Archiŭ

Vasil Bykaŭ. VAŬČYNAJA JAMA. Novaja apovieść

№ 19 (116) 1998 h.

Vasil Bykaŭ

VAŬČYNAJA JAMA

Apovieść

 

Adzinokaja postać čałavieka to źjaŭlałasia, to źnikała ŭ niehustym biarozavym padlesku, siarod vysoka pamknutych da nieba chvojaŭ. Heta byŭ małady chłapiec u zašmalcavanym sałdackim bušłacie, ź zimovaj šapkaj na hałavie. Z-pad raschrystanych kaŭniaroŭ jahonych apratak na hrudziach vyhladali sinija pałoski zanošanaj cialniaški. Schudnieły chłapiečy tvar nios vyraz niemałoha kłopatu, amal spałochu. Sałdat išoŭ nietaropka, časta spyniajučysia, časam mianiajučy napramak chady, štoraz azirajučysia — nazad i ŭbaki.

Chvajovy bor miž tym poŭniŭsia vietranym šumam, jaki nieścichana mknuŭ z vyšyni i hłušyŭ usie inšyja lesavyja huki. Zrešty, sałdat užo navučyŭsia ŭ zvykłym pošumie lesu łavić jaki inšy huk, jahony słych zyŭždy byŭ naściarožany. Ale ŭnizie pad chvojami, siarod maładoha padlesku było amal cicha, adno dalikatna trapiatała śviežaja listota biarozak. Doł byŭ jašče pa-viesnavomu hoły j šery, chiba tam-siam zielanieŭ čarničnik dy, jak zaŭždy na hrudkach, šareli łapikły biełamošniku, stupać pa jakim było miakka, by pa dyvanie ŭ pakoi. Zrešty, pa dyvanie sałdat nie chadziŭ, — adziny dyvan u ichnaj kvatery čamuści visieŭ na ścianie. Dy j botaŭ jon nie nasiŭ da vojska, a hetyja, jak nadzieŭ — ciažkija kirzačy ź niahnutkimi chalavami, — dyk i nie źnimaŭ druhi hod. I ŭ suchmień, i ŭ słatu jany byli na nahach — nia dziva, što levy pačaŭ užo «prasić kašy». Chacia što boty — prachudzilisia, pačali irvacca jahonyja štany, vajskovyja «chabe», załaplenyja na kaleniach, na adnym užo pajaviłasia dzirka. Viadoma ž, usio toje było kiepska i, mabyć, inšy raz pryčyniła b sałdatu kłopatu. Ale nie ciapier. Ciapier jamu dapiakaŭ kłopat inšaha kštałtu — sałdat chacieŭ jeści.

Hety kłopat i vioŭ jaho pa chvojnym hrudku, prymušaŭ uziracca dołu i ŭharu, u viećcie drevaŭ. To byŭ jahony kankretny intares: u dole mahli źjavicca hruzdy, učora jon ich znajšoŭ ažno try i źjeŭ. A tady spałochaŭsia ad dumki, što moža atrucicca j skanać tut, u hetaj lesavoj hłuščečy. Adnak učora abyšłosia — trochi pakruciła ŭ žyvacie j acichła. Značyć, možna charčavacca hrybami, padumaŭ jon, aby šenciła ich znachodzić. Jašče jon imknuŭsia zhledzieć u holli ptušynaje hniaździečka — drobnyja lesavyja ptuški pavinny ŭžo pačać nieścisia. Kaliści małyja padčas kanikułaŭ u babuli na vioscy aparoli na ŭźlesku małoje hniaździečka, ź jakoha vykacilisia čatyry šerańkija jaječki. Dva ź ich raźbilisia, a dva jon aściarožna prynies u chatu. Babula nasvaryłasia: našto paburyli ptušynaje žytła, Boh pakaraje. Tady jon sapraŭdy paškadavaŭ: našto było buryć? Inšaja sprava ciapier, kali daŭno ŭžo niama babuli, a Boh, padobna, zusim adviarnuŭsia ad jaho. A hałoŭnaje — jon dobra spaznaŭ, što hoład — sapraŭdy nia ciotka.

Ni hruzdoŭ, ni hniozdaŭ u holli, adnak, nie traplała. Nie było bačna i ptušak, nia čułasia ichnaha śpievu, i sałdat padumaŭ, što, moža, hetak tolki ŭ bary. Mabyć, varta było paviarnuć z hrudka ŭniz, u syravaty alešnik na bierazie rečki. Učora jon chadziŭ tam, praŭda, taksama z nulavym vynikam. Ale ŭčora jaho rana vyhnaŭ adtul viesnavy doždžyk, ad jakoha chłopiec schavaŭsia pad baravymi šatami. U katory raz za viasnu chvoi ratavali jaho ad daždžu j davali prytułak nočču, ale charču tut nie było. Pad chvojami nie rasło ničoha, doł byŭ husta ŭsypany suchoj ihlicaj, pa jakoj poŭzali viesnavyja kuzurki. Unačy, jak jon spaŭ na hrudku, pad jahonyja apratki nalezła murašoŭ, i chłopiec usio rańnie cior łytki, kab ad ich pazbavicca.

Syravatyja alešnikavyja miaściny ŭvohule jon nie lubiŭ, i za čas svajho lesavoha błukańnia zvyčajna abminaŭ ich. Našmat viesialej było bryści boram, dzie stromkija chvoi začaroŭvali svaim vyhonistym charastvom, asabliva ŭ cichmany soniečny nadviačorak, kali ichnyja vieršaliny ŭračysta źziali ŭ zołacie nizkich promniaŭ. A na ŭźlesku ci dzie na prahalinie časam traplała jakaja staraja sukavataja chvaina z takim kryvulakam-suččom, što pa-chłapiečy karcieła ŭźleźci na jaje i nie źlazać da nočy. Pieršy raz sałdat trapiŭ u vialiki chvajovy les na vyjeździe, u čas maneŭraŭ, jak tolki pryjechaŭ z «vučebki» ŭ połk. Aŭtamabili suviazi tady pastavili pad chvajovyja šaty, nie spatrebiłasia j naciahvać sietki. Sałdat pracavaŭ na radyjostancyi i praz rasčynienyja dźviery try dni j načy dychaŭ smalistym vodaram boru i słuchaŭ śpievy ptušak. Škada, vučeńni nieŭzabavie skončylisia, a zatym usčałosia takoje, pra što nia chočacca i ŭspaminać. Dy j zabyć niemahčyma.

Alešnik nad rečkaj vaŭsiu zielanieŭ sakoŭnaj listotaj, musić, vilhaci tut chapała. U dole praz ssochły bylnioh prabivalisia halinastyja kalivy krapivy, nastyrčylisia suchija dubcy malińniku. U im vyrazna prykmiačałasia zakinutaja ad letašniaha ściežka. Nu viadoma, ściežka kiravała pa bierazie, uzdoŭž rečki, jakaja kruciłasia pobač. Sałdat zaściarožliva pajšoŭ pa joj, asabliva nia dbajučy, kudy, — ściežkaj zaŭsiody karcieła niekudy iści. I tady jaho čujny na pachi niuch złaviŭ u pavietry harkavaty pach dymu. Sałdat spyniŭsia. Nu peŭna, to byŭ dym ad lesavoha vohnišča — dzieś hareŭ kaściarok. A moža, toje niesłasia z pola, na momant usumniŭsia sałdat. Ale nie, pole ŭsio ž było dalekavata adsiul, za bałotam, vioski tam ci nia ŭsie ŭžo papalili-paniščyli. Heta ž poruč z zonaj. Ci, moža, taksama ŭ zonie — nie zrazumieć. Kazali, na miažy z zonaj niadaŭna jašče byŭ drot na kolli, ale drot u šmat jakich miescach źniali, parezali — na prodaž ci što? Milicyja časam patykajecca siudy na svaich «Uazach», ale ŭ milicyi brakuje benzynu, a hałoŭnaje — kamu chočacca lišni raz leźci ŭ atamnaje piekła? Nie chaciełasia leźci j sałdatu, ale vo musiŭ. Kali jaho ŭ chleŭčuku na chutary ledźvie nie aparoła milicyja, jon bolej ryzykavać nia staŭ. Dy j haspadar, samasioł-chutaraniec skazaŭ: treba tabie iści adsiul, chłopiec. Što ž, jon razumieŭ i nie chacieŭ licha ni sabie, ni staromu, jakomu padziakavaŭ za toje, što toj prytuliŭ na tydzień u ściužu. I jon pajšoŭ, kudy hladzieli vočy. Vočy i pryviali jaho ŭ zonu.

Praŭda, mahło tak stacca, što jon sam pakaraŭ siabie navat bolej stroha, čym heta zrabiŭ by vajskovy trybunał. Usio ž zona — nia raj, kali adsiul usich vysielili, kali siudy baicca patykacca milicyja, kali ŭ hazetach nie pierastajuć pisać pra cezij dy stroncyj, jakimi zasypana navakolle. Uvieś śviet ustryvožany. Zachad honić humanitarnuju dapamohu, lakarstvy, vyvozić dziaciej na azdaraŭleńnie. Dyk to z bližnich da zony pasieliščaŭ i viosak, a jon vo ŭlez u samaje piekła. Praŭda, i jon napačatku bajaŭsia, dumaŭ, zachvareje. Ale za paŭtara miesiacy ničoha kiepskaha ŭ sabie nie zaŭvažyŭ, navat nie prastudziŭsia ni razu, pačuvaŭsia byccam narmalna. Kali b tolki było što jeści. Dy j stary chutaraniec Karp, jaki z chutara nikudy nie patykaŭsia, za ŭsie hady paśla avaryi pačuvaŭsia, kazaŭ, moža lepiej za kaho z maładych. Bo nia piŭ — heta hałoŭnaje. A harełka, jana horš za radyjacyju dla zdaroŭja i biez pary hubić mužčynaŭ. Charču ž u chutaranca chapała — była karova, śvinčo, dziasiatak kurej dy sabačka Kudłacik, — i ŭsie žyvyja, zdarovyja. Karp svaim prykładam zdorava abnadzieiŭ sałdata, asabliva jak skazaŭ, što i pa susiedztvu, za šašoj taksama niechta žyvie (čutno, jak breša sabaka), dy j za bałotam u byłoj vioscy taksama pajavilisia samasioły, — žyvuć biez elektryčnaści, kramy i ŭłady. Što biez ułady — duža spadabałasia sałdatu, jak Karpu — što biez kałhasaŭ. Nichto, mabyć, im nie dakučaje — nie pamahaje, ale j nie zaminaje, haspadar, jak chočaš. Vo, dažylisia mužyki, viek pra toje nia maryli.

Tak, moža, jano j dobra, dumaŭ sałdat, moža, i niabłaha starym. Ale vo maładyja, syny i ŭnuki taho ž Karpa, usie paraźjechalisia, nichto na chutary nie zastaŭsia. Značyć, čahości bajacca. Značyć, jość čaho apasacca...

Hetkija dumki nia pieršy ŭžo raz leźli ŭ zatłumlenuju hałavu sałdata, moža, jany adtul i nie vyłazili. Jon i bajaŭsia, i supakojvaŭ siabie, i mierkavaŭ i tak, i hetak. Ale što jon moh zrabić lepš, kudy padacca? Biez dakumentaŭ, biaz hrošaj. Pieššu ci daloka dojdzieš, a na pieršaj ža aŭtobusnaj stancyi jaho voźmie milicejski patrul. Doma jaho nichto nie čakaŭ; mačacha, kali b daznałasia pra jaho, adrazu b pabiehła ŭ milicyju ci ŭ vajenkamat — hetaja tolki j čakała, kab jaho pasadzić. Siabry? Paśla taho, što zdaryłasia, jakija mahli być siabry?

Kryvulakaj-ściežkaj u kustoŭi sałdat prajšoŭ uzdoŭž rečki, aściarožna vyhlanuŭ z-za kusta na bierah. Usiudy było pusta, dy j dymam byccam pierastała patychać, — moža, pieramianiŭsia viecier? Tady jon znoŭ paviarnuŭ ad rečki da chvojaŭ i, uźlezšy na pahorak, apuściŭsia na padušku miakkaha biełaha mochu. Było ciopła, navat uhreŭna, ale svoj skareły bušłat sałdat nie źnimaŭ nikoli —ni ŭdzień, ni ŭnačy. Tut jaho adrazu apanavali muraški —zabiehali, zamitusilisia pa abdrypanych chalavach botaŭ, mabyć, dzieś blizka byŭ ich murašnik. Hladzi, jakija porstkija, padumaŭ sałdat, i nijakaja radyjacyja ich nie biare, prystasavalisia za miljony hadoŭ. Vo, kab tak čałaviek! Ale čałaviek, mabyć, nikoli nie prystasujecca da hetaj atamnaj pahibieli, — nia toj arhanizm. Dobra heta ci nie, sałdat nia viedaŭ. Moža, i dobra, inakš čałaviek moža pieratvarycca ŭ muraša... A kali nie pieratvorycca i adkinie kapyty — chiba tak lepš? Vuń mamanty nie prystasavalisia i ŭsie pahinuli. Ciapier tolki kości vykopvajuć ź viečnaj mierzłaty. Moža, taki los napatkaje i ludziej...

Ale mamanty nia sami siabie pahubili, a niejkija abjektyŭnyja pieramieny ŭ śviecie. A čałaviek? Sam — siabie.

Vo daŭ Boh čałavieku rozum — na ŭłasnuju zhubu.

Jak sałdat pierastavaŭ dumać pra ježu, tady jaho pačynała adolvać drymota, i jon byŭ hatovy zasnuć. Udzień spać, adnak, bajaŭsia. Choć tut, u lesie, nikoha jašče nie spatkaŭ, aproč chiba jakoj drobnaj žyvioliny — vožyka ci zajca. Ludziej tut nie było. Śpiarša toje abnadziejvała sałdata, ale zatym pačało navat pałochać — usio ž ci nie darma jon siudy prydybaŭ? Musić, ludzi ŭsio ž adčuvali niešta niadobraje. Znoŭ ža adzinota pačała jaho pryhniatać, i čym dalej jon tut badziaŭsia, tym bolš. Dy što zrobiš? Rozumam jon davodziŭ sabie, što inakš nielha, što tut jon nie pa ŭłasnaj voli, što lepš być adnamu. Ale, zdajecca, i adnamu było niejak, nie tryvała duša. Vo ŭ čym zahvozdka.

Trochi palažaŭšy na suhrevie, sałdat znoŭ adčuŭ podych dymu i na hety raz zatryvožyŭsia nie na žarty. Chutka padchapiŭsia, paŭziraŭsia ŭ bor, u alešnik unizie. Zatym, pamierkavaŭšy, znoŭ pacichu pajšoŭ da rečki. Zdałosia, dymam paviejała mienavita adtul.

 Dzie ściežkaj, a dzie naŭprost praz chmyźniak sałdat vyjšaŭ na niešyroki ŭźbiarežny łužok, abyšoŭ jaho pa krai alešniku. Łužok byŭ pusty. Blizka da rečki znoŭ padstupaŭ abryvisty bierah z chvojami, i jon pajšoŭ pablizu nad im, kab bačyć bierah. Jašče zvoddal na račnym pavarocie zhledzieŭ niejkaje žytło ŭ abryvie —ciomny łaz u ziamlanku-naru, prykryty źvierchu žardziom. Na kancy adnoj žardziny matlałasia-sochła niejkaja anuča, i navoddal, na samym bieražku lena dymiŭ kaściarok, dym ad jakoha, mabyć, i patryvožyŭ sałdata.

I tady troški dalej na bierazie jon ubačyŭ čałavieka.

To byŭ nievialiki mužčyna ŭ kuchvajcy, u ssunutaj na patylicu zimovaj šapcy, jon machnuŭ u pavietry biełym, mabyć samarobnym vudzilnam, źnieruchomieŭ na kolki sekundaŭ i dakładnym rucham vykinuŭ na bierah bliskučuju rybinu. Rybina, jak bačna było zdala, nadaryłasia ładnaja, nie jakaja tam uklejčyna, — sałdat toje vyznačyŭ peŭna. U hety momant čałaviek taksama ŭbačyŭ sałdata, jaki ad niečakanki nie paśpieŭ kudy zachinucca. Musić, treba było biehčy adsiul, ale taja ŭdałaja rybina ŭ čužych rukach niby začaravała zhaładniełaha chłopca, i jon znarok pavoli pajšoŭ da rybaka.

— Zdraście...

Rybak nie adkazaŭ i navat nie pamknuŭsia da svaje rybiny, jakaja biłasia ŭ travie na bierazie. Utaropiŭšysia ŭ nieznajomca, toj musić, vyvučaŭ jaho, taksama nia viedajučy, jak pastavicca da jahonaha tut źjaŭleńnia.

— Lešč? — zapytaŭsia sałdat, aby nie maŭčać.

— Padleščyk, — skupa adkazaŭ rybak i rašuča ŭskinuŭ da jaho abrosłaje ščećciu padbarodździe. — A ty skul tut uziaŭsia?

— Usio adtul, — niapeŭna adkazaŭ sałdat i niaŭład sa svajoj aściarohaj sieŭ niepadalok u dole. Čałaviek jašče paŭziraŭsia ŭ jaho, štoś miarkujučy.

— A ty heta — nie ź milicyi?

— Nie-a. Z armii.

— Demabilizavany?

— Dezercir, — raptam skazaŭ sałdat i ŭnutrana schamianuŭsia. Nikoli jašče jon nie vymaŭlaŭ usłych hetaha słova, jakoje ciapier niejak samo źlacieła ź jazyka.

Rybak, vidać było, ščyra ździviŭsia, až chaknuŭ.

— Vo heta dzieła! Pieršy raz baču dezercira.

Jon sprytna ździeŭ z kručka trapiatkoha padleščyka, kinuŭ u travu, dzie, jak zaŭvažyŭ sałdat, užo lažała niekalki raniej złoŭlenych rybin. Čałaviek havaryŭ hučna, vidać, z namieram pastavicca da chłopca stroha, moža navat surova, — usio ž jon byŭ kudy starejšy. Ale sałdat ciapier nia duža na toje zvažaŭ, jon užo adčuvaŭ, što rybak nie taki j surovy, jak choča zdavacca.

— A dajcie ja, — raptam prapanavaŭ chłopiec, jak čałaviek uździeŭ na kručok novaha biełaha čarviaka. Rybak trochi zmoŭčaŭ, a zatym rašuča sunuŭ u jahonyja ruki šurpataje laščynaje vudzilna.

— Na. Kali ŭmieješ.

— Niekali łaviŭ...

Čałaviek adyšoŭsia na sušejšaje i sieŭ na bierazie.

U sałdata adrazu klunuła, i jašče praź dźvie pakloŭki jon vykinuŭ na bierah znoŭ takoha ž, jak raniejšy, ładnaha padleščyka. Rybak uskočyŭ, źniaŭ rybinu, pasunuŭ da jaho bližej bieraścianku z čarviakami.

Za nia duža daŭhi čas sałdat vykinuŭ u travu jašče troch padleščykaŭ, i rybak až zachvalavaŭsia.

— Nu, dezercir, nu małajčyna! Značyć, rybackaje ščaście maješ. Ja tut z ranicy try štuki, a ty za piatnaccać chvilin čatyry. Nu-nu! Davaj łavi bolej...

Sałdat sam dziviŭsia ŭ dušy — nie taki ŭžo jon i rybak. Jak i ŭsie, niekali vudziŭ u dziacinstvie, a tut takaja ŭdača! Paśla, dobra, praŭda, sčakaŭšy, źniaŭ z kručka jašče adnu ŭklejčynu. Ale zatym u ryby, mabyć, nastaŭ pierapynak, i kolki jon ni kidaŭ papłavok u toje dy inšaje miesca — ničoha nie ŭziałosia.

— Ładna, — skazaŭ narešcie rybak. — Treba hetu zasmažyć.

— Dzie? — sałdat prahłynuŭ ślińki.

— Na vohniščy.

— A radyjacyja?

— Nu, i chren ź joj, radyjacyjaj. Smačniej budzie, — skazaŭ rybak i ŭpieršyniu z pryjaznaściu zaśmiajaŭsia, pakazaŭšy ščarbatuju skivicu. Sałdat ź cikaŭnaściu ŭhledzieŭsia ŭ jahony husta abrosły tvar, — mabyć, čałaviek byŭ jašče nie stary, ale ŭžo mocna pakamiečany žyćciom, moža navat chvory. Sabraŭšy ŭ niejkuju anuču rybin, jon panios ich da kaściarka, dymok ad jakoha cicha kureŭ nad bieraham. Sałdat pabryŭ śledam — usio ž jon adčuvaŭ niejkaje svajo prava na tych padleščykaŭ.

— Zapałak niama? — zapytaŭ na chadzie rybak.

— Niama.

— Heta horš. U mianie taksama skončylisia. Tak što duj za suččom.

Čałaviek pačaŭ razhrabać vuholle, a sałdat uźlez na nievysoki abryŭ i pajšoŭ u bor. Pablizu, adnak, sučča ŭ dole było małavata, i jon zmušany byŭ adyści dalej, u chvojnik. Niejak jon byŭ navat rady, što natrapiŭ na hetaha rybaka, što złaviŭ padleščykaŭ i ciapier, moža, zbolšaha spatolić hoład.

Praz kolki času sałdat pryvałok važkaje biarema sušniaku, kinuŭ la vohnišča. Rybak aščadna pierahortvaŭ prysak — piok rybiny. Niejki čas jany zasiarodžana maŭčali, napružana čakajučy samaha žadanaha momantu, jaki, adnak, trochi adkładvaŭsia.

— Daŭno tut? — zapytaŭsia rybak.

— Druhi miesiac.

— Oho! — rybak uvažliva paŭziraŭsia ŭ chłopca. — I ciabie nie skruciła?

— Dy byccam nie...

— Tady j nia skrucić, — upeŭniena abjaviŭ rybak. — Kali za miesiac nia ŭziała, dyk i nia voźmie. Jana, ci viedaješ, nia kožnaha biare.

— Chto viedaje, — cicha moviŭ chłopiec.

— Ja viedaju. Ja tut užo try miesiacy. I ni čarta: zahartavany arhanizm!

— Jak ža vy jaho zahartavali?

— Harełku piŭ.

— Zrazumieła, — skazaŭ sałdat.

— Stolki vypiŭ, što nijakaja chalera nie biare. Tak što j ty nia truś.

Sałdat nie piarečyŭ i nie pahadžaŭsia — troški padziviŭsia samaŭpeŭnienaści rybaka, ale chto viedaje. Moža, i praŭda, što harełka zahartoŭvaje — jamu lepiej vidać. Sałdat ža harełki vypiŭ niašmat i tamu naŭrad ci moh ličyć siabie zahartavanym.

Jany siadzieli tak — bolej moŭčki la haračavataha ciapielca, jakoje to ŭspychvała nievialikim połymiem, to pačynała dymna kureć, abkurvajučy ichnyja tvary. Sałdat nijakavata advaročvaŭsia, ale nia zrušvaŭ ź miesca. Rybak ža, amal nie reahujučy na dym, dbajna pavaročvaŭ i ahartaŭ prysakam rybiny.

— Vo hetaja ŭžo, moža, i hatovaja. Pierakładziem jaje siudy, a hetaha bližej da ahniu, vo... Žaru tut nia nadta j patrebna, kab nie zhareła...

Narešcie jon vyhrab adnu i, abpiakajučy zapeckanyja palcy, trochi abcior ź jaje popieł.

— Nu vo! Nie padsmažyłasia — padhareła. Ale jeści možna.

Vyhrabšy jašče adnu, nie ŭtrymaŭ i kinuŭ dalej u travu.

— Častujsia. Lepšaj nia budzie.

Rybina była duža haračaja — nia ŭziać u ruki, sałdat raskryšyŭ na travie reštki nalipłaha na joj vuholla i pačaŭ addzirać kaścistyja kavałački. Uvohule było smačna, jon zžavaŭ usio, što možna było zžavać, staranna absmaktaŭ kalučy chrybiet. Ale było da rospačy mała, i toje zrazumieŭ rybak.

— Biary jašče adnu. Bolej nia dam, — stroha abviaściŭ jon.

Što ž, i za toje dziakuj, padumaŭ sałdat, majučy, adnak, nadzieju, što rybu jany ŭsio ž padzielać paroŭnu. Ale rybak i sam źjeŭ tolki dźvie i razdumna pamarudziŭ, štoś vyrašajučy.

— A ładna! Jašče pa adnoj. Astatniaje ŭrańni.

Źjeli j jašče pa adnoj i znoŭ nie najelisia. U prysaku zastalisia try apošnija, i rybak pryniaŭ niepaźbiežnaje rašeńnie:

— A čort ź joj! Što pakidać... Jašče da ranku nie dažyvieš —radyjacyja!

Mienavita takoha rašeńnia j čakaŭ sałdat. Chiba što niedarečny napaminak pra radyjacyju niepryjemna škrabanuŭ jahonyja adčuvańni, ale jon chutka na toje zabyŭsia. Nie ŭstajučy ad ciapielca, jany źjeli ŭsie rybiny; rybak dbajna zaharnuŭ vuhalki, pakidaŭ u ich niedaharki.

— Ty panačuješ ci pojdzieš? Chacia kudy tabie jści, praŭda? —papytaŭsia jon prosta, niby daŭni znajomy. I sałdat niečakana dla siabie hetak ža prosta adkazaŭ:

— Praŭda.

— Nu i chaj! Tut takaja sprava — trymać ahoń. Zhaśnie —budziem syruju rybu žrać. Paniaŭ?

— Dy ŭžo ž, — bolej badziora adkazaŭ chłopiec, adrazu prypamiataŭšy źmiest adnoj knihi, jakuju čytaŭ u škole. Kniha nazyvałasia «Baraćba za ahoń». Tady jaho nadta ŭrazili padziei, što adbyvalisia ŭ pieršabytnym plemieni, jak u taho zhas ahoń. Ciapier im dvum pahražała niešta padobnaje.

— Ciabie jak zvać? — krychu padabrełym hołasam zapytaŭsia rybak.

— Dy sałdat prosta, — padumaŭšy, adkazaŭ chłopiec. Jamu zusim nie chaciełasia nazyvać siabie, a chłusić taksama jon nia mieŭ vialikaj achvoty.

— A ja bamž* prosta, — u ton jamu adkazaŭ rybak i zaśmiajaŭsia.

Što ž, chaj budzie tak, padumaŭ sałdat. Adzin dezercir, druhi bamž, — syšłasia sałodkaja paračka, źjedliva padumaŭ jon.

— Takija spravy, — niapeŭna zakruhliŭ karotkuju hutarku bamž i vyciahsia na travie. Z-pad rasšpilenaj vatoŭki ź dziravym podkładam ahaliŭsia jahony zapały žyvot uvieś u niejkich siniakach i bolkach, i sałdat zvažliva advioŭ pozirk. Padumaŭ, adnak, što ciapier i ŭ jaho nia lepšy. Palažaŭšy krychu, bamž znoŭ padniaŭsia, sieŭ na travie.

— Nie pajeli — tolki žyvot razhniavili. Znaješ, sałdat, biary vudu i zakidvaj. Moža, i jašče voźmiecca...

Sałdat pasłuchmiana ŭziaŭ z dołu nia nadta zhrabnaje vudzilna z nakručanaj na jaho žyłkaj i pajšoŭ na raniejšaje miesca, dzie niadaŭna klavała.

— I hladzi mnie kručok! — huknuŭ zzadu bamž. — Adarvieš —hałavu skruču!

Dy ŭžo jak-niebudź, adkazaŭ jamu ŭ dumkach sałdat.

Uvieś nadviačorak jon kidaŭ u nievialičkuju zatoku vyrazany z chvajovaj karyny papłavok i ŭsio marna — klovu nie było. Tady jon pierajšoŭ u inšaje miesca — dalej za tryśnioh, nižej pa ciačeńni. Ale j tam ŭ jaho ni razu nia klunuła. Nadvorje tym časam usio lepšała, zrabiłasia zusim ciopła, nad vadoj taŭklisia kłubki maškary. Viecier suniaŭsia, kruhlavaja račnaja zatoka, by ćmianaje lusterka, adbivała niazyrkaje charastvo lesavoha bierahu, za jaki pavoli zavaročvała raka. Nizka navisłaje nad vadoj kustoŭje łaźniaku na tym bierazie kłała na vadu hłyboki lustrany pryciemak, dzie, napeŭna, vadziłasia ryba. Moža, navat laščy, kali ŭ jaminie, padumaŭ sałdat. Ale jak pierabracca tudy, kab nie raździavajučysia, razvažaŭ jon, hublajučy cikavaść da vudy. Było cicha j łahodna, i ŭžo nia vieryłasia ŭ tuju pahrozu, jakaja hadami navisała nad krajem, jakoj hetak bajalisia. Ale, moža, darma? Moža, toj strach pierabolšany? Niejak ža žyvie kala raki bamž i navat fanaberycca — zahartavany! A moža, jon hetak, kab nia dumać pra horšaje j padbadzioryć siabie? A zaadno j jaho taksama.

Jak sonca schavałasia za vieršaliny chvojaŭ, sałdat vykinuŭ z vady nievialičkaha akuńka — i ŭsio. Bolej da samaha źmiarkańnia ničoha ŭ jaho nie ŭziałosia. Na vadzie ŭžo ciažka było ŭhledzieć nieruchomy papłavok, i chłopiec zmataŭ vudu.

— Nu-u... A ja dumaŭ! — rasčaravana sustreŭ jaho bamž, ležačy la ciapielca. — Značycca, takoje tvajo ščaście...

— Nie klavała zusim.

— Heta jana jak kali. Niejak za rańnie ja vyvudziŭ šeść štuk. A paśla dva dni nivodnaj. Prosta złość biare. Ale j žrać chočacca...

— A bolej tut — ničoha? — papytaŭsia sałdat.

— A što ž tut jašče? Hryboŭ, jahad niama — jašče rana. Źvieryna ŭsia syšła preč. Ludziej adsialili. Što biehłym bamžam zastajecca?

Tak, musić, niašmat zastajecca biehłym bamžam-dezerciram, zhodna padumaŭ sałdat. Ale što možna było zrabić, kab zdabyć charču, jon nia viedaŭ, jak nia viedaŭ taho j bamž. Zrešty, toj, mabyć, i nia nadta kłapaciŭsia pra ježu.

— Tut, znaješ, takoje dzieła: mienš budzieš jeści — daŭžej pražyvieš, — nie zrazumieć, žartam ci nasurjoz zaznačyŭ jon. —Mienš radyjacyi spažyvieš. Tak što nam hoład karysny.

Nie, z tym sałdat nia moh pahadzicca, — jon i tak zhaładnieŭ darešty, a siły ad taho nie paboleła, — pamienšała, heta peŭna. I jon usio dumaŭ, dzie kab što źjeści. Ale ciapier la rečki źjaviłasia nadzieja, i jon nie chacieŭ nikudy adsiul iści.

Jak stała ciamnieć, bamž padniaŭ z dołu vudzilna i adviazaŭ ad žyłki kručok, jaki akuratna začapiŭ za padkład kuchvajki.

— Treba bierahčy, a to... Spać chočaš?

— Nia duža, — adkazaŭ chłopiec.

— Dyk pilnuj ahoń. A ja kimarnu paru hadzin.

Bamž na kukiškach palez u ciesny łaz svaje ziamlanki ŭ abryvie, a sałdat zastaŭsia la kaściarka.

 

Jon patrochu padkładvaŭ ŭ vahoń suchija chvajovyja pałki, sanlava sačyŭ, jak pavoli, ale nastojliva miž drevaŭ tačylisia, bolšali, ubiralisia ŭ siłu, kab zatym pačać mizarnieć, lanivyja jazyki połymia. Tady znoŭ treba było padkłaści. Časam na chłopca šuhała dymam — ad podychu vietru z rečki. Naŭkoła panavała ciemra; čornaj račnoj zatoki adsiul było ŭžo j nia zhledzieć. Adno niaroŭna śviciŭsia — to jarčeŭ, to ciamnieŭ — nievysoki piaščany abryŭ z naroj pobač. Bor unačy amal pierastaŭ šumieć, i navakoł zrabiłasia až zanadta cichmana.

Na chłopca znoŭ abvaliłasia zvykłaje adčuvańnie adzinoty, i jon pačaŭ dumać-mierkavać pra svajo niezajzdrosnaje stanovišča. Zrešty, dumaŭ jon pra jaho zaŭsiody, byccam namahaŭsia štoś vyrašyć. Ci što zrazumieć. Ale ni taho, ni hetaha nikoli da kanca nie ŭdavałasia, jon nia moh vykaraskacca ź niejkaha razumovaha tupiku, kudy jaho zahnała žyćcio. Ci, moža, zahnaŭ siabie sam. Šmat było niezrazumiełaha ŭ jahonym niedaŭhim žyćci, ale adno było peŭna, — jamu nie paščaśliviła naradzicca dužym. Nielha skazać, što słabakom, ale j nia dužym, — takim, kab ułasnaj siłaj abaranić siabie. Jak heta rabili inšyja — u dvary. Kali taje siły brakuje, tady nad taboj buduć znuščacca inšyja, a tabie tolki j spadziavacca na ichnuju litaść ci abstraktnuju spraviadlivaść. Sile ž nia treba spraviadlivaści, jana sama sabie haspadynia j kiruje saboj jak choča. U dziacinstvie sałdata tak stałasia, što chłopcy z padvorka byli starejšyja za jaho i ŭžo tamu dužejšyja, jakija nia hrebavali tym, kab paździekvacca ź jaho. Kali treba było kudy pa što źbiehać, pasyłali jaho, kali ŭ jaho pajaŭlaŭsia nožyk, možna było jaho adabrać. Ci paprasić pahladzieć i nie addać. Ašukać taksama možna było. Bo, aproč taho, što jon słabiejšy za inšych, jon jašče skardzicca nie pabiažyć, bo jamu nie było na kaho skardzicca — jon nia mieŭ baćki. A paśla ŭ jaho nia stała j maci.

Dziacinstva dla jaho vydaryłasia mała ščaślivaje, navat pakutnaje; asabliva, jak jon straciŭ baćkoŭ i zastaŭsia adzin z staroj, niamohłaj babulaj. Paśla, u instytucie, što-ništo dla jaho źmianiłasia da lepšaha, jon ščyra pamknuŭsia da viedaŭ, nabyŭ samastojnaść i pa mahčymaści adasobiŭsia ad kalektyvu, jaki jaho nikoli nia vabiŭ. Ale paśla pryzyvu ŭ vojska ŭsio horšaje da jaho viarnułasia: i hamanki, mituślivy kalektyŭ u kazarmie, i absalutnaja zaležnaść ad nachabnych, samazvanych sałdackich lideraŭ. Apynuŭšysia paśla «vučebki» ŭ pałku, jon dumaŭ, što tut budzie inakš, što tut jany ŭsie roŭnyja, i aficery buduć stavicca da ich spraviadliva. Aficery, moža, i stavilisia da ŭsich spraviadliva, ale aficeraŭ było niašmat, i tyja byli zaniatyja ŭłasnymi aficerskimi spravami. Sałdatami ž vierchavodzili svaje, tyja, što vyłučylisia z sałdackaj masy j kiravali pavodle svajho kryminalnaha razumieńnia. Samymi aŭtarytetnymi siarod ich byli tyja, što ŭžo pasiadzieli ŭ turmie, adkul jany prynieśli ŭłasnuju maral i turemnyja zvyčai. Niejak pierad viačerniaj pavierkaj siaržant Drobyšaŭ upuściŭ pad łožak svoj futarał ad zubnoj ščotki i, jak zaŭždy, pa-chamsku zahadaŭ sałdatu: «A nu, padnimi!» Zamiest taho, kab zaraz ža vykanać zahad, sałdat koratka kinuŭ: «Sam padnimi» i tut ža palacieŭ ad mocnaha ŭdaru ŭ tvar. Jon nia ściamiŭ, što siaržant z namieram kinuŭ pad łožak futarał, i heta jaho niaŭciamnaść kaštavała sałdatu prykmietnaha siniaka pad vokam. Nazaŭtra pry razvodzie na zaniatki kamandzir roty pacikaviŭsia: «Što heta ŭ ciabie?» U strai ŭsie napružana čakali jahonaha adkazu, i jon, trochi sčakaŭšy, skazaŭ, što ŭpaŭ. «Treba hladzieć pad nohi», — hłybakadumna zaŭvažyŭ rotny. A niepadalok ź pieršaj šarenhi złosna ščeryŭsia na jaho siaržant Drobyšaŭ. Sałdat padumaŭ tady, što, napeŭna, adkazaŭ pravilna, ale ŭžo na nastupny dzień jamu daviałosia paškadavać ab tym. U kuryłcy, dzie jon tolki prysieŭ z chłopcami, pajaviŭsia siaržant Drobyšaŭ i moŭčki z usiaje siły vyciaŭ jaho kułakom pad dych — pačamu nie ŭstaješ, kali starejšy zachodzić? Skorčyŭšysia ad bolu, sałdat pavałoksia ŭ kazarmu, u toj čas, jak inšyja moŭčki i abyjakava pazirali ŭśled. Nichto nie zastupiŭsia, niby tak i naležała stavicca da šarahovych.

Ale jašče horšaje stała na pačatku viasny, jak staršynom roty pryznačyli praparščyka Zialenku. Hety ŭziaŭ za zvyčaj tajemna kučkavacca ź siabrami paśla adboju ŭ kapciorcy, dzie jany vypivali. Časam kaho-niebudź budzili ŭ kazarmie j taksama klikali ŭ kapciorku. Adnojčy paśla poŭnačy adtul vyjšaŭ sčyrvanieły z tvaru, mo navat zapłakany, ziamlak Pieciuchoŭ, moŭčki loh na svoj łožak i nakryŭsia z hałavoj koŭdraj. «Što jany tam?» — cicha papytaŭsia sałdat, dy ziamlak navat nie adkazaŭ i doŭha jašče ŭzdryhvaŭ pad koŭdraj ad płaču. Sałdat zdahadvaŭsia pra toje, što tam adbyłosia, ale maŭčaŭ, užo adčuvajučy, što pryjdzie čarha j da jaho. Praŭda, pakul nie prychodziła, i chłopiec z tryvohaj i stracham čakaŭ, kali toje zdarycca. Paru razoŭ jon prykmiačaŭ, jak pad ranak z kapciorki vybrydaŭ jaŭna pjanavaty Drobyšaŭ, taropka raspranaŭsia i kłaŭsia ŭ svoj rupna razasłany dla jaho łožak, — praz try łožki ad sałdatavaha. Adnojčy Drobyšaŭ, užo lehšy, ustaŭ i z kišeni štanoŭ dastaŭ finku, jakuju, azirnuŭšysia, sunuŭ pad matrac. Užo ci nie źbiraŭsia jon kaho zarezać unačy, zasynajučy, padumaŭ sałdat. U toj momant jon nia viedaŭ jašče, što zarezać daviadziecca samomu, i z taje chviliny ŭsio jahonaje žyćcio pojdzie napierakasiak.

Jany tady stomlenyja źmianilisia z naradu, i tolki sałdat zasnuŭ paśla adboju, jak adrazu pračnuŭsia ad mocnaha šturška ŭ bok, —nad im u prachodzie stajaŭ kamlukavaty radyst Padabied. «Da prapara», — prahuhniaviŭ jon, i sałdat zrazumieŭ, što jaho klikali ŭ kapciorku. Paśla druhoha takoha ž tumaku jon musiŭ ustać, pačaŭ nadziavać štany, zatym boty. «Bosy», — prasipieŭ Padabied, i jon, pamarudziŭšy, bosy paploŭsia pa prachodzie ŭ kapciorku.

Tam jašče sonnaha j stamlonaha, z zamutnionaj hidotaj śviadomaściu jaho nachabna zhvałtavaŭ na padłozie ŭsio toj ža nienavisny jamu siaržant Drobyšaŭ; Padabied i Zialenka trymali. Zmučany i zhańbavany, jak i niadaŭna jahony ziamlak Pieciuchoŭ, jon dabryŭ da svajho łožka i loh. Jon nie palez chavacca pad koŭdru, navat nie zapluščyŭ vočy i lažaŭ, čakajučy svajho času. Naŭkoła ŭ načnym pryciemku kazarmy sapli, varočalisia, marmytali ŭ śnie sałdaty, i nikomu nie było spravy da taho, što rabiłasia za ścianoj u kapciorcy. I sałdat tak mierkavaŭ, što nia budzie spravy j da taho, što nieŭzabavie mieła zdarycca.

Usio ž jon dačakaŭsia taho, čaho chacieŭ. Praz hadzinu ci bolej da svajho łožku cicha, niby kradkom, padyšoŭ narešcie i Drobyšaŭ, raspranuŭsia i loh. Jašče praz karotki čas pačuŭsia jahony niahučny chrap, siaržant spaŭ. Tady sałdat padniaŭsia, nadzieŭsia, akuratna naviarnuŭ parcianki, naciahnuŭ boty. Usio rabiŭ nietaropka i hruntoŭna, by ciahnuŭ čas. Zastavałasia nadzieć bušłat, ale bušłat razam ź inšymi visieŭ kala tumbački dniavalnaha, jaki tam prymaściŭsia kimarnuć u hłuchi čas načy. Sałdat padyšoŭ da sonnaha Drobyšava, pacichu zasunuŭ ruku pad jahony matrac. Nie adrazu, ale namacaŭ finku i biez razmachu, ź niezvyčajnaj dla siabie siłaj uvahnaŭ jaje pa samy tronak u levy bok Drobyšava. Toj tolki chrypnuŭ hučniej i, nie pračnuŭšysia, abviaŭ na łožku.

Ledźvie trymajučysia na dryhotkich nahach, sałdat źniaŭ z kručka svoj bušłat i, na chadzie nadziavajučy jaho ŭ rukavy, vyskačyŭ u kalidor.

— Kudy? — sonna huknuŭ da jaho dniavalny.

— Žyvot! — kinuŭ jon, začyniajučy dźviery.

Na dalekavatuju prachadnuju jon nie pabieh, za prybiralniaj u aharodžy byŭ vuzki prałom, praź jaki tyja ž siaržanty chadzili ŭ samavołku. Sałdat vylez ź jaho i pa ciomnym pieravułku skiravaŭ na haradzkuju ŭskrainu.

 

Bamž kimarnuŭ, jak jon i kazaŭ, nia bolej za paru hadzin i niedzie za poŭnač zadam vybraŭsia sa svajoj nary.

Była biaźmiesiačnaja noč, nad rečkaj kureła-paŭzła biełavataja koŭdra tumanu. Na bierazie pačuvałasia pa-načnomu ziabkavata, i bamž, skałanuŭšysia, patupaŭ da kaściarka, dzie, pakłaŭšy hałavu na kaleni, siadzieŭ sałdat. Bamž zatryvožyŭsia:

— O, o! Patuchaje! Padkłaści treba...

Jon padkłaŭ u vohnišča niekalki suchich pałak, ad jakich słaby ahoń i zusim zachacieŭ zhasnuć, ale pamału-pakrysie staŭ razharacca. Pustelny bierah troški aśviaciŭsia, staŭ vidzion blizki abryŭ i nad im — sucelnaja ściana boru.

— Idzi ŭ ziamlanku, — skazaŭ bamž. — Tam łachmanina, nakryjeśsia.

Sałdat moŭčki padniaŭsia, ale nie palez u naru-ziamlanku, a prymaściŭsia pad abryvam pobač i adrazu zasnuŭ. Snoŭ nijakich nia bačyŭ — jon ich naohuł nia śniŭ, — ale nie daspaŭ da ranku. Pračnuŭsia na zołku ad ściužy, — la raki było kudy chaładniej unačy, čym na baravincy ŭ lesie, tut dryžaka dajmała, jak maje być. Raz za razom skałanajučysia, jon padyšoŭ da ciapielca, la jakoha ŭ śvitalnym paŭzmroku šareła samotnaja postać bamža.

— Što, nia śpicca? A, choładna. Nu to ź niepryvyčki. Musić, ad mamki niadaŭna? — chrypłavatym zranku hołasam zahamaniŭ bamž. Jak užo zaŭvažyŭ sałdat, bamž naohuł byŭ achvočy pahamanić. Toje ŭvohule padabałasia sałdatu, jaki sam nia duža byŭ havarki j nia duža lubiŭ adkazvać na čyje-niebudź pytańni.

— Noč ciopłaja. Tuman...

— Noč ciopłaja, — padchapiŭ bamž. — A jeści ŭsio roŭna chočacca. Tak što biary vudu i zakidaj. Na ranku, moža, lepš voźmiecca.

Jon pryčapiŭ da žyłki svoj bieražony kručok, i sałdat, usio skałanajučysia, pajšoŭ da tryśniahu ŭ zatoku.

Nieŭzabavie, suniaŭšy ranišniuju dryžaku, jon jak maha dalej kidaŭ u vadu papłavok i čakaŭ, čakaŭ, što voś-voś klunie. Dy ni čarta nie klavała. Vada była cichaja, ad papłaŭka, jak upadzie, na pavierchni daloka raspłyvalisia kruhi, jakija zatym patrochu źnikali. Jon čakaŭ, jak papłavok torhnie i vada la jaho zdryhaniecca, papłavok, moža, nyrnie — raz i druhi, —peŭny znak taho, što ŭziaŭsia. Lešč, padleščyk ci choć by jaki akuniok. Dy minaŭ čas, papłavok lažaŭ cicha, klovu nie było. Nieba nad lesam tym časam zusim praśviatleła, u zonie pačynaŭsia novy dzień.

Tady sałdat padumaŭ, što, mabyć, treba źmianić prynadu, —hetyja biełyja, z-pad chvajovaj kary čarviaki, moža, nia samy lepšy dla ryby korm, treba pašukać zvyčajnaha daždžavoha čarviaka.

Pakłaŭšy vudzilna kancom u vadu, jon adyšoŭsia dalej, pašukaŭ nizkavaty, ź dzierninoj bieražok i karotkaj pałkaj staŭ jaho raskopvać. I sapraŭdy, chutka natrapiŭ na niejkaje pačvarstva ŭ ziamli, chiba tolki padobnaje da taho, što jon šukaŭ. To byŭ nie čarviak, a niejki čyrvony vuž z palec taŭščynioj, doŭhi, jak jaho vyciahnuŭ sałdat ź ziamli, — moža, navat paŭmetra daŭžynioj. Pieramahajučy hidlivaść, sałdat rastaptaŭ abcasam jaho hałavu (chacia było nie zrazumieć, dzie ŭ jaho hałava, a dzie chvost) i kinuŭ astatniaje ŭ raku. Ci nie ad radyjacyi toje? — spudžana padumaŭ chłopiec. Kamu radyjacyja — pahibiel, a kamu — vo, spryjaje. Kab tak paspryjała čałavieku... Jon i jašče pakałupaŭsia ŭ bierazie, šukaŭ zvyčajnych čarviakoŭ, dy zvyčajnyja tut, mabyć, vyvielisia, ci nie paniščanyja hetym mutantam? — padumałasia chłopcu. Musić, to naturalna, pavodle zakonaŭ pryrody, kali toj, chto dužejšy, pažyraje słabiejšaha. Jak i ŭ ludziej.

Jak jon viarnuŭsia da vudy, papłavok jaje čamuści płavaŭ la samaha bierahu. Zatryvožany chłopiec vyciah z vady vudzilna i sapraŭdy spałochaŭsia — kručka nie było. Ad papłaŭka hajdaŭsia karotki kaniec žyłki i ŭsio. Ale kudy ž jon padzieŭsia, chto jaho adarvaŭ? Musić, kab adarvać, treba było tuzać, ale ž jon nia tuzaŭ. Jon naohuł nie čapaŭ vudzilna. Doŭha nie razvažajučy, chłopiec ździeŭ boty, padkasaŭ štany i palez u vadu. Jon staranna abšarvaŭ tryśnioh na vodmieli, zialonyja travianyja vodaraści, jak tolki ich možna było dastać. Hłybiej, praŭda, ničoha nie było vidno, adno stajała mutnavataja vada, u jakoj štości strumieniła i hajdałasia — ciakło ŭ adzin bok, usio da taho ž Čarnobylu. Dobra, što nie z Čarnobylu, padumałasia chłopcu, chacia ad taho nia stała lahčej. Kručka nidzie nie było.

— Što, adarvaŭ? — kryknuŭ zzadu bamž, padyšoŭšy pa bierazie.

— Dy vo...

— Ja ž tabie kazaŭ... Ciapier hałavu tvaju adarvać! — pahraziŭsia toj i taksama pačaŭ razuvacca.

Sałdat čakaŭ łajanki i byŭ da jaje hatovy, bo zavinavaciŭsia peŭna. Ale vialikaj złości ŭ bamža nie adčuvałasia, toj tolki vyłajaŭsia, i praz chvilinu jany ŭdvoch łazili pa kaleni ŭ vadzie, macali ŭ dnie nahami, šaryli rukami ŭ tryśniahu. Zamutnionaja imi vada nie davała ŭ sabie šmat zhledzieć, muć niachutka zhaniała lenavatym ciačeńniem; ciačeńnie mahło sahnać i kručok z kancom žyłki. Bamž łajaŭsia, ale nie na sałdata — chutčej tak, kab spatolić prykraść. Sapraŭdy, stanovišča ich rabiłasia ŭsio horšym, było čaho złavać. Urešcie abodva jany skaleli ŭ ranišniaj vadzie j vybralisia na bierah.

— A moža j dobra, — raptam skazaŭ bamž. — Mienš radyjacyi nabiarom.

Sałdat nie adkazaŭ. Uvieś čas adčuvajučy, jak smokča pad hrudziami, jon adyšoŭsia ad vohnišča i, nie źnimajučy makravaha bušłata, vyciahsia na travie. Tuman nad rečkaj uvieś užo spłyŭ, stała ciaplej; na niebie hulali pryhožyja biełyja abłačynki, — nieba abiacała ciopły pahožy dzień. Ale nieba nie abiacała charču — pra charč treba było dbać ludziam. Tolki dzie i jak?

Jašče da taho, jak trapić na chutar da samasioła, jon švendaŭsia naŭkoła zony i adnojčy vyjšaŭ da aŭtobusnaha prypynku na ŭźleśsi. Jakraz padkaciŭ haradzki aŭtobus, ź jakoha vyjšła niekalki pasažyraŭ, usie taropka skiravali da niedalokaj vioski. Tolki adna ź ich — niemaładaja viaskovaja ciotka, zatrymałasia, pakłała dołu svaje chatuli. Stojačy niedaloka za kustom, sałdat zhledzieŭ, jak ciotka dastała z chatula bieły haradzki baton, adłamała ad jaho ładny kavałak. Jon hladzieŭ i bajaŭsia, što taja na jahonych vačach pačnie jeści — chłopiec byŭ zhaładnieły i dumaŭ, što nie strymajecca. Ale ciotka, mabyć, nia ŭčuła jahonych dumak i sa smakam uziałasia ŭplatać haradzki haściniec, — taksama, vidać, była zhaładnieŭšy. Kiepska saboj vałodajučy, sałdat vyjšaŭ z-za kustoŭ i, starajučysia, jak maha spakajniej moviŭ: «Nie pałochajciesia, ciotačka, ja...»

To była jahonaja pamyłka, jak jon zrazumieŭ paśla, nia treba było tak napružana, amal trahična; treba było lahčej, moža navat žartoŭna. Ale tady žartoŭna jon nia moh. Jahony napružany ton, a moža, i schudnieły vyhlad spudziŭ žančynu, jana kryknuła i, schapiŭšy svaje chatuli, pabiehła da vioski.

I ŭ tym i, moža, u niekatorych inšych vypadkach lepš było pavodzić siabie bieskłapotniej, lahčej, biez nadryvu. Dy j va ŭsioj jahonaj historyi taksama, časam dumaŭ sałdat. Što zdaryłasia, toje zdaryłasia, nu — pakarajcie, hatovy adsiedzieć. A kali što, to hatovy j da vyški, što zrobiš, kali vinavaty. Moža b, usio i ŭładziłasia jak-niebudź. Usio — a jak ža zona? Ci nia vylezie jamu bokam jašče j zona?

Ale kudy ž jamu było jašče dziecca, aproč zony?

Jon achvotna b zastaŭsia na chutary ŭ dzieda Karpa, kali b toj byŭ dalej ad milicyi. Dzied byŭ nie havarki, pra siabie nia nadta raspaviadaŭ, ale j pra jaho nia duža raspytvaŭ. Jak daždžlivym ściudzionym nadviačorkam sałdat pastukaŭ u jahonyja varoty, adrazu puściŭ. Mabyć, niešta paciamiŭ ź pieršaha pozirku, i chłopcu nia treba było ni pravošta raskazvać. Hałoŭnaje — nie daviałosia chłusić, čaho jon nia ŭmieŭ ź dziacinstva. Chacia nie zaŭsiody kazaŭ i praŭdu, ale kožny raz paśla ŭ takich vypadkach było brydka samomu. I jon daŭno adčuvaŭ: lepiej nia treba. Lepš pa-praŭdzie.

Zdajecca, jon znoŭ zasnuŭ — dabiraŭ niedaspany ŭnačy čas, — jak ustryvožana pračnuŭsia ad blizkich taropkich krokaŭ. To išoŭ adniekul bamž — basanož, biaz šapki, u vysoka, za kaleni, padkasanych štanach.

— Ustavaj i davaj za dryvami. Budziem žabaŭ smažyć!

— Žabaŭ?

— A ty dumaŭ! Smakata, ja ŭžo jeŭ, — skazaŭ bamž i vyvaliŭ z šapki dziasiatak roznaha pamieru žabaŭ. Niekatoryja ź ich adrazu kinulisia preč, i bamž bosaj nahoj rašuča spyniaŭ ich paratoŭčy spryt u travie.

— Kudy? Kudy skačaš? Ja tabie dam udzirać! Znaješ, — skazaŭ jon chłopcu. — To, moža, i dobra. Usio ž u žabaŭ radyjacyi mienš. Bo tutejšyja, nie z Čarnobyla pryskakali. A ryba čort jaje viedaje, adkul płyvie.

Słaboje heta suciašeńnie nia duža kranuła sałdata, jaki pavoli, biaz žadnaj achvoty, palez na abryŭ — u bor pa drovy.

Bamž nia chłusiŭ — jon sapraŭdy jeŭ žabaŭ, — nia tut, u zonie, a letaś pad Mienskam, jak jany ŭdvoch akupavali niečuju pustuju daču. Praŭda, tady jany mieli butelku, ź jakoj jano ŭsio smačniej i advažniej. Jahony naparnik Trušč, niadaŭni dacent instytutu, padaŭ prykład hetaj admysłovaj zakusi. Jon ža raspavioŭ, što niedzie pad Połackam miascovy rybhas zaklučyŭ damovu z francuskaj firmaj na pastaŭku takich vo žabaŭ — uviesnu kašami vazili ŭ Paryž na admysłova zafrachtavanym dla taho samalocie. Francuzy niabłaha płacili valutaj, na jakuju načalnik rybhasu pastaviŭ katedž nad vozieram i kupiŭ «Pežo». Katedž, praŭda, chutka zhareŭ, a što stała ź «Pežo», dacent nia viedaŭ. Moža praŭda, a moža j plotki, mierkavaŭ bamž, ale ciapier pierabirać nie vypadała. Sapraŭdy, žrać duža karcieła. Jak i zaŭždy.

Strymlivajučy hidotu, bamž nožykam vypatrašyŭ žabiny vantroby, kinuŭ u raku. Narychtavanych žabaŭ radkom raskłaŭ na travie, niekatoryja jašče tuzali łapkami, ale bolšaść lažała cicha. Sałdat prynios ładny biaremak sušša, jany raskačaharyli dobraje vohnišča i na vyhrabienym ź jaho žary pakłali plaskatyja žabiny tuški. Spakvala ad vuholla pašybavaŭ niezrazumieły, ale byccam zusim niabrydki pach smažanaha. Žaby pamału piaklisia.

— Chočaš žyć — umiej padłu pažrać! — skazaŭ bamž. — Voś deviz savieckich bamžoŭ.

— A što — jość bamžy i niesavieckija? — zapytaŭ sałdat.

— A jak ža! U Francyi, naprykład, bamžy. Nazyvajucca pa-francusku klašary, dacent raskazvaŭ. Nu žyvuć, ja tabie skažu, nia horš, čym u nas sakratary rajkomaŭ.

— Niaŭžo?

— Praŭda. Dacent jeździŭ u Paryž, bačyŭ. Śpiać pad saboram, raničkaj śniedajuć u Bułonskim parku. Kulturna tak, na łaŭcy, paścieluć hazetku, pastaviać butelečku čyrvonaha. Nu i tam —francuskuju bułačku, kaŭbasku. Paśla — dabaviać jašče ŭ bistro, tak zabiahałaŭka pa-ichnamu nazyvajecca. Nu a abied samo saboj — dzie-niebudź na Jelisiejskim poli...

— Jelisiejskich palach, — papraviŭ sałdat.

— Moža, i na palach. Kali adnaho pola mała. Ich ža tam taksama, mabyć, niamała, klašaraŭ hetych... A ŭ nas jakich, moža, paru dziasiatkaŭ i tym žrać nie dajuć. Vo, treba žabaŭ žrać...

— A nie atrucimsia?

— Ni čarta nia budzie, — zapeŭniŭ bamž, — radyjacyja nia daść. Jana sama kaho chočaš atrucić.

Sałdat zrazumieŭ toje jak žart, chacia j na hety raz jamu było nie da žartaŭ. Jak i zaŭždy, jon čuŭsia pryhniečanym, mała što jaho viesialiła ci navat zachaplała. Toje, mabyć, zaŭvažyŭ bamž i, znarok siardzita pačaŭ dakarać sałdatu:

— Ty heta — nia kiśni! Małady jašče, treba lahčej pačuvacca. Maładaja biada, jana što pylinka, dźmuch — i niama. Praź miesiac i nia ŭspomniš. Jašče chto viedaje, kamu pašencić — im tam, na čystaj ziamli, ci nam tut, u zonie.

— Naŭrad ci nam, — skazaŭ sałdat.

— A vo j nie naŭrad! — zaharačyŭsia bamž. — My tut siadzim na nikčemnaj ziamli, sami pa sabie. A jany tam la jadziernych bazaŭ. Nu pa kim smalanuć u pieršuju čarhu, saabrazi?

— Pa ŭsich razam.

— A vo j niapravilna. Usio ž ty sałdat, dy jašče dezercir, musić słaba ŭ hetym pietraješ. A ja aficer zapasu, dvaccać hadoŭ adsłužyŭ, u tom čyśle šeść u rakietnych vojskach stratehičnaha pryznačeńnia. Paniaŭ?

Što było panimać, dumaŭ sałdat. I durniu zrazumieła, što buduć calać pa bazach. Ale hetych bazaŭ navokał stolki, što promachu prosta nia moža być — za kožnym kustom baza. Dy j Čarnobyl — nia pustka, tam taksama zastalisia reaktary. Ale sałdat nie chacieŭ ni spračacca z hetym čałaviekam, ni navat abmiarkoŭvać balučuju prablemu — u jaho svaje prablemy byli nia mieniej balučyja.

Znoŭ pa adnoj, jak učora padleščykaŭ, jany pačali jeści padsmažanych žabaŭ, absmoktvać ich tonkija kostački. Žaby ŭvohule byli drobnyja, kaniečnie, abodva jany nie najelisia, — chiba što razdražnili svoj zhaładnieły apetyt. I bamž abviaściŭ:

— Nu, zdorava, dy mała. Znaješ, davaj ty naciahaj bolej droŭ, a ja znoŭ u bałota. Užo ja ich nałaŭlu...

Tak jany j zrabili, — sałdat znoŭ palez u bor, a bamž chutkim krokam pašybavaŭ bieraham rečki da niedalokaha bałota.

Sałdat chadziŭ doŭha, zabryŭ navat daloka. Baravy les usiudy byŭ pryhožy niejkaju trahičnaju pryhažościu. Chvoi ź cichim hułam hajdalisia ŭhary, śviežaj listotaj trapiatalisia pad imi biarozki, by nie padazrajučy, dzie raśli. Dzie na soniečnych palankach vysoka vymachała niejkaja nieviadomaja trava, — niby žyta, navat z pustym kałośsiem, nichto jaje tut nie taptaŭ, nie kasiŭ. U holli nidzie nie traplała putšak, — navat varańnia j taho nie było vidać. Adnojčy tolki vysoka nad chvojami pałunaŭ u niebie lasny kaniuk i taropka palacieŭ kudyści na zachad. Čahości jamu tut nie padabałasia. Chacia viadoma čaho... Kudy ž jon ulez, radavy rakietnaha dyvizijonu, što jaho tut čakała, skrušna dumaŭ sałdat.

Kaniečnie, trapiŭ nie adzin, ciapier jany ŭdvoch. Ale bamžu što —bamž užo stary, svajo, mabyć, adžyŭ, papiŭ harełki dy j žančyn paznaŭ... A sałdat navat nie paśpieŭ kaho pakachać, tolki prymiervaŭsia da niaśmiełaha junackaha kachańnia. U škole z vośmaje klasy padabałasia jamu adno čornieńkaja viesiałuška Simakova Tonia. Adnojčy napisaŭ joj zapisku, što kachaje i choča sustrecca; da pačatku zaniatkaŭ pakłaŭ ŭ tońčynu partu. Usie pierapynki ni žyvy, ni miortvy sačyŭ za jaje tvaram, na jakim, adnak, nie było ničoha, aproč zvyčajnaj jejnaj śmiašlivaści. Tady, padpilnavaŭšy, jak jana viartałasia z tualetu, spyniŭsia napieradzie i, ničoha nia kažučy, upiersia ŭ jaje idyjockim pozirkam. Jana ŭskinuła svaje čornyja broŭki, cicha moviła adno tolki słova «durak» i pajšła ŭ klasu. Paśla ŭrokaŭ jon znajšoŭ u hłybini jaje party svaju zapisku i drobnieńka paškamutaŭ jaje. Tak skončyłasia, nie pačaŭšysia, jaho durnoje kachańnie.

Nadviačorkam, jak jany, trochi spatoliŭšy hoład, siadzieli na bierazie, bamž papytaŭsia:

— Słuchaj, a čaho ty drapanuŭ z vojska?

— Było čaho, — cicha adkazaŭ sałdat.

— Što, musić, kamandziry dapiakli?

— Dapiakli...

Jon nie chacieŭ nikomu raskazvać pra svaju biadu i svaju hańbu, jon nie chacieŭ navat pra toje dumać, — hidziŭsia. Bamž, mabyć, adčuŭšy niešta ŭ jahonym nastroi, nia staŭ dapytvacca. Jon užo ŭłaziŭ u svaje ŭspaminy.

— Znaješ, a ja vo chacieŭ słužyć. Ja ž pa techničnaj čaści aficer, techniku lubiŭ. Cikavaja sprava — technika.

— A jakaja? — ź cikavaściu zapytaŭsia sałdat, prypamiataŭšy svoj ahrehat suviazi, ź jakim jany niamała napakutavalisia na maneŭrach.

— Aŭtamabilnaja.

— Nu aŭtamabilnaja, moža, i ničoha. Kali nie psujecca.

— Psavacca ŭsio moža. Treba ramantavać. Ale kab ramantavać, treba talent mieć.

— Talent?

— A ty nia viedaŭ? Dumaješ, talent tolki śpiavačkam dy piśmieńnikam treba? I mechanikam taksama. Ja, znaješ, mieŭ.

— I što ž vy ramantavali?

— Za dvaccać hadoŭ usio pierabraŭ — «Hazy», «Uazy», «Mazy»...

— I katoryja lepšyja? — biaz žadnaj, adnak, cikavaści pytaŭsia sałdat.

— Kali pa ščyraści — usio haŭno.

— Čamu tak?

— Bo nia ŭmiejuć rabić. Abo nia chočuć. Chiba takaja pavinna być armiejskaja aŭtatechnika?

— A jakaja?

— A choć by, jak u amerykanskaj armii. My ž na kursach jaje vyvučali. Dyk naša ad ichnaj — jak ziamla ad nieba. A ŭsio čamu? Bo pieradrać pa-ludzku nia ŭmiejuć. Abaviazkova spaskudziać, spraściać i pahoršać. Jak tyja «Žyhuli». Pieradrali ŭ italjancaŭ i pahoršyli. A zatym pačali ŭdaskanalvać, heta značyć — paharšać. Nu i daviali da ručki. Aŭtamabil patrabuje dakładnaści, jaho napilnikam nie ŭdaskanališ.

— Adnak ža jeździać...

— Jeździać, bo jaki ž vybar? «Maskvič» jašče horšy. A «Zaparožac» — hety cud techničnaj niadbajnaści...

— Nu a hruzavyja? Hetyja, što rudu voziać. U pavierch vyšynioj...

— Nia tolki rudu voziać, jany jašče j našyja rakietavozy. Haŭno taksama. Namučyŭsia ja ź imi pad zaviazku. Na poŭnačy... Jany dobryja tolki jak u boksach stajać. Vializnyja, koły pamalovany, bampery vyraŭnienyja, poŭny ažur. A vy papytajcie ichnych mechanikaŭ... Chacia što pytacca — i jany nia skažuć, jany ž padpisku davali. Tamu — aby roŭna, čysta i pryhoža. Jak i zapraŭka kojek. Vas ža, napeŭna, zdorava vučyli kojki zapraŭlać?

— Aha, zdorava. Usiu darohu, — z uśmieškaj zaznačyŭ sałdat.

— Vo heta hałoŭnaje. Jak i zaŭždy. I jašče strajavaja. I palitzaniatki — abiednia z nampalitam.

— Ciapier užo byvaje, što i z papom.

— Nu, paciecha! — jorzaŭ u dole bamž. — Kažaš, z papom navat? Nu dažyłasia niepieramožnaja armija. Dobra, što ja ŭ joj nie słužu. Adsłužyŭ svajo. Nie, uvohule ja lubiŭ techniku. Kali dzie jakaja niaspraŭnaść, načalstva nervujecca, kryki, mat... A mnie cikava: u čym sprava? Niejki stuk, a nie zrazumieć, dzie. Stuki — jany chitraja štuka, skažu tabie, na słych nie zaŭždy voźmieš. Byvaje stukaje ŭ adnym miescy, a pryčyna ŭ inšym. Ci z toj elektratechnikaj, jak naša. Znaješ, i ciapier kali ruchaviki śniacca. A tabie što śnicca — dzieŭki? — raptam zapytaŭsia bamž.

— Mnie? A ničoha.

— Nu j kiepska. Značyć, u ciabie hłuchaja psychika.

— Ahłochła?

— Moža, ahłochła, a moža, z takoj naradziŭsia, — vyrašyŭ bamž, pavaročvajučysia na druhi bok. — Chalera, niešta ŭ hrudziach zabaleła... Ale skažy ty mnie, čaho ty ŭ hetuju zonu ŭlez? Ci bolej nie było kudy?

— Značyć, nie było.

— A što baćki? Ci nia viedajuć, dzie syn?

— Niama kamu viedać.

— Paniatna. Značyć, sirata. Uhadaŭ?

— Nu.

— A što ŭ chvaście? Palityka, bytavucha?

Što ŭ jaho ŭ chvaście — palityka ci bytavucha, sałdat nia viedaŭ, u hetkich tonkaściach sučasnaj jurysprudencyi jon nia byŭ daśviedčany, z prakuroram nie sustrakaŭsia.

— Adnaho hada pyranuŭ, — adkazaŭ jon cichmanym hołasam.

— Da śmierci?

Da śmierci ci nie, taksama nia viedaŭ. Tady zdavałasia — tak, ciapier pačaŭ sumniavacca. Moža stacca, što j nie da śmierci, što Drobyšaŭ vyžyŭ, i ŭžo jaho nie prysudzili b da vyški. Ale što ž tady atrymlivajecca? Što jon darma źbieh z pałka dy pa durnocie svajoj uskočyŭ u hetuju zonu? Toje było b žachliva. Praŭda, bamž, dziakuj jamu, bolej nia staŭ leźci ŭ dušu, raspytvać padrabiaznaści. Padobna, trochi paspačuvaŭ jamu i na pravach starejšaha puściŭsia ŭ pavučańni.

— Znaješ, u evanhielli skazana: nie zabi. Dumaješ, čamu skazana — što, voraha škada? Ciabie, durnia, škada. Taho, chto zabivaje. Kula jana ž zabivaje dvuch — adnaho prama, a druhoha rykašetam, pahadzia. Vo ŭ čym zahvozdka. Ja ŭžo nahledzieŭsia. Vuń u Miensku adnamu žonka iźmianiła. Haračy byŭ, małady, nu i ŭkokaŭ jaje. Darečy, razam ź jaje paluboŭnikam. I ŭsio tak tonka zrabiŭ, što nie raskryli: maŭlaŭ, pajšli j źnikli, ja skul viedaju? I što ž, dumaješ, jamu stała lahčej? Vysach, schudnieŭ, rak padklučyŭsia. U kładoŭcy paviesiŭsia mužyk. Biez suda i śledztva.

— Nu viadoma, — skazaŭ sałdat. — «Prastupleńnie i nakazańnie» Dastajeŭskaha...

— Dastajeŭski što! Dastajeŭskamu taho j nia śniłasia, što ŭ nas robicca. Syn baćku zabivaje. Baćka dačku małaletniuju hvałcić. A ty — Dastajeŭski...

— Dyk što ž tady hetym złydniam? Rabi, što chočaš? Jany ž usio mohuć.

— Jany mohuć, aha. Ale ichnym sposabam suprać ich nielha. Nielha, nielha. Nizašto nielha!

— A jakim ža tady sposabam?

— A suprać ich sposabaŭ niama, — hłybakadumna zaznačyŭ bamž.

— Niaŭžo?

— Jany sami siabie pavinny prykončyć. Rana ci pozna. Jak pavuki ŭ bancy. Kali ŭ banku da ich kinuć, naprykład, šaršnia, jany ŭsie navalacca na jaho i zabjuć u momant. A kali ich tam nie čapać — sami siabie pažruć. Bo nikoha nia žrać jany nia mohuć. Heta točna, navukaj dakazana, — skazaŭ bamž i, mabyć zadavoleny svaim adkazam, chitravata zaśmiajaŭsia.

Sałdat maŭčaŭ, zadumienna kałupajučy dubčykam u piasku.

— Zabojstva — padvojnaja biada. Navat kali j nia złoviać, nie zasudziać. Ciabie ž, mabyć, łavili?

— Nia viedaju, — pacisnuŭ plačyma sałdat. — Moža, i ciapier łoviać.

— Tady tabie nielha adsiul patykacca. Siadzi. Tut jašče, moža, jak pierasiedziš.

— Čaho ž ja tut dasiadžusia? — nervova papytaŭsia sałdat.

— A znaješ, usio moža być. Ułaść źmienicca — u nas ža taksama jana mianiajecca. Nu, kali tam pamre chto. Ci amnistyja. Ci dzie novy reaktar vybuchnie, — bamž znoŭ zaśmiajaŭsia.

— A radyjacyja? — uźniaŭ hałavu sałdat.

— Vo ja j kažu: kali raniej radyjacyja nia skrucić. Jana —paskudnaja suka, padbirajecca na kacinych łapkach, a chapaje, jak tyhra.

— Skul vy viedajecie?

— Viedaju, — niapeŭna adkazaŭ bamž. — Pa sabie adčuvaju.

Taki pavarot razmovy byŭ nie pa nutry sałdatu, i jon moŭčki ŭstaŭ. Pamału pajšoŭ pa bierazie, pazirajučy na raku, niby taja mahła čym suciešyć. Było kryŭdna na svaju niaŭdałuju dolu — i čamu hetkaja dastałasia jamu? Čamu jon trapiŭ da hetaha hada Drobyšava, a nie da jakoha lepšaha siaržanta? I mała jamu było biady ŭ pałku, dyk jašče ŭlez u hetuju strašnuju zonu. Usio ž, mabyć, jana sapraŭdy strašnaja — darma niekatoryja kažuć, što takija strachi pierabolšanyja. Mabyć, nie pierabolšanyja, kali ad jaje ŭciakajuć ludzi. Ludzi viedajuć ci adčuvajuć niebiaśpieku, adkul by jana ni jšła — ad Boha ci djabła. Ludziej nie ašukaješ. A jon vo, zdajecca, ašukaŭsia — nia treba było biehčy siudy. Chacia, a kudy b jon pabieh — biaz hrošaj i biaz zbroi? Sa zbrojaj, napeŭna, usio mahło b być inakš. Chacia... Vuń bamž havoryć pra rykašety. Moža, chopić jamu j adnaho rykašeta, jaki ŭžo ci nia trapiŭ u jaho.

Šmat što va ŭłasnym losie sałdata zdavałasia jamu niapeŭnym ci zusim kiepskim. Ludzi, jakich jon sustrakaŭ, taksama nia nadta zachaplali jaho. Da bamža jon ź pieršaha dnia pryhladaŭsia z asablivaj uvahaj — usio ž nia tak časta vypadała jamu sustrakać bamžoŭ. Sposab jahonaha isnavańnia i niekatoryja słovy časam ździŭlali sałdata, jaki ź dziacinstva pryvyk, moža być, z praźmiernaj uvahaj stavicca da słovaŭ i ŭčynkaŭ starejšych. U starejšych chłopcu pierš za ŭsio chaciełasia bačyć peŭnaść i hrunt, — jakaści, jakich, moža, nie chapała samomu. Ale nie našmat bolej jon znachodziŭ ich u starejšych, siarod jakich taksama panavali źmienlivaść i vypadkovaść. Pačynajučy ad drobnych, asabistych padziejaŭ dy ŭčynkaŭ i kančajučy Čarnobylem. Ludzi jaŭna nie razumieli, kudy jšli i kudy treba było jści. Časam jon dumaŭ, što ŭsia historyja čałaviectva nadta ž padobnaja na mituślivy ruch zhaładniełych muchaŭ pa pustym stale. Ni zakonaŭ u tym ruchu, ni peŭnaści, adno tolki pamknieńnie — znajści i zžerci.

Vo i bamž pra radyjacyju kaža to tak, to hetak. To jana dla jaho — nie pahroza, to jon užo štoś adčuvaje. Chacia što bamž — navat vučonyja nia mohuć daznacca pra stupień jaje niebiaśpieki. Adnyja ŭstanaŭlivajuć adnyja normy, druhija — druhija. Ale ŭsie vynachodziać tearetyčna, a tut davodzicca vypraboŭvać hetuju chaleru na sabie, suhuba praktyčna. Jany tut, niby labaratornyja myšy ź nikomu niepatrebnaj labaratoryi, niaplanavyja achviary zabłytanaj navuki. A zaadno j hetkaj ža techniki. A moža, i abaronki taksama. Sałdat nidzie nie čytaŭ, ale čuŭ u razmovach, što pryčyny katastrofy — usio ž u abaroncy. Dla rakiet patrebny ŭzbahačany płutonij, vo abaronščyki j hnali jaho, kab vykanać i pieravykanać plany da śviata ŭsich pracoŭnych — pieršaha maja. Technika j nia vytrymała. A za joj i abaronka, dy j palityka taksama. Ale ž u hetaj dziaržavie palityka — reč śviaščennaja, u joj nikoli nichto nie sumniavajecca. Tolki čamu jana patrabuje stolki achviaraŭ?

Apošnija dni sałdat taksama pačaŭ prykmiačać u sabie štości niadobraje. Niejkija kiepskija źmieny pačali adbyvacca i ŭ jaho arhaniźmie. Stała nadta krucicca hałava, časam jon navat bajaŭsia, što ŭpadzie, asabliva kali doŭha hladzieŭ na račnuju płyń. Znoŭ ža pačała baleć šyja pad vucham, uvieś čas karcieła adkašlacca, dy było niejak. Ale bolej za ŭsio jamu dakučała adčuvańnie hoładu. Ad hoładu jon słabieŭ i dumaŭ, što ŭsie pryčyny jaho chvaravitaści — ad niedachopu charču. Zdavałasia, kali b choć adnojčy ŭvolu padjeŭ, dyk i pačuŭsia b lepiej. Ale padjeści ŭsio nie było čaho, a pra inšaje jon bajaŭsia j dumać.


 

Litaraturnaja premjera

 

Pieršaje čytańnie novaje apovieści Vasila Bykava —
na chvalach Biełaruskaje słužby radyjo «Svaboda»
kožnyja niadzielu, aŭtorak i čaćvier a 18 i 22 hadzinach.
Chvali «Svabody» — 31, 41 i 49 metraŭ, pastajannaja častata 7295 Khc.

Kamientary

Ciapier čytajuć

33-hadovy biełaruski kikbaksior-čempijon pamior ad redkaj ankałohii4

33-hadovy biełaruski kikbaksior-čempijon pamior ad redkaj ankałohii

Usie naviny →
Usie naviny

U Litvie ŭrad choča dazvolić rabotnikam brać balničnyja na daviery, biez pachodaŭ u palikliniku

U Hrodnie pabudujuć dva novyja handlovyja centry

Łaŭroŭ zapatrabavaŭ, kab uvieś śviet pryznaŭ rasijskimi akupavanyja terytoryi Ukrainy8

«Krumkačy» pradstavili svaju novuju formu. Jana z vycinankaj3

Pucin abviaściŭ trochdzionnaje pieramirje ŭ honar 80-hodździa Pieramohi11

U Ispanii i Partuhalii źnikła elektryčnaść4

Azaronak adkazaŭ błohiercy: Padniaŭ ž*pu i prašvyrnuŭsia pa handlovych kropkach17

Kankłaŭ źbiarecca 7 maja, na im budzie staršynstvavać kardynał Paralin

«U jaho što, nie było čornaha kaściuma?» Trampa krytykujuć za prajaŭleńnie niepavahi na pachavańni Papy Franciška6

bolš čytanych navin
bolš łajkanych navin

33-hadovy biełaruski kikbaksior-čempijon pamior ad redkaj ankałohii4

33-hadovy biełaruski kikbaksior-čempijon pamior ad redkaj ankałohii

Hałoŭnaje
Usie naviny →

Zaŭvaha:

 

 

 

 

Zakryć Paviedamić