Archiŭ

Vasil Bykaŭ. VAŬČYNAJA JAMA. Apovieść. Zakančeńnie

№ 21 (118) 1998 h.

Vasil Bykaŭ

VAŬČYNAJA JAMA

Apovieść

(Zakančeńnie)

 

Šlach svoj siudy sałdat zbolšaha pamiataŭ, toj pralahaŭ uzdoŭž kryvulaki-raki. Adsiul mo kilametraŭ piać było da brodu, a tam jašče kolki polem da chutara. Zabłudzić jon nie pavinny, tym bolej udzień. Tolki b nie natyknucca na ludziej, na milicyju. Hałoŭnaje — za rečkaj pierajści hravijku-šašu, pa jakoj, napeŭna, hojsajuć patruli, zaniepakojena dumaŭ sałdat. Usio ž jak ni było ryzykova, a treba było zdabyć ahniu, bieź jakoha im žyć stała niejak. A jašče chłopiec taiŭ prylipčyvuju nadzieju pajeści. Moža, u staroha pajeści budzie čaho. Toj raz jon častavaŭ sałdata bulbaj z prastakvašaj i navat byŭ chleb. Jon doŭha jašče škadavaŭ, što chleba tady źjeŭ adnu tolki łustu i ciapier adčuŭ paŭzabyty pach zvaranaj u piečy bulby z padharkami na vierchnich bulbinach. Moža, jamu paščaścić, bo zhaładnieŭ jon u zonie, jak maje być. A da žabaŭ tak i nie adoleŭ hidotu i jeŭ chiba, kab nie skanać ad hoładu. Ništo jaho tak nie hniało tam, jak hoład, zaŭždy chaciełasia jeści. Nikoli raniej nia dumaŭ, što pačućcio hoładu moža być takim nieadviaznym i takim hniatlivym. Navat i ŭ tym daŭnim vypadku, jak sprabavaŭ uciačy ad mačychi da babuli na viosku i dva dni prasiedzieŭ u pustym chleŭčuku biez vady i ježy. Jeści tady navat nia duža i chaciełasia, było strašna, što jaho znojduć. Jaho i znajšli. Dziaŭčynki z susiedniaha dvara padkazali milicyi, i taja jaho ŭziała na śvitańni sonnaha. Paśla byŭ pastarunak, niejkaja dziaŭčyna ŭ milicejskim, jakaja ŭsio niešta ad jaho damahałasia. Duža soramna było zatym viartacca da mačychi, i jon jašče dzień ci bolej nia jeŭ. I nie chaciełasia durniu...

Iści kala rečki ściažynami było davoli niazručna, tyja tolki dzie-nidzie zachavalisia ŭ kustoŭi i łaźniaku, a ŭ bolšaści pazarastali chmyzam i krapivoj — nia zhledzieć. Tady jon prastaŭ šlach i šybavaŭ dzie chmyźniakom, a dzie lesam; časam traplała pierajści łužok z vysokaj, da kalena travoj, jakaja hučna šorchała pa chalavach botaŭ. Ludziej nie było nidzie. Dy, mabyć, i nie mahło być — usio ž tut pačynałasia praklataja zona, jakoj pałochalisia za dziasiatki kilametraŭ adsiul. Jon taksama bajaŭsia, ale toje raniejšaje strachavitaje pačućcio, ź jakim jon išoŭ siudy, niejak prytupiłasia. Padobna, jon staŭ pryvykać da niebiaśpieki ci prymiryŭsia ź joj jak ź niepaźbiežnaściu. Moža, heta j dobra, a moža j nie.

Aby tolki pašenciła na chutary, dumaŭ sałdat. Aby nie spatkać tam čužych, a dzied jamu dapamoža. Jak dapamoh pieršy raz, dyk dapamoža i jašče. Dy j jon uvažyŭ staroha — pajšoŭ, kab taho nie abvinavacili, što schavaŭ. Praz toj vypadak dzied niby staŭsia jahonym saŭdzielnikam i, napeŭna, taksama padlahaŭ adkaznaści. Cikava, a ci padlahaje adkaznaści bamž? Mabyć, tak. Usio ž sałdat raspavioŭ jamu pra zabojstva, značycca, toj pavinien danieści ŭładam. Va ŭsiakim razie nie chavać złačyncu. Takija voś zakony i takoje prava — danieści na taho, chto pobač, z kim dzielać chleb i łožak... Duža maralny zakon, — ničoha nia skažaš, razvažaŭ sałdat. Najbolšaj biady naležała čakać ad ludziej, jakija duža siabravali z zakonami, a bamž jaho nie pradaść, toje sałdat adčuvaŭ peŭna. Čamu jon tak adčuvaŭ, chto viedaje. Mabyć, pačućci nia majuć adkaznaści pierad zakonam, taksama jak i pierad rozumam, tamu jany j zavucca pačućciami.

Adno było peŭna — za hety biadotny čas u sałdata nia stała nikoha bolš blizkaha za dvuch čałaviek — dzieda i bamža, vo ŭ čym sprava. Užo jany ŭtroch taksama, mabyć, źviazanyja adnym niaščaściem, i kali što — ich napatkaje adna biada. Ci, moža, užo napatkała...

A moža, plunuć na ŭsio j matać kudy dalej, — nia ŭ ład z ułasnym nastrojem padumaŭ sałdat. Tolki kudy?

Tak razvažajučy, jon išoŭ krajem boru, pierajšoŭ nievysoki baravy hrudok. Stała ciopła, jon uhreŭsia, adyšoŭ ad učarašniaha zaleŭnaha choładu. Bušłat jaho amal užo vysach. Navakolny baravy les, jak zaŭždy, zamiłavanaju radaściu kłaŭsia na dušu. Chłopcu było ŭ im miła i pryjemna, i choć na čas prapadała hniatlivaje pačućcio, što nie źnikała nikoli. Jon z zachapleńniem aziraŭ amal kožnuju chvojku i dumaŭ, što, moža, heta ŭ jahonych hienach adhukajecca dalokaja miłaść prodkaŭ da lesu? Ci, moža, lesu da prodkaŭ — ciapier jak daznajeśsia? I raptam napieradzie pierad im raskryŭsia vializny pusty prahał, nad jakim šyroka śviciłasia nieba; šmat soniečnaha śviatła lažała taksama ŭ dole. Sałdat padyšoŭ bližej — na vializnym u niekalki hiektaraŭ praściahu stajali ssochłyja ryžyja chvoi z taksama ŭsochłym ryžym suččom, ź jakoha absypałasia dołu ihlica. Usio vyhladała zdala, niby daŭniaje vializnaje paharelišča. Ale prykmiet vahniu tut nie było vidać, nivodnaja chvoja nie abhareła. Značyć, heta adtul, ad Čarnobyla, uražany zdahadaŭsia sałdat. Musić, dobra, adnak, sypanuła siudy stroncyjem abo cezijem ci jašče jakoj chaleraj, i les nie stryvaŭ. Tolki niekalki maładych asinak niaśmieła zielanieli miž miortvych chvojaŭ, bolej nijakaha žyćcia tut nie było vidać.

Až zdryhanuŭšysia ad strachavitaha pačućcia, sałdat zbočyŭ svoj šlach. U hety niežyvy les strašnavata było patknucca, i jon pajšoŭ u abchod. Dla taho jamu spatrebiłasia zrabić ładny kruk, pierajści nievialikaje, parosłaje alchoj bałotca i narešcie jon vyjšaŭ da rečki.

Toje, što jon nazyvaŭ brodam, byŭ kolišni račny pierajezd — z abodvuch bierahoŭ da raki viali zarosłyja ŭžo bylniahom dy krapivoj aŭtamabilnyja kalainy, nalityja ad učarašniaj zalevy vadoj. Sałdat źniaŭ boty i, ślizhajučy ŭ hrazi bosymi piatami, pierajšoŭ niehłybokuju rečku. Apynuŭšysia na druhim bierazie, padumaŭ, što niedzie tut kančałasia zona i mahli trapicca ludzi. Adnak da šašy nichto jamu nie trapiŭsia, jon pierabieh niapylnuju paśla daždžu hravijku i skiravaŭ u pole.

Zakinutaje paśla čarnobylskaha vybuchu pole husta zarasło niemaviedama čym — chamłaki nizkarosłaha žyta čarhavałaisia z zaraśnikami aŭsiuha i viki, niejkaha buchmataha raznatraŭja, siarod jakoha dzie-nidzie tyrčeli chiłyja kukuruznyja kalivy, a to pačynaŭ jarka kvitnieć lupin. Usio toje nia pieršy hod bujała i rasło biez patreby i ruk čałavieka, samachoć viała i dzičeła nikomu nie patrebnym. Ludzi stracili cikavaść da hetaj ziamli. Chiba aproč dzieda.

Jak na raŭninnaj dalečy pakazaŭsia šyferny dach dziedavaha chutaru, sałdat až adčuŭ chvalavańnie. Tady, uviesnu, dobra nabadziaŭšysia pa syrych lasach i pieraleskach, jon zabryŭ siudy, bo dalej iści nia moh, zhaładnieŭ darešty. Dziedaŭ padvorak tolki zdala nahadvaŭ chutar, a na spravie byŭ krajniaj u vioscy chataj. Ale pakul była vioska. Ciapier ža ad vioski ličy nie zastałosia ničoha, aproč chiba niekalkich ździčełych jabłyniaŭ u byłych sadkach, padmurkaŭ dy studniaŭ. Damy darešty ŭsie paburyli, raściahali na drovy, a to j papalili. Na miescy niekalkich padvorkaŭ chłopiec ubačyŭ śmiardziučyja, parosłyja dziadoŭnikam pažaryščy. Jon tady abyšoŭ usiu viosku i tolki na apošnim dvary znajšoŭ žyvoha čałavieka, jaki navat sprabavaŭ tut haspadaryć: nabyŭ kania, naciahaŭ taki-siaki inventar, mieŭ karovu i pačaŭ hadavać ciałušku. Vakoł siadziby raspracavaŭ ładny plac pakinutaj ziamli, na jakoj niešta ŭžo rasło; ziamla była dbajna apracavanaja i navat uhnojenaja. Dzied, padobna, čuŭsia zdarovym, nia duža bajaŭsia atamu. Jahony prykład daŭ biehłamu sałdatu niemałuju nadzieju.

Sałdat taropka kročyŭ da chutara pa bulbianym paletku sa śvieža akučanymi baroznami; dzie-nidzie ŭžo zaćvitali bieła-sinija kvietački. Mabyć, ništo budzie ŭ dzieda bulbačka, pa-haspadarsku padumaŭ sałdat.

Jon jašče nie dajšoŭ da chutara i, mabyć, mała što zhledzieŭ tam, jak štości jamu nie spadabałasia. Štości tam było nia tak, jak tady, kali jon zavitaŭ u pieršy raz. Najpierš nie było varotaŭ, i ŭžo z pola byŭ vidzion hoły dziedaŭ padvorak. Ale ci nie pusty jon? Ni dziedavaha kania, ni karovy ź ciałuškaj, jakija niekali paśvilisia pablizu na pryviazi, nidzie nie było vidno. Nie adzyvaŭsia taksama praniźlivym brecham Kudłacik. Prycinajučy niepakoj, sałdat pacichu ŭvajšoŭ u dvor i adrazu ŭbačyŭ staroha. Dzied moŭčki siadzieŭ na hanku i navat nie ździviŭsia jahonamu prychodu, nie pavitaŭsia.

— Što ŭ vas zdaryłasia? — zapytaŭsia sałdat, užo adčuvajučy peŭna, što zdaryłasia kiepskaje.

Dzied pavioŭ na jaho patuchłym, niaŭciamnym pozirkam i moŭčki raźvioŭ rukami. Miarkujučy pa ŭsim, havaryć jamu było trudna.

— Ale što? Što takoje?

— Dy vo, — moviŭ narešcie haspadar, — razburyli, abrabavali. Usio! Usiu maju pracu. Stolki staraŭsia...

Zdałosia, jon až zapłakaŭ, — zmorščyŭ abrosły siviznoju tvar i vysmarkaŭsia na travu.

— Ale chto?

— A chto ž ich viedaje — chto. Pryjechali z furaj...

— Z furaj?

— Nu hetaj — mižharodnyja pieravozki...

— Nočču?

— Udzień. Nadviačorkam. Pahruzili kania, karovu ź ciałuškaj. Vyhrabli zbažynu, jačmienia z kubła... Pieraviarnuli ŭsio dahary dnom — valutu šukali.

— Valutu?

— Nu.

— Ale chto? Što za ludzi? Svaje, pryježdžyja? — nia moh supakoić chvalavańnia sałdat.

— A chto ž ich znaje. Čaćviora. Spraŭnych takich. U skurankach. I z nahanam. Kudłacika zastrelili.

— Vo jak!

— Vuń za chlevam lažyć. Zakapać treba...

Spakvala stary staŭ spakajnieć, rukavom zanošanaj śvitki vycier zmakrełyja vočy. Trudna padniaŭsia z hanku. Pryhniečany horam jon zdaŭsia sałdatu byccam mienšym u roście, čym byŭ raniej, schudniełym i biezdapamožnym.

— I što kazali? — dapytvaŭsia sałdat. — Moža, mianie šukali?

— Nie. I nie pytalisia, rabaŭniki niejkija.

— Dyk, moža, u milicyju treba? Zajavu napisać?

— Nie. Skazali: zajaviš u milicyju — usio spalim. Dy j milicyja — ci nie jana j naviała hetych. Jany ž usie ŭ chaŭrusie, — cicha, by sam z saboj, razvažaŭ stary, stojačy siarod spuściełaha dvara. Dźviery ŭ chlaŭki j kamory byli rasčynienyja naściež, u siency taksama. Na travie lažali skinutyja z krukoŭ varoty. Vidać, stary byŭ mocna ŭražany tym, što tut adbyłosia i, padobna, paŭ ducham. Sałdat taksama byŭ uražany i nia viedaŭ, čym suciešyć staroha. Miž tym išoŭ čas, doŭha tut zastavacca jamu nie vypadała, i jon zvažliva papytaŭsia:

— Pajeści nia znojdziecca?

Dzied, padobna, trochi acich u svaim hory i adčuŭ čužy kłopat taksama. Mabyć, zhaładnieły vyhlad sałdata zakranuŭ u jahonaj dušy inšyja struny.

— Kab ža było što! U piečy druhi dzień nie paliŭ. Heta... Čakaj, moža, chleba astałasia...

Jon patupaŭ u siency, pastukaŭ tam čymś — dźviercami ci šufladami — i vynies chłopcu niaroŭna abłamany kavałak chleba. Ładny, adnak, kavałak. Sałdat adłamaŭ ad jaho častku i staŭ prahna žavać. Chleb byŭ taki smačny, što jon hłytaŭ jaho, zdajecca, nie dažavaŭšy, uvieś čas, adnak, pazirajučy praz varoty na darohu i pole. Dzied znoŭ apuściŭsia na hanak.

— Abžyŭsia, nazyvajecca, — na vośmym dziasiatku. Dumaŭ, choć pozna, ale dačakaŭsia svaje pary. Choć praz Čarnobyl. A to ŭsio niejak było: to kalektyvizacyja, to vajna, to ŭzdym sielskaj haspadarki. A tut Čarnobyl! Kazali, usio škodnaje — i małako, i pradukty. Jano, moža, kamu i škodnaje, a mnie ničoha. Zajmieŭ haspadarku. Adzin. Kiški irvaŭ, ale nichto nia škodziŭ. Musić, bajalisia siudy patykacca. A ja nie bajaŭsia — rabiŭ. Dzień i noč. Zatoje i mieŭ. Heta raniej zadarma. A tut, što zrabiŭ — tvajo. Što pasiejaŭ — sabraŭ. Škada, Čarnobyl hety, kab jon prapaŭ. Chto jaho vydumaŭ na našu hałavu?..

— Vučonyja vydumali, — cicha moviŭ sałdat. — Samyja pieradavyja ŭ miry.

— Kab jany skazilisia, tyja vučonyja. Chaj by lepš žniajarku lepšuju vydumali, kab vo nia mučyŭsia z hetaj, — kiŭnuŭ jon na paŭrazabranuju žniajarku, što miaściłasia la varotaŭ u dvary.

— Im ža, kab płutonij uzbahačać. Na rakiety.

— A, rakiety im treba! Ciapier vo damavin nie nabiareśsia, jak pačnuć ad Čarnobyla mierci. Damaviny treba. Kažuć, u Miensku ŭžo ŭ całafanie chavajuć. Ci praŭda? A ja sabie zimoj z suchoj doški zmajstravaŭ, vuhałki na zamok uziaŭ — dobraje damaŭjo pałučyłasia. Dyk zabrali j jaho. Kazali, spatrebicca. Kab im hetak umierci spatrebiłasia...

Sumna i horka było słuchać toje sałdatu, ale słovaŭ suciešyć u jaho nie znachodziłasia — u jaho nia mieniej baleła svajo. Jon prahłynuŭ pałovu kavałka i nie najeŭsia — chaciełasia źjeści ŭsio.

— Dzied, moža, maješ jašče zapałki? — prypamiataŭ jon i druhuju svaju patrebu.

— Nie, zapałak nia maju. U samoha niedzie paŭkarabka astałasia. Ale, kali treba mahu «kaciušu» dać.

— Jakuju «kaciušu»?

Dzied moŭčki pajšoŭ u siency i chutka vynies adtul nievialiki rudy kapšučok, raźviazaŭšy jaki, vyniaŭ «kaciušu» — kavałak kremieniu, abłamany kaniec napilnika i niejki abryvak trantaŭ.

— Vo, udaryć, iskra vyskačyć, zatleje i raźdźmuć.

— Dobra. I jašče... Tam naparnik zachvareŭ. Kab jak padtrymać...

— Hetak? Zachvareŭ, kažaš? — naściarožyŭsia dzied, i ŭ jaho spakutvanych vačach milhanuŭ cień niepakoju. — Ad atamu, moža?

— Chto viedaje. Ale jeści niama.

Dzied uzdychnuŭ, paviarnuŭsia, byccam kudy vypraviŭsia, dy spyniŭsia.

— Što ž tabie dać? Kab ža nia vyhrabli ŭsio. Vo bulbački ź miech zastałosia. Skazali: my dobryja, heta tabie, kab nia ŭmior. Dyk biary z paŭmiaška.

— Nie daniasu.

— Nu viadziorka...

Jany ŭdvoch pajšli ŭ ciomny prachałodny zastaronak, dzie haspadar, hruzna dychajučy, navybiraŭ ź niejkaj skryni letašniaj, z doŭhimi biełymi parastkami bulby. Nabrałasia nianovaje pakarabačanaje viadzierca. Zdajecca, nie biez škadavańnia dzied padaŭ viadro chłopcu.

— Vo, bolej niama. Kab ty heta dvuma dniami raniej — usio było: i sała, i kaŭbasy. Dyk pabrali. Nie pabajalisia, što j radyjacyja...

— A i praŭda, što radyjacyja? — zaniepakojena spytaŭsia sałdat.

— Chto viedaje. Ja jeŭ i ničoha, jašče nie pamior vo. I ŭnukam davaŭ, jak pryjaždžali. Ale tyja naŭrad ci sami žrać buduć — na prodaž! U Maskvu paviazuć na nitrahracyju.

Voś tabie j na, dumaŭ sałdat. Jon spadziavaŭsia, što choć dzied žyvie ŭ biaśpiecy, niejak haspadaryć la samaj zony, nie haładaje. Až na dzieda znajšłasia inšaja pošaść — nie radyjacyja, nia hoład, dyk bandytyzm. Raniej sialan rabavała ŭłada, a ciapier hetyja — na furach. Sapraŭdy, kudy dziecca pracoŭnamu čałavieku, dzie znajści prytułak?

Sałdat taropka raźvitaŭsia i ź viadrom u ruce pašybavaŭ pa tym samym poli naŭprost da raki. Śpiarša aziraŭsia, ale dzieda nie było vidać. Navodšybie ad paburanaj vioski siratliva miaściłasia abrabavanaja sialiba, trochi prychavanaja za niekalkimi drevami sadka. By partyzan, by partyzan, — dumaŭ pra siabie sałdat, prypamiataŭšy niejki film, što hladzieŭ u dziacinstvie. Tolki tam partyzany nieśli ŭ les aviečku, a jon — viadro bulby. I ŭsio tojačysia, bajučysia. Nie našmat, adnak, źmianilisia časy... Praŭda, tyja choć mieli vintoŭki, a jon što?

Uvieś čas na chadzie jon savaŭ ruku ŭ kišeniu bušłata i adščykvaŭ patrochu chleba. I kožny raz dumaŭ, što hety raz — apošni, što astatniaje treba pakinuć bamžu. I nia moh utrymacca. Hoład jaho, zdajecca, ad taho nia mienšaŭ, a navat bolšaŭ. Tady jon až vyłajaŭ siabie — treba ž urešcie znać mieru! Dy jahony durny žyvot, mabyć, nie chacieŭ viedać miery i patrabavaŭ jašče. Tady sałdat staŭ suciašać siabie, što bulbu ŭžo jon pryniasie ŭsiu. Jany napalać na bierazie prysaku i napiakuć jaje — chopić na dvuch. Užo jon najesca...

Sonca tym časam uvabrałasia ŭ paŭdzionnuju vyś i zdorava prypiakała plečy ŭ bušłacie. Sałdat ździeŭ šapku i sunuŭ jaje pad dužku viadra. Tak stała valniej i nie było vidać, što jon niasie. Jon udała pierajšoŭ zatravianiełaje pole, znoŭ vyjšaŭ da abrosłych krapivoj kalainaŭ na brodzie. Tut trochi spačyŭ u ciani pad alešynaj, znoŭ razuŭsia. Pierachodziŭ brod, nie śpiašajučysia, z nasałodaj macajučy bosymi nahami ŭ ściudzionaj vadzie. Na druhim bierazie sieŭ, kab abucca. I tady niejkaja siła zmusiła jaho zirnuć pad suččo niedalokich jełak. Śpiarša jon ničoha tam nie zaŭvažyŭ, a zatym zirnuŭ znoŭ i sumieŭsia ad społachu. Miž jełak la brodu stajaŭ chudy, niejki byccam ablezły, ź biełavatymi praplešynami na bakach voŭk. Što to byŭ voŭk, a nie sabaka, sałdat adčuŭ peŭna: takimi naściarožanymi i małaruchavymi sabaki nie byvajuć. A ŭ hetaha — nastyrčanyja vušy, apuščany dołu chvost... Adnak u im nie prykmiačałasia i nijakaj adznaki chcivaści — moža, bolej ździŭleńnia i źbiantežanaści ad niečakanaj sustrečy z čałaviekam. Nie adryvajučy pozirku ad vaŭka, sałdat padniaŭsia, uziaŭ viadro. Voŭk zdala tolki pilna sačyŭ za jahonymi ruchami, sam, adnak, zastajučysia razhublena nieruchomym. U pastavie vaŭka pa-raniejšamu nie było žadnaj prykmiety drapiežnaści — chiba adčaj i biaśsille. Moža, jak i čałaviek, jon byŭ zhaładnieły i čakaŭ jakoj dapamohi, padumaŭ sałdat. A kali jon šalony? I sałdat śpiarša pamału, a zatym usio chutčej pašybavaŭ ad raki. Voŭk za im nie pabieh.

Štoraz azirajučysia, chłopiec šparka išoŭ krajem boru. Napačatku praz chvojnik jamu byŭ vidać voŭk, ale spakvala jaho ablezłaja postać pačała źnikać, zasłonienaja drevami i padleskam. Chutka jon i zusim schavaŭsia. Tady sałdat pajšoŭ krychu marudniej. Heta niečakanaja sustreča ŭ lesie novym kłopatam uvarvałasia ŭ jahonuju dušu. A jon paśla hutarki ź dziedam u katory ŭžo raz hatovy byŭ pavieryć, što nie takaja jana ŭžo i strašnaja — zona. Što i ŭ zonie ci kala jaje žyvuć ludzi. Ale voŭk... Navat voŭk! Chiba taki pavinny być narmalny voŭk u letnim narmalnym lesie? Ale kali voŭk tak padupaŭ, dyk čaho tady čakać ludziam?

 

Zastaŭšysia ŭranku adzin, bamž doŭha j nieruchoma lažaŭ na łapniku, zachinajučysia ŭ svaju kuchvajku. Pačuvaŭsia jon kiepska, duža nie chaciełasia ŭstavać, było sanlava-młosna, siły ŭvačavidki źnikali. I jon nia moh daŭmiecca, što ź im adbyvajecca.

Mabyć, jon jašče trochi zabyŭsia ci zadrymaŭ i pračnuŭsia ad młosnaj zaduchi — nie chapała pavietra, było duža horača i chaciełasia pić. Ale vada była tolki ŭ race, za abryvam, — jak da jaje dapiacca? I bamž usio lažaŭ, bajučysia skranucca z naležanaha miesca, bo nia mieŭ upeŭnienaści, što znoŭ moža siudy viarnucca.

Praź niejki niadoŭhi čas jon adčuŭ, što stała j zusim kiepska, usio ŭ jahonym nutry hareła. U rocie było sucha, jazyk staŭ šurpaty, by jałovaja šyška, — nie pavarušyć. Usio bolej dakučała smaha, i jon dumaŭ: treba paŭźci da raki. Zaraz, zaraz treba namahčysia ŭstać, kazaŭ jon sabie ŭ dumkach i nia moh ustać. Usio lažaŭ, i stan jaho ŭsio horšaŭ.

Jak zusim stała kiepska, zrazumieŭ, što zaraz ža treba vady... Tady niejkim namahańniem ustaŭ na kaleni i spoŭz ź nievysokaha abryvu. Tut, na ŭhretym soncam piasku zrabiłasia j zusim nievynosna. Chistajučysia, stupiŭ kolki krokaŭ i ŭpaŭ kaleniami ŭ haračy piasok. Dalej poŭz — na kukiškach cieraź piasok i travianisty bierah, pakul narešcie nie dapiaŭ da vady.

Jon sprabavaŭ pić, ležačy, ale hetak było niazručna, jon namačyŭ sabie ŭsie hrudzi ŭ kuchvajcy i nie napiŭsia. A hałoŭnaje — vada akazałasia zusim nie takoj, jak čakaŭ, — ciopłaj, mutnaj i brydkaj. Jana nie spatoliła smahi, nie dała nijakaj palohki, a šlach da jaje zusim źniasiliŭ bamža. Palažaŭšy niamała času na bierazie, jon zrazumieŭ, što treba viartacca ŭ zasień. Na hetkaj haračyni doŭha nia vytrymaješ.

Šlach pa bierazie ŭhoru byŭ i zusim žachlivy — bamž prapoŭz krokaŭ dziesiać i źniasilena abloh na travie. Dychać zusim stała niejak. Cieła ŭsio hareła, i jon nie razumieŭ čamu. Ad sonca ci, moža, u jahonym nutry byŭ taki žar? Usio ž jon niejak dapoŭz da abryvu, treba było ŭskaraskacca na jaho, pad chvoi, u zasień. Ale jak?

Trochi palažaŭšy, jon padniaŭsia na kukiški, zatym na nohi, ablohsia hrudźmi na ŭzrovak i nie ŭtrymaŭsia. Nohi padłamilisia, hałava zakružyłasia, bor kudyści pajechaŭ, i jon spoŭz dołu. Tak, musić, nia treba było jamu paŭźci da raki, tracić apošnija siły. Palohki sabie jon nie prydbaŭ, a stanovišča svajo pahoršyŭ. Jak i ŭ žyćci. Damaješ niešta zrabić, kab lepš, a robicca naadvarot — jašče horš. Zapaŭźci ŭ svaju naru? Ale tam z učarašniaha ŭsio abrušyłasia, schovu tam nie było. Nu ale niaŭžo jon nie adoleje hety paŭtaramiatrovy abryŭ, — až zazłavaŭ na svaju źniamohu bamž. Niaŭžo jon tak asłabieŭ?

Novaja sproba, adnak, taksama nie pryniesła pośpiechu, — čałaviek ablahaŭsia hrudziami, škrabaŭ bašmakami pa ŭsochłaj, z karaniami ziamli, a ŭskaraskacca na abryŭ nia moh. I znoŭ źniasilena asiadaŭ dołu. Ale jon tak imknuŭsia ŭ les, pad zasień chvajovych šataŭ, dzie, dumałasia, byŭ jaho paratunak.

Paśla čarhovaje i marnaj sproby jon, zdajecca, straciŭ prytomnaść.

A jak ačuniaŭ, nie adrazu zrazumieŭ, dzie jon. Pobač była niejkaja ziemlanaja ściana, pad joj źjaviŭsia niešyroki cień — sonca zachodziła za bor. I bamž adčuŭ prachałodu. I tady jon prypamiataŭ sałdata. Ci vierniecca sałdat? Zrešty, naŭrad ci vierniecca, čaho jamu viartacca siudy — na pahibiel u hetuju praklatuju zonu? Chaj idzie kudy ŭ bieły śviet, moža, znojdzie inšaje miesca. Darma jon jaho tut trymaŭ, prynadžvaŭ i suciašaŭ — treba było adrazu prahnać. Abłajać apošnimi słovami j prahnać — kudy lezieš, durań! Dy vo paškadavaŭ i pahubiŭ. Chacia ci paškadavaŭ? Usio ž jon byŭ tut patrebny, tamu bamž i pakarystaŭsia im. A ciapier sałdat naŭrad ci doŭha praciahnie, žalliva razvažaŭ bamž sa spaźniełaju, adnak, žałaściu. Ciapier jamu stała zrazumieła, čamu partyjny instruktar ź im nie pajechaŭ, tolki chvaliŭsia zonaj. Nikoha jana nie hartuje — jana ŭsich hubić. Ale što kryŭdavać na instruktara, moža toj tolki vykonvaŭ partyjnaje daručeńnie siarod bamžoŭ. Bo musić ža, partyja i siarod bamžoŭ pavinna vieści niejkuju masava-rastłumačalnuju pracu. Choć by pad lozunham: savieckim ludziam atam nia strašny, jak koliś pisała hazeta «Pravda». Razumnyja ŭ toje, viadoma, nia vieryli, ale kolki ich było, razumnych. Kali ŭ časie jahonaj słužby ŭ vojsku da kaho z aficeraŭ padkatvaŭsia asabist z duža sakretnym daručeńniem, mabyć, nichto tamu nie admaŭlaŭ. Na toje nie chapała ni rozumu, ni advahi, usie spraŭna vykonvali ŭsio, što patrabavałasia. Kožnamu tady abiacali: jak vy — nam, tak i my —vam. Toje padabałasia. Ale jak jaho vyturyli z vojska, i jon pabieh da asabistaŭ pa dapamohu, tady atrymaŭ ad ich kukiš: prabač, ničoha nia možam, nia ŭ našaj kampetencyi.

A jak jon im pakazaŭ kukiš, užo staŭšy bamžom, tady amal što pakryŭdzilisia — nu, takoha ad ciabie nie čakali, veteran, našaja apora i nadzieja. Ale ŭžo tady jon plavaŭ na ŭsio i na ŭsich na śviecie, jon staŭ žyć tolki ŭłasnym kłopatam i ni na kaho nie zvažaŭ. Jakuju z taho mieŭ karyść — inšaja sprava. Jahony nastaŭnik baćka ŭsio žyćcio pražyŭ dla ludziej i daciahnuŭ da dzievianosta hadoŭ. Ale što heta było za žyćcio? Asabliva apošnija hady. Źniamohły, usimi pakinuty ŭ hłuchoj, nieperspektyŭnaj vioscy, jon cicha skanaŭ, i tolki praz tydzień jaho vypadkam znajšła susiedka. Pachavać nie byo kamu, syna nidzie nie mahli znajści, bo nichto nia mieŭ jahonaha adrasu, jon hadoŭ vosiem nie pisaŭ baćku — nie było čaho. Mabyć, hetak ža ličyli i astatnija dva syny, jakija žyli niemaviedama dzie i pra baćkavu śmierć, moža, jašče j nie daznalisia.

Niadobry jon byŭ da baćki, nia lepšy j da syna — taho łabacieńkaha Dzianiski, jakoha niekali pakinuŭ u rakietnym harnizonie. Ale kali da baćki asablivych santymentaŭ nia mieŭ, dyk za syna duža baleła duša — jaki jon, dzie jon, ci žyvy chacia? Usio źbiraŭsia napisać, źjeździć, ale kudy i za što? Dy j byłaja žonka, maci Dzianiski, chiba mahła jamu adkazać — jana tolki damahałasia ad jaho alimentaŭ. A Dzianiski, moža, niama ŭžo i ŭ žyvych? U svoj sałdacki ŭzrost, moža, prapaŭ dzie ŭ Afhanie, u Čačni, u jakoj sa šmatlikich haračych kropak, kudy piščom leźli našyja internacyjanalisty, pasyłajučy čužych synoŭ pad musulmanskija kuli. Papraŭdzie jon bajaŭsia daznacca horkaje praŭdy pra syna i žyŭ, ničoha pra jaho nia viedajučy. Jamu až zanadta chapiła taho horkaha bolu, što jon stryvaŭ u pamiatny dzień svajho raźvitańnia z synam.

Źjechać byŭ zmušany, źbiraŭsia rabić toje cicha, nieŭprykmiet, jak nie było doma žonki. Raźviedzienyja, jany doŭha žyli ŭ adnoj kvatery, u adnym pakoi i miž imi — piacihadovy Dzianiska. Taho dnia zranku žonka vypraviłasia ŭ svaju stałoŭku, jon, nie zusim ćviarozy paśla ŭčarašniaha, torapka pakidaŭ u sumku svoj niebahaty nabytak i nadzieŭ aficerski šyniel sa sporatymi pahonami. Dzianiska adrazu zaŭvažyŭ baćkavy zbory i kinuŭ metaličny aŭtamabilčyk, jakim hulaŭ na padłozie. «Ty kudy, papka?» — «Ja chutka», — schłusiŭ baćka, kab nie tryvožyć syna. «Ty ŭ kramu pa šakaładku? — dapytvaŭsia syn. — I ja z taboj». «Ja nia ŭ kramu, ja ŭ inšaje miesca». «Vaźmi j mianie ŭ inšaje miesca», — by što pradčuvajučy, prasiŭsia syn, užo nadziavajučy svaju kurtačku. Što było ź im rabić? Svarycca ŭ jaho ŭžo nie było siły, ale i kudy jon moh jaho ŭziać? «Nia jdzi za mnoj, zastavajsia doma», — stroha zahadaŭ jon, i Dzianiska zapłakaŭ. Dziciačaja duša, mabyć, užo adčuvała błahoje, ašukać jaje było nielha. A jon tady j nie padumaŭ, što bolej im nie pabačycca. Vyskačyŭ u dźviery i nakinuŭ na praboj dužku zamka. U pakoi pakryŭdžana płakaŭ Dzianiska, i jon nie chacieŭ čuć dziciačaha płaču. Toj płač pradaŭžaŭ hučeć u jahonaj pamiaci ŭsie nastupnyja dvaccać ci bolej hadoŭ, časam prapadajučy, a to raptam uźnikajučy — niaścierpna, da rospačy. U zhadkach, snach, samych niedarečnych pa časie ŭspaminach...

Nu, ale dzie ž sałdat? Čamu nie prychodzić sałdat?

Bamž užo adkinuŭ svaje niadaŭnija vielikadušnyja dumki pra toje, kab sałdat nie viartaŭsia — jamu duža treba było, kab viarnuŭsia. Što b zrabiŭ, kali b viarnuŭsia, čym by dapamoh bamžu, jon nia viedaŭ. Naŭrad ci jamu što pamahło b. Ale ciapier jon prahnuŭ pabačyć sałdata, toje było vielmi patrebna bamžu. I moža b, jon prynios choć małoje kaliva, choć by adzin hłytok. Jamu tak chaciełasia ciapier hłynuć choć troški, — adčuvaŭ, tady stała b lepiej. Jak lepiej było zaŭždy, kali vypje. Durny jon, što paspadziavaŭsia, byccam advyknie ŭ zonie. Našto było advykać?

Moža, vypić — było samaje lepšaje ŭ jaho biazładnym žyćci. A ad lepšaha nie admaŭlajucca. Dy j navošta? Dziela čaho? Škada, što najkaštoŭnyja iściny prychodziać niepapraŭna pozna.

Dyk dzie ž sałdat?

Nieviadoma čamu jon znoŭ pačaŭ karaskacca na abryŭ, zrušyŭ ź jaho płast ziamli, i ŭsio niaŭdała. Čamu jon hetak karaskaŭsia — chto viedaje. Ale takaja była jaho nieŭśviadomlenaja apošniaja vola —kudyś karaskacca. Spaźniełaja, marnaja vola. Jak i ŭsio spaźniełaje, toje redka byvaje ŭdałym. Nia stała jano ŭdačaj i dla bamža. Mabyć, paratunku jamu nie było ŭžo nidzie, i jon padśviadoma adčuvaŭ toje. Dy niejkaja dobraja ci nie vola ciahnuła jaho tudy, na abryŭ, da ich učarašniaha łaŭža, zdavałasia, tak było treba. I tady jon adčuŭ, što hety poklič — poklič kanca. Skanać naležała na ŭłasnym miescy — u łaŭžy ci ŭ łožku, ale ŭ svaim kutku.

Ale dzie jahony kutok? Kutka ŭ bamža daŭno nie było, a moža, nie było j nikoli. Jon svoj kutok prafukaŭ, prapiŭ, toj rastajaŭ u pryvidnym alkaholnym tumanie. A ciapier by jon tak spatrebiŭsia. Chacia b dla mahiły...

Paśla čarhovaje sproby ŭleźci i čarhovaj niaŭdačy jon adčuŭ, jak zapiakło — ahniom apaliła ŭ hrudziach, i čymś salonym napoŭniŭsia rot. Tady jon splunuŭ u piasok, adčuvajučy, jak chutka znoŭ stała poŭnicca ŭ rocie. Nie adrazu jon zrazumieŭ, što heta išła kroŭ. Kroŭ išła z horła. Toje jaho spałochała, ale tolki na momant. Mabyć, tak jano j pavinna być. Usio papiaredniaje było padrychtoŭkaj da takoha kanca.

Jon lažaŭ na baku pad abryvam i ŭžo nie plavaŭ, tolki paviarnuŭ dołu tvar. Kroŭ płyła na piasok. Usio ž kryvi było šmat, i mabyć, treba byŭ čas, kab jana syšła ŭsia. Ź joj sydzie j žyćcio...

Ale, moža, raniej pryjdzie sałdat?

Sałdat zrabiŭsia duža patrebny bamžu — zusim nia dziela paratunku, a dla čaho, jon i sam nia viedaŭ. Što b jon skazaŭ sałdatu? Uvohule skazać było šmat, dla taho nie chapiła b žyćcia. Ale, moža, najpierš raźvitacca. Raźvitacca, nie raskazaŭšy. Voś tak, ničoha jon nie paśpieŭ u žyćci — ni dla siabie, ni dla druhich. Žyćcio niadaŭna jašče zdavałasia takoje niaścierpna daŭhoje, a apynułasia karocieńkim, by zaječy chvościk... A hetaha niaŭdaku-chłopca taksama skrucić taja ž samaja radyjacyja, što dakanała jaho. Na samym pačatku jahonaha maładoha žyćcia. Usio ž žyćcio, jakoje b jano ni vydaryłasia, samaje kaštoŭnaje ŭ śviecie pierad čornym pravallem kanca.

I ŭsio ž jon chacieŭ dačakacca sałdata. Moža b, toj prynios choć hłytok. A tak...

Što značyła hetaje A TAK, jon užo nie dadumaŭ. Jahonaja ćmianaja, z pryvidami śviadomaść zhasła. Pavoli, trudna, byccam z astatnich sił čaplajučysia za javu. Narešcie źnikła zusim...

 

Sałdat nios bulbu, jon duža śpiašaŭsia. Nievialikaje viadzierca, adnak adryvała ruki, i jon chapaŭ jaho za dracianuju dužku to pravaj, to levaj rukoj. Nieviadoma, ci jano sapraŭdy było ciažkoje, ci chłopiec nadta asłabieŭ u hetaj darozie. Čas ad času jon spyniaŭsia pad chvojami, staviŭ viadzierca ŭ doł i niadoŭha spačyvaŭ, štoraz azirajučysia pa bakoch. Nie, vaŭka pakul nie było vidać, voŭk za im nia jšoŭ. Naŭrad ci jon byŭ zdolny biehčy, toj plašyvy dachadziaha-voŭk. Ale j čałaviek traciŭ siły, darma, što byŭ małady. Trudna było dychać, u hrudziach uvieś čas tachkała serca, jon duža zmakreŭ ad potu, ale bušłat nie skidaŭ. Źnimaŭ tolki šapku, jak adpačyvaŭ. Paśla to nadziavaŭ jaje na hałavu, to kłaŭ na bulbu ŭ viadzierca. Usio roŭna, i tak, i tak było dušna, ciažka i niazručna. Zimovaja šapka zaminała jamu, ale j kidać jaje nie chaciełasia. Jon dumaŭ, što šapka ŭsio ž bieraže hałavu ad nuklidaŭ.

Sonca ŭžo schiliłasia nad lesam, śviaciła zboku i nie tak piakło, jak u paŭdzion. U lesie pabolšała prachałody — navat na chvajovych hrudkach nie było dušnaty. Miž chvojaŭ hulała-pieralivałasia ciopłaje, załacistaje śviatło, pa imšystym dole słalisia kasyja cieni, patreskvała suchoje holle pad botami. Tam-siam bujali vierasy, a to pačynali ŭbiracca ŭ siłu, zaćvitać zaraśniki čarnic. Ale jahad jašče nie było. Ci dačakajecca sioleta jahad? — samotna padumaŭ sałdat.

Bałota jon abyšoŭ staranoj — pradraŭsia praz chmyźniak i apynuŭsia na bierazie rečki. Adsiul užo blizka było j da ichnaha stojbišča, i jon pryśpiešyŭ svoj chistki krok — chaciełasia, jak najchutčej.

Chmyźniakovaj ściažynaj jon vyjšaŭ narešcie na ich bieražok i trochi sumieŭsia — bamža nidzie nie było. Ni kala rečki, ni na bierazie, ni na abryvie. Jašče praz kolki krokaŭ jon zhledzieŭ skorčanuju postać pad abryvam i padumaŭ, što toj zasnuŭ. Ale štoś jaho zatryvožyła, — nadta ŭžo skorčanaja pastava bamža prymusiła sałdata kinuć viadzierca i pabiehčy tudy. Tam najpierš jon ubačyŭ zhuściełuju kroŭ na piasku, na plačy kuchvajki i až źniačyvieŭ ad dumki, što bamža zabili. Ažno paśla zrazumieŭ, što kroŭ išła z rota. Bamž byŭ niežyvy.

Nadziva samomu sabie, sałdat nia nadta j spałochaŭsia. Adčuŭ tolki vostraje pačućcio niepryjemnaści, navat hidoty, a zatym i ździŭleńnia — našto tak? Byccam bamž zrabiŭ toje sam z peŭnym niadobrym namieram. Paśla, adnak, zaščymieła škadavańnie i ź im — paŭzabytaje adčuvańnie ŭłasnaj pakinutaści. Ciapier znoŭ jon adzin. Sam na sam. I ŭsia hetaja bulba — jaho. Jaje možna śpiačy i adnamu ŭsio źjeści. I nia treba nikomu addavać reštu chleba ŭ kišeni, — usio ž vyhoda ad hetaj niespadziavanaj śmierci. Jon aściarožna dastaŭ abkryšany kavałak i pačaŭ jaho jeści. Musić, jak u vajnu. Veterany raskazvali, što čym bolš hinuła ŭ rocie, tym bolš dla hałodnych zastavałasia charču. I harełki. A jon nie prynios bamžu vypić, navat nie papytaŭsia ŭ dzieda... Było žurbotna i panyła.

 

Sałdat siadzieŭ pobač ź niabožčykam, žavaŭ chleb i dumaŭ. Mabyć, najpierš treba drovaŭ — tych, la vohnišča, paśla zalevy zastałosia mała. I jon, źjeŭšy chleb, paploŭsia ŭ les. Niešta sabraŭ i prynios. Paśla pačaŭ ładzić ciapielca. Jon nia ŭmieŭ karystacca «kaciušaj» i paźbivaŭ palcy, pakul zapaliŭ škumatok. Dalej taksama było nie lahčej — ad dymlivaha škumatka raspalić kavałak suchoha mochu. Jon usio dźmuŭ i dźmuŭ, pakul zusim nie zakružyłasia hałava i jon staŭ, by pjany. Trochi spačyŭ i znoŭ dźmuŭ.

Moža, praz hadzinu ci bolej učarašniaje kastryšča ažyło, u viečarovaj cichmanaści nad rečkaj znoŭ paciahnuŭsia ŭharu chvost dymu. Śpiašajučysia, jon padkłaŭ bolej paliva — budzie hareć. Hałoŭnaje było zroblena — jany zdabyli ahoń. To była b ahulnaja radaść, jakuju ciapier mieŭ adzin. I jana mienieła napałavinu. Takaja była tutejšaja aryfmetyka. Aryfmetyka sabačaha žyćcia...

Pakul hareŭ ładny kaścior, napalvaŭ vuholle, sałdat padyšoŭ da bamža. Što było rabić? Najeścisia bulby i matać adsiul? Dy — kudy? Hetaje niazbyŭnaje pytańnie, by praklon, visieła nad im paŭhoda, i jon nie znachodziŭ na jaho adkazu. Moža, jaho naohuł nie isnavała — adkazu, a jon, durań, jaho šukaŭ. Inakš by jon nie apynuŭsia ŭ zonie, a znajšoŭ by jakoje inšaje miesca. Ale ci było jano, toje inšaje miesca? Vo i bamž apynuŭsia mienavita tut — užo ci nie źviała ich razam fatalnaja ahulnaść losaŭ? Ale jakaja ŭ ich mahła być ahulnaść? Roznaści — heta tak, kolki zaŭhodna. A ahulnaści?.. Adnak ža niešta było, inakš by jany nie apynulisia razam.

Dyk što ž — i kaniec ichny adnolkavy?

Hetkija dumki pałochali, jak było ź imi zhadzicca? Sałdat zdryhanuŭsia i pierastaŭ dumać pra toje. Lepš było naohuł nia dumać. Kali b toje było mahčyma...

Sonca zusim schavałasia za boram. Uvieś bierah rečki i chmyźniak na baku zarečča patanali ŭ zasieni, u jakoj patrochu raspłyvaŭsia šyzy dym kastra. Tolki biazvobłačnaje nieba nad lesam raskašavała-kupałasia ŭ raźvitalnym soniečnym źziańni — tam hrali ščaślivyja bomy, jakija nie dasiahali ziamli. Na ziamli ŭładaryli bomy chaŭturaŭ.

Narešcie sałdat pakłaŭ u vuholle dziasiatak bulbinaŭ, staranna zaharnuŭ ich u prysak. Chaj piakucca. A sam padyšoŭ da nieruchomaha cieła bamža. Što ź im rabić? Musić ža, treba było jaho pachavać? Ale ni rydloŭki, ni navat zdatnaha dla takoj patreby naža ŭ ich nie było. Sałdat uźlez na abryŭ i vyłamaŭ ź laščyny toŭstuju pałku. Kaniešnie, lepiej było b pachavać na abryvie, zboč ad ichnaha načnoha ležbišča, ale pałkaj tam nie ŭkapaješ. Tam dziernina i chvojnyja karani... I jon pačaŭ kapać u piasku, pad abryvam, pobač ź ciełam niabožčyka. Tut było lahčej, jon kałupaŭ pałkaj i žmieniami vyhrabaŭ piasok. Praz hadzinu atrymałasia jamka, — miełkavataja, praŭda, i niazhrabnaja. Jak i bamžova žyćcio, padumaŭ sałdat. Jakoje žyćcio, takoje j pachavańnie. Dy i ŭsio žyćcio jość, musić, zarobki na pachoviny, nie na što inšaje. A niekatoryja dumajuć — na karjeru. Kožnaja karjera vo —kančajecca jamaj. Dyk ci varta tak dbać pra jaje? Pra karjeru abo pra jamu — sałdat užo dadumać nia moh. Jon až spałochaŭsia ad dumki: a ci budzie kamu pachavać jaho?

Moža, nia treba było chavacca, uciakać, moža, lepš, kab jaho znajšli. Viadoma, i pakarali. Čort jaho viedaje, što ŭ žyćci lepš, a što horš. Jon ci nie z malenstva chacieŭ pajści ŭ armiju, z knižak i kino jamu padabałasia ŭsio vajskovaje — zbroja, abmundziroŭka, technika. Jon navat prahnuŭ abaraniać radzimu i pry tym prajavić hierojstva. Jon radavaŭsia, jak u vajenkamacie jaho pryznačyli ŭ rakietnyja vojski, i nia dumaŭ, što hetaja radaść chutka vylezie jamu bokam. Daviałosia pačarnieć z hora — nia radujsia raniej času, durań.

Jon nie chacieŭ žyć brydka, prahnuŭ sumleńnia i čyścini. Atrymałasia ŭsio naadvarot. Dyk što ž jamu — hinuć ciapier u svaje dzieviatnaccać hadoŭ?

Zadumaŭšysia, jon nie adrazu zaŭvažyŭ, jak pobač pajaviłasia ptušačka — maleńkaja viartlavaja trasiahuzka z doŭhim chvościkam. Niemaviedama adkul uziaŭšysia tut, jana bieskłapotna paskakała pa piasku, štości tam klunuła, azirnułasia na adzinokaha, prybitaha horam čałavieka la vohnišča i nibyta cichieńka pisknuła.

— Plisačka! — prašaptaŭ jon ź niečakanaj piaščotaj, adrazu ŭspomniŭšy słova, jakim u vioscy klikali hetych ptušak. Ale ptuška adrazu pyrchnuła ŭharu dy imkliva adlacieła za rečku. Našto jana tut, pa čyju dušu prylatała? — rastryvožana dumaŭ sałdat, kranuty niečakanym pajaŭleńniem ptuški.

Tym časam, mabyć, śpiaklisia bulbiny.

Sałdat vyhrab z prysaku krajniuju, trochi abcior jaje ab štany i sprabavaŭ adkusić. Ale čamuści nia zdoleŭ — abpiakło ŭ rocie i spazma zdušyła horła. Tady jon pamknuŭsia druhi raz, i druhi raz ničoha nia vyjšła. Štości stałasia ź jahonym horłam ci straŭnikam — tyja nie prymali ježy. Pačało mknuć na vanity, i jon vypuściŭ bulbinu. Chłopiec nie na žarty spałochaŭsia — jon nia moh jeści. Zatoje macnieli vanity, razy dva z horła linuła ledźvie nie na kaścior. Ad nutranych sutarhaŭ u jaho vyvaročvała straŭnik — tak było kiepska. Nizka schiliŭšysia nad dołam, jon siadzieŭ la prytuchłaha vohnišča ŭžo biaz žadnaj uvahi da bulby. Jon čakaŭ, kali jahonyja pakuty skončacca. Ale pakuty nie kančalisia — pakuty, zdajecca, macnieli.

Tak doŭžyłasia niamała času, pačaŭ zatuchać kaścior. U ciemryvie nočy zvoddal ćmiana bliščeła vadzianaja plama zatoki. Pobač, trochi aśvietleny reštaj vahniu, lažaŭ skaleły niabožčyk. Mabyć, treba było padkłaści pałak u vohnišča, dy sałdatu było nie da taho. Jon zrabiŭsia abyjakavy da vahniu, pra jaki niadaŭna jašče hetak dbaŭ. Pryjšła čarha dbać pra siabie.

Trochi, adnak, saŭładaŭšy ź niemačču, jon ustaŭ, padniaŭ aciežalełaje niežyvoje cieła i zvaliŭ jaho ŭ jamu. Zaharnuć piaskom nie paśpieŭ — znoŭ padstupili vanity. Tady jon abloh dołu pobač i dumaŭ, što, mabyć, tut i skanaje taksama. Skanać tut razam, moža, było b i niabłaha... Pobač marudna pamiraŭ kaściarok, u ciemry na krajach vohnišča jašče varušylisia-mirhali drobnyja ahieńčyki. Spakvala i tyja atuchli...

Ačnuŭsia hłybkaj nočču — jamu j zusim stała błaha. Tolki paśpieŭ sieści na ściudzionym piasku, jak znoŭ skałanuŭsia ad vanitaŭ. Vanitavać daŭno ŭžo nie było čym, ale ŭsio roŭna jaho irvała znutry, — zdajecca, irvała z vantrobaŭ. Jon nie razumieŭ čamu, i to krychu padnimaŭsia, to znoŭ ablahaŭ dołu. Miž pakutnych sutarhaŭ trochi zabyvaŭsia ŭ źniamozie, kab nieŭzabavie prachapicca znoŭ i znoŭ nadryvacca ŭ vanitach. Zdajecca, užo zusim apuścieŭ straŭnik i ŭsie vantroby, a niaścierpnaja harkata nie pierastavała imknuć z horła, sutarhi nie spynialisia. I jamu zdavałasia, što lepiej skanać, čym tak pakutvać.

Moža, pad ranak trochi zasnuŭ.

Pračnuŭsia, jak užo raźvidnieła, sieŭ, pačaŭ vycirać zapeckanaje padbarodździe, hrudzi. I tady na palcach ubačyŭ kroŭ — jak i ŭčora ŭ bamža. Ź jahonaha rota taksama išła kroŭ. Značycca, i jaho nieŭzabavie čakaje toje ž.

Ale ž jon nie chacieŭ pamirać...

Jon z natuhaj ustaŭ i, chistajučysia, pajšoŭ bieraham preč. Preč ad hetaj zatoki, ad vohnišča, ad niezakapanaj mahiły. Jamu treba było dabryści da brodu.

Mabyć, novaja meta nadała niejkaj siły — chistka, niaŭpeŭniena, asłabieła jon adoleŭ, adnak, niemały kavałak šlachu pa lesie. Ale i vydychsia daščentu. Upaŭ u padlesku, siarod arabinavaha maładniaku, doŭha lažaŭ. Śviadomaść jaho zatumaniłasia, časam jon pierastavaŭ razumieć, chto jon i dzie znachodzicca. Ale nie nadoŭha. Usio ž jon prymušaŭ siabie ŭstać i jści. Jamu vielmi treba było dajści da brodu.

— Ludzi-i-i-i, ludzi-i-i-i, — namahaŭsia jon kryknuć, ale ź jahonych vusnaŭ źlataŭ tolki šept. Nichto nidzie nie adhukaŭsia. Dy i nidzie nie było nikoha. Nie było navat vaŭka. Na momant uspomniŭšy dachadziahu, sałdat pramoviŭ u dumkach: dzie ty, bratok pa niaščaści? Voŭk ty moj, voŭča... Chadzi, moža, paratujemsia razam...

Pačała duža dakučać smaha — chaciełasia pić. Dy raka j bałota zastalisia zzadu, u bary vady nie było. Jon razumieŭ heta i tryvaŭ. Jon tolki išoŭ. Ad dreva da dreva, ad chvoi da chvoi. Adnak usio vyraźniej staŭ adčuvać, što nia dojdzie.

Ale niaŭžo sapraŭdy nia dojdzie?

Spałoch trochi nadaŭ siły. Ale niašmat. Asłabieła pratupaŭšy dziasiatak krokaŭ, padaŭ na doł, lažaŭ. Našto ž usio tak atrymałasia, čamu? — hučała ŭ im niedaŭmiennaje pytańnie. Usio toje ž pytańnie biez adkazu. Chto zahubiŭ jahonaje žyćcio? I čamu? A moža, hetak z samaha pačatku nakanavana losam? Tady jon nie vinavaty. Sam jon užo biaśsilny što-niebudź u im źmianić.

Ustajučy, jon kidaŭ karotkija pozirki pa bakoch — dumaŭ, mo dzie ŭbačyć ludziej. Kab kryknuć. Dy ludziej nie było. Nie było i vaŭka. Sałdat zastaŭsia zusim adzin u hetym pryhožym i strašnym lesie.

Stała čamuści ciomna. Moža, nastała noč? Značyć, jon tak i nie dapiaŭ da vyratoŭčaha brodu, nia vybraŭsia z hibielnaj jamy. Ciemra navaliłasia na les, na sałdata, i jon užo nie razumieŭ, u jaki bok iści. I ci iści naohuł? Siły ŭ jaho nie było navat ustać...

Vuasaary, 1998 h.

Kamientary

Ciapier čytajuć

Biełaruskim top-čynoŭnikam u Vałhahradzie razdali kałaradskija stužki. Marzaluk zastaŭsia ź jabłynievaj FOTY8

Biełaruskim top-čynoŭnikam u Vałhahradzie razdali kałaradskija stužki. Marzaluk zastaŭsia ź jabłynievaj FOTY

Usie naviny →
Usie naviny

«Nie pašpart mianie robić biełarusam». Pahutaryli z emihrantami z roznych krain, u jakich skončylisia pašparty6

Jakija mikrarajony Minska samyja darahija?1

Tramp skazaŭ, što Zialenski moža admovicca ad Kryma2

U haradskich maršrutkach pavinny źjavicca ramiani biaśpieki

Kanada siońnia abiraje novy parłamient i premjer-ministra na fonie kanfliktu z Trampam1

Samuju darahuju kvateru ŭ Minsku sprabujuć zdać za 10 tysiač dalaraŭ štomiesiac9

Bank paprasiŭ raskazać pra pajezdki za miažu. Navošta?

Učora ŭ Biełarusi było nie bolš za +13°S1

Tramp znoŭ zaklikaje Pucina «spynić stralbu» i zaklučyć «ździełku»

bolš čytanych navin
bolš łajkanych navin

Biełaruskim top-čynoŭnikam u Vałhahradzie razdali kałaradskija stužki. Marzaluk zastaŭsia ź jabłynievaj FOTY8

Biełaruskim top-čynoŭnikam u Vałhahradzie razdali kałaradskija stužki. Marzaluk zastaŭsia ź jabłynievaj FOTY

Hałoŭnaje
Usie naviny →

Zaŭvaha:

 

 

 

 

Zakryć Paviedamić