavych dźviarej niejkaha mabilnaha apieratara, stajała minijaciurnaje dziaŭčo z zaplečnikam dy ŭ vysokich biercach. Jana ŭśmichałasia.
— Maješ cyharetu?
— Tak. Ty pališ, Maš?
— Tak.
— Daŭno?
— Nie važna. Ja chaču tabie niešta skazać.
— Uhu. Jość kaviarnia pobač…
— Nie-nie. Davaj biez kaviarniaŭ. Prosta adydziem. Šmat ludziej.
Moŭčki jany išli pobač z hałoŭnaj pustkaj stalicy — Kastryčnickaj płoščaj, — na jakoj navat vialiki natoŭp ludziej padčas mitynhaŭ vyhladaje žmieńkaj. Ludzi tut pieramahajuć unutry siabie nie strach ścienaŭ, a strach šeraj pustki, pierad jakoj jany całkam biezabaronnyja. A voś i brama… Jany źviarnuli.
— Słuchaj. Mnie… vielmi ciažka heta kazać. Ale ja mušu, — Nieściaroviču padałosia, što ŭ jaje vačach stajać ślozy, jon maŭčaŭ. — Dyk voś. Voś. Ja — ciabie — nienavidžu. Nienavidžu. Ty nie čałaviek dla mianie. Siačeš? I ja… Ja žadaju tabie ŭsiaho najhoršaha ŭ žyćci. Viedaj.
Jon hladzieŭ na jaje, tvar padavaŭsia znajomym i nieznajomym adnačasna. Niby paśla niejkaj retušy, nibyta minuła šmat hod. Ale minuła ŭsiaho para miesiacaŭ…
— Chočaš udaryć?
— Možna?
— Tak.
Dziaŭčo ŭdaryła, zalapiła pa vuchu, jon pa iniercyi krychu adchiliŭsia, ale tak — kab trapiła.
— Lahčej?
— Tak, — jana ŭśmichałasia i… płakała.
Jon hladzieŭ na jaje, paśla pieravioŭ pozirk pad nohi, paśla na vokny masiŭnaj stalinki. Vokny byli ciomnyja, śviatło tam užo vystyhła, a ŭnutry słužbovych pakojaŭ, imavierna, pracavali adno pažarnyja datčyki biaśpieki.
— Ty…
— Ja pajšoŭ.
Nieściarovič raźviarnuŭsia dy vyjšaŭ z bramy. Vyjšaŭ, nie viedajučy, kudy iści dalej, da kaho i pa što. Na praśpiekcie viravała bieźlič mašyn, pa chodnikach biehali ludzi-mašyny. Niekatoryja ź ich zvaročvali da šyldy pamiaci achviaraŭ terakta, kab spuścicca ŭ mietro.
Kamientary