Mama i ja
Kašuli
Tatu, užo ledź žyvoha, pryvieźli na lecišča ŭ Vałoŭščynu. Jon lubiŭ svoj błakitny dvuchpaviarchovy damok u krychu nieachajnym sadzie ź jabłyniami j kustami parečki. Tata sabraŭ svaje staryja kašuli i paprasiŭ maci pamyć. Tam niama haračaj vady. Tamu mama hreła jaje i za niekalki dzion pieramyła ŭsie čysta kašuli. Kab tata, kryj Boža, nie daviedaŭsia pra svoj blizki sychod.
Pas
Dziadźka Anton padaravaŭ mnie sałdacki pas z važkaj abzoranaj spražkaju. Ja vielmi hanaryŭsia skuranym pasam. Ź im ja byŭ niepieramožny ŭ svaje 11 hadoŭ. Kali pieraciahnuć takoj zbrojaju pa rebrach, vydatny atrymlivajecca ŭdar. Tolki biŭsia ja tym pasam ŭsiaho razy try, dyj toje pabojvaŭsia paraśsiakać hałovy svaim adnaklaśnikam.
Pasam łupcavali mianie. Za boty, poŭnyja vady, za dvojki pa pavodzinach, za padmany, za hyrkańni na baćkoŭ, za ŭcioki z domu… Było za što bić. Pas lažaŭ na paličcy ściannoj šafy ŭ vitalni. Vydatny pas. Pieraciahnuŭ raz-druhi pa plačach, i bolej nia treba. Biła mianie maci. Tata sychodziŭ u kabinet, ledź pačynałasia svarka. Maci brała pas, svaryłasia i łupiła. Było za što.
Ruka
Adzin z samych daŭnich uspaminaŭ pra mamu źviazany ź jejnaj rukoju. Ja, dvuchhadovy, achopleny strachami, nie mahu zasnuć. Prašu: “Mama, daj mnie ruku”. Maci siadaje na łožak i kładzie dałoń na padušku. Ja abdymaju ciopłuju ruku, supakojvajusia i zasynaju.
Małako
Nia viedaju, chto prydumaŭ i padkazaŭ mamie, što maje chvoryja vočy treba pramyvać žanočym małakom. Jakraz naradziŭsia brat. Mama, kali karmiła jaho, klikała mianie i pyrskała ŭ vočy małakom. Vočy ŭ mianie sapraŭdy mocna baleli, ja strašenna nie lubiŭ daktaroŭ i roznyja pracedury, u tym liku i małočnyja pramyvańni. Ale tryvaŭ. Adno płakaŭ. Ślozy źmiešvalisia z małakom, ja ich razmazvaŭ pa ščokach. Išoŭ mycca. Ź lusterka na mianie złosna hladzieŭ pieršaklaśnik, razmalavany maminym małakom.
Achviary
Dziela tatavaj tvorčaści, dziela mianie z bratam mama admoviłasia ad karjery. Ci škadavała jana? Peŭna ž. Kab nie škadavała, dyk i nia viedaŭ by ja, što joj prapanoŭvali pajści ŭ aśpiranturu, zastacca pracavać u Nacyjanalnaj biblijatecy, a jana vybrała siamju. Mama zaŭsiody vybirała siamju. Kali ŭ brata pačalisia składanaści z vučobaju, mama admoviłasia ad pasady zahadčycy biblijateki i pajšła pracavać u škołu nastaŭnicaj pracy. Mama zaŭsiody žyła bolej dla nas, čym dla siabie.
Malunki
Namalavać mamu ciažka. Vielmi blizki čałaviek, niemahčyma addalicca, ciažka zirnuć adstaronienymi vačyma. Tamu, kolki ni sprabavaŭ zrabić partret, nie atrymlivałasia ničoha vartaha. U instytucie, kali ja zachapiŭsia kubizmam, adzin sivahałovy mastak spytaŭ: “A maci svaju ty taksama budzieš raskładać na kvadraty i kubiki?”. Małaadukavanaść vykładčyka nia ŭraziła: bolšaść ź ich nievuki, ale nietaktoŭnaść aburyła, nibyta jon abłajaŭ maju siamju. Spračacca ja nia staŭ. Adznačyŭ sabie, što partret mamy ja abaviazany namalavać, i ŭsio tut. Namalavaŭ. Vypadkova. Nie malujučy namalavaŭ. Znajšoŭ jaho siarod starych nakidaŭ da vitražu ŭ sabor Uśpieńnia Dzievy Maryi. Bieźlič eskizaŭ ja zrabiŭ, šukajučy vobraz Božaj Maci. Siarod ich znajšłasia maleńkaja akvarel, na jakoj namalavałasia nia Dzieva Maryja, a maja maładaja mama. Tady i nie zaŭvažyŭ. Jość u mastactvie čaroŭnaść — zdatnaść tvoraŭ žyć niezaležna ad stvaralnika.
Maŭčańnie
Pa tydni, a to i pa dva, ja nie razmaŭlaŭ z mamaju, a jana sa mnoju. “My nie havorym”, — kazaŭ ja bratu ci baćku. “Čamu?” — “Nie havorym i ŭsio!” Pryčyny byli małaznačnyja, mizernyja. Peŭna, my stamlalisia ad lubovi, ad ščyraści j ciepłyni ŭzajemaadnosinaŭ i pierastavali razmaŭlać.
“Dom dla ciabie tolki miesca načlehu. Prybieh, paspaŭ i źbieh”, — dakarała mama. Ja zamaŭkaŭ, bo lubiŭ svoj prapachły alejnymi farbami, zastaŭleny čarapami i knihami, zaviešany pałotnami i malunkami pakoj. Baćki dazvolili pieratvaryć jaho ŭ majsterniu. A tut — načležka. Kryŭdna.
Vyjści z maŭčańnia ciažej, čym apynucca ŭ im. Ale my vychodzili, pobyt daje šmat nahodaŭ zahavaryć. “Vałodzia, vyniesi śmiećcie!” — “Zaraz, a ty kavu zvary”. Kavu pjom razam i havorym doŭha, bo tak šmat adbyłosia ŭsiaho ŭsiakaha, pakul maŭčali.
Leki
Praca. Kamandziroŭki. Maskva. Vilnia. Mituśnia. Miensk. Vilnia. Maskva. Za spravami mamy nia baču. Pahavaru pa telefonie i supakojusia, nibyta adviedaŭ. Mama kaža, što tatavy rečy stajać na miescy, tolki leki sardečnyja jana ŭziała i prymaje. “Jon dazvoliŭ. Pryjšoŭ u śnie. Ja paskardziłasia, što drenna, što na vulicu try dni nie vychodžu i tabletki skončylisia. “Biary maje, — jon tak skazaŭ. — Biary maje”. Uziała. Mnie lahčej”.
Taleračka
Mama raskazvaje, što adnym ź pieršych maich słovaŭ było nastojlivaje “daj”. Havaryć ja pačaŭ u dzieviać miesiacaŭ, lubiŭ siadzieć na maminych rukach i kazać “daj”. Patrabavaŭ usio čysta: i hadzińnik z hirkami, i ćvik, zabity ŭ ścianu. Baba Jadzia abcuhami vyciahvała toj ćvik i davała pieršamu ŭnuku. Apahiejem “daj” stałasia taleračka. “Daj mnie taleračku ź nieba!” — zapatrabavaŭ ja ŭ mamy i pakazaŭ na poŭniu. Jana śmiajałasia. Adhetul, kali ja što prasiŭ, usie dadavali: “…I taleračku ź nieba”.
Surjoznaść
Nakolki ja surjozny, ciažka skazać. Peŭna, nastolki, nakolki padobny da baćki. Tata byŭ sucelna surjozny. Navat pad ironijaj chavałasia jahonaje hruntoŭnaje staŭleńnie da žyćcia. Mama, naadvarot, lubiła i lubić žyćcio takim, jakoje jano jość tut i ciapier. Jaje aptymizm uraŭnavažvaŭ tataŭ pesymizm i nihilizm. Mamina zahłyblenaść u pobyt, u materyju, u sučasnaść vyjaviłasia bolš surjoznaj i zapatrabavanaj za našyja z tatam nadziei, viečna niaspraŭdžanyja, plany, zaŭsiody niedavykananyja, zachapleńni j rasčaravańni. Na maminaj, a nie na tatavaj surjoznaści trymałasia i trymajecca naša vialikaja siamja. Naša surjoznaść u tvorčaści — tolki cień vialikaj lubovi da mamy.
Radzimka
Na biezymiennym palcy levaj ruki ŭ majoj mamy jość maleńkaja radzimka ćmiana-załacistaha koleru. Takaja radzimka była ŭ baby Jadzi, jakaja navučyła mamu ŭ ciažkija chviliny dakranacca da jaje, kab adčuć dapamohu. Takaja ž čaroŭnaja radzimka jość i ŭ mianie. Kali mnie kiepska, ja dakranajusia da radzimki, i śviet ciapleje, markota raźviejvajecca — mama dapamahaje mnie.
Mamin syn i tataŭ syn
Była ŭ dzieda dačka, była ŭ baby dačka… Tak pačynajecca nie adna biełaruskaja kazka. Padobnym čynam možna raspavieści i pra našu siamju. Jość tataŭ syn i jość mamin syn. Tatavym synam usie nazyvajuć brata Mirasłava. Jon i padobny da taty, i lubiŭ jaho tata bolej. Ja — mamin syn. Spačatku — ja ž starejšy za brata na siem hadoŭ — mnie paščaściła pabyć adzinym lubimym Vovačkam i ŭ mamy, i ŭ taty. Kali ž mama pahadziłasia kupić mnie bracika, skazaŭšy, što narešcie naźbirała hrošaj, tata zasumniavaŭsia. Maŭlaŭ, ci chopić u jaho lubovi jašče na niekaha, aproč mianie. Nichto nikoli nie dakaraŭ taty za tyja sumnievy, akramia jaho samoha. Mirasłaŭ adrazu ž, ź pieršaha svajho dnia zrabiŭsia tatavym synam. Ciapier, kali baćka syšoŭ u krainu viečnaj radaści, my abodva maminy syny.
Padarunki
Kali tata nia mieŭ siabroŭ, dyk u mamy zaŭsiody byli j ciapier jość šmatlikija siabroŭki. Mama ŭmieje siabravać, umieje zachoŭvać tajemnyja historyi, umieje słuchać i supieražyvać. Na dzień naradžeńnia joj telefanujuć z usiaho śvietu. Bieź pierabolšańniaŭ. Enia ź Ńju-Jorku, Ada z Adesy, Halina z Berlinu…
Zaviadzionki dasyłać padarunki ŭ hetych ścipłych kabietaŭ niama, pa ichnych srodkach i zvanok abychodzicca niatanna. Tamu Halina prydumała hulniu. Jany z mamaju zachodzili ŭ juvelirnuju kramu i na słovach daryli adna adnoj samyja kaštoŭnyja ŭpryhožańni. “Ja daru tabie, Ninačka, voś hety piarścionak z dyjamentam!” — “A ja tabie, Hałačka, daru załatyja zavušnicy z rubinami!”. Abdoranyja j viasiołyja, jany sychodzili. Ciapier Hala raspaviadaje mamie pra berlinskuju kramu z kvietkami. Jana raskazvaje, jak jany zachodziać i vybirajuć mamie ŭ padarunak piać kremavych ružaŭ. U hety čas ja, čałaviek, jaki amal nikoli nia doryć kvietak, zajšoŭ u padziemny pierachod i nabyŭ piać kremavych ružaŭ. Mama vielmi ździviłasia bukietu i pierakazała razmovu z Halinaju.
Źziańnie
Ralan Bart u svajoj knizie “Kamera”, razvažajučy pra ŭźdiejańnie fota na čałavieka, pryjšoŭ da vysnovy, što samym kaštoŭnym fatazdymkam asabista dla jaho źjaŭlajecca partret maci. Nijaki inšy čałaviek nia zmoža adčuć i zrazumieć toj tajemnaj siły, jakaja sychodzić na jaho z hetaha dla ŭsich astatnich zvyčajnaha partretu. Bart pisaŭ pra fotamastactva paśla taho, jak jahonaja maci pamierła, i tamu nia moh paraŭnoŭvać fota z aryhinałam, cień z postaćciu. Dziakuj bohu, maja mama žyvie, i ja mahu bačyć śvietłaje źziańnie, jakoje zychodzić ad jaje. Śvietłyniu tuju nie zafiksuje nivodnaja kamera, jaje baču tolki ja.
Proźvišča
U mamy niezvyčajnaje proźvišča — Hlobus. Jejny baćka pachodzić z Kapylščyny, ź vioski Žylichava. U encyklapedyi možna pračytać pra jaje niekalki radkoŭ: “…Žylichava, vioska ŭ Bučacinskim s/s Kapylskaha r-nu Mienskaj vobł. Centar kałhasu. Za 32 km na Pd ad Kapyla, 149 km ad Miensku, 13 km ad čyh. st.Cimkavičy. 590 ž., 240 dvaroŭ (1997). Siaredniaja škoła, Dom kultury, b-ka, addz. suviazi”. Z hetych ścipłych źviestak zacikaviła apošniaja. Kiraŭnikom adździaleńnia suviazi ŭ pavajenny čas pracavaŭ Uładzimier Hlobus, mamin baćka. Daviedałasia jana pra toje ŭ 70-ja, kali moj tata ŭhavaryŭ jaje źjeździć na radzimu. Mama naradziłasia ŭ tym Žylichavie ŭ 1934 h. Adnosiny pamiž jejnymi baćkami nia skłalisia. Baba Jadzia kazała, nibyta Hlobus zahinuŭ na saviecka-finskaj vajnie. Peŭna, praz heta mama nia vielmi lubić svajo proźvišča i, kali złujecca, kaža mnie: “Nijaki ty nia Hlobus, ty — Adamčyk”. A mnie mamina proźvišča padabajecca nastolki, što svaje litaraturnyja tvory j malunki padpisvaju im.
Biblijateki
Z usich biblijatek najlepšaj była taja, dzie pracavała mama. Spačatku — biblijateka budaŭničaha trestu №4, paźniej — škoły №16, narešcie — Sajuzu piśmieńnikaŭ. Ciapier maci na pensii, žyvie siarod knižak, sabranych tatam. U biblijateki ja amal nie chadžu, čytaju kuplonaje. Kali što patrebna, u biblijateku idzie sakratarka. Biblijateka biaz mamy dla mianie nie biblijateka. Knižny śviet źmianiŭsia za apošnija hady, u im pamienieła tajamnicaŭ. Biblijateki maminych časoŭ vabili jakraz zabaronienymi vydańniami, turmami dla knižak. Mama dazvalała mnie čytać usio, ja ŭdziačny za davier.
Z natury
Kali napisałasia apaviadańnie “Ma-ma”, ja pakazaŭ jaho tatu. Jon skazaŭ, što pisać na takija temy treba paźniej, kali jaho z mamaju nia budzie siarod nas. U tekście pierakazvałasia havorka z maci, jakaja ŭspaminała svaich mamu z babulaju. Tatava zaŭvaha źbiantežyła. Žadańnie pisać z natury pra blizkich ludziej źnikła nadoŭha. Ciapier ja škaduju. Darma nie napisaŭ pra tatu, kali jon jašče byŭ siarod nas. Praź pisańnie z natury my bačym siabie takimi, jakimi jość, a nia vymalevanymi pamiaćciu j ujaŭleńniami. Niekali daŭno Ŭładzimier Karatkievič prasiŭ, kab ja napisaŭ pra jaho praŭdu paśla śmierci. Dajučy zhodu, ja nia viedaŭ, što nie byvaje praŭdy paśla śmierci. Jość praŭda śmierci. Jaje ja apisaŭ padčas adychodu taty ŭ Kraj Cišyni. Jość praŭda žyćcia. Da jaje imknusia, kali pišu partret mamy.
Honar
Mama hanarycca svaimi dziećmi, heta naturalna. Ja razumieju sapraŭdnaść i ščyraść jejnych pačućciaŭ. Sam, tym nia mienš, ja takoj radaści za dziaciej nie adčuvaju. Naadvarot, zaŭsiody hanaryŭsia svaimi baćkami: tatam i mamaju.
Źniščeńnie knižak
Ludzi, dalokija ad biblijatečnaj spravy, ličać, što knižki žyvuć doŭha. Pamyłkovaja dumka. Kniha, kali jaje pračytaje dziesiać navat samych akuratnych ludziej, razvalvajecca i padlahaje śpisańniu. Kolki takich začytanych lubimych knižak mama zdała ŭ makulaturu… Nie źličyć. Heta naturalny praces, a było inšaje… Prychodziŭ zahad źniščyć knihi novyja, jašče nikim nie čytanyja. Kali pačałasia vajna z Kitajem, mamu prymusili źniać z palicaŭ nia tolki trochtomnik Mao, ale i kitajskuju kulinaryju, i historyju kitajskaj litaratury. Usio heta trapiła na śmietnik, u vializnuju, ssunutuju buldozerami hurbu papiery i kardonu, jakaja hareła z adnaho boku. Ci płakała mama, hledziačy, jak harać knihi?.. Nie. Jana schavała ŭ sumku tom “Historyi kitajskaj litaratury”, jaki paśla padaryła mnie.
Bułački
Mama samaja pryhožaja, mama samaja razumnaja, mama lepš za ŭsich hatuje… Ja doŭha nia moh vybrać najsmačniejšuju sa stravaŭ, pryhatavanych mamaju. Draniki załatyja z łojem… Kałduny duchmianyja sa śmiatanaju… Čyrvony boršč z hrybami… Kava pa-turecku z drabočkam cukru… Stolki ŭsiaho… A bliny… I ŭsio ž najsmačniejšymi mnie zdavalisia bułački. Peŭna, z-za ŭdziełu ŭ pracesie. Biełaha chleba na pačatku 60-ch u Miensku nie było. Muku vydavali na śviaty pa talonach. Mama atrymlivała papiarovyja pakiety i, nie čakajučy śviataŭ, zamiešvała ciesta. Jano było syroje, sałodkaje, zdajecca, takim by jaho i źjeŭ. Tolki mama zabaraniała. My siadali nasuprać duchoŭki i čas ad času zahladali ŭ jaje.
Vodar sałodkich maminych bułačak najsmačniejšy ŭ śviecie. Ja tak doŭha nia moh vyznačycca sa stravaju jašče j tamu, što ŭ dziacinstvie i ŭ maładości kiepska jeŭ. Nie lubiŭ ja jeści. I što b mama ni zhatavała, kazaŭ “niasmačna”, “nie chaču”, “nia budu”… Kolki kryŭdlivych słovaŭ pačuła ad mianie mama na kuchni — prosta proćmu. Soramna.
Čakańni
Samym ciažkim u dziacinstvie było čakańnie mamy. U dziciačym sadku čakaŭ, kali pryjdzie i zabiare. U lahiery — kali pryjedzie pahulać sa mnoju. U baby Jadzi — kali paviazie z Kojdanava ŭ Miensk. U niadzieli — kali vierniecca z raboty. Mama pracavała pa niadzielach, u biblijatekach vychodny prypadaje na aŭtorak. Ja vysoŭvaŭsia ŭ fortku, kab bolš bačyć vulicu, pa jakoj viartałasia mama. A kali ŭ mianie zabaleli vušy i ja tydzień prasiadzieŭ na babinym łožku z zamatanaj u chustki hałavoju, mnie ŭsio zdavałasia, što voś pryjedzie mama — i vušy adrazu pierastanuć baleć. Tak jano i vyjšła. Mama pryjechała — i bol ścich. Samaja ščyraja radaść, jakuju tolki daviałosia adčuć za žyćcio, heta chvala ciapła, što nakryvała mianie z hałavoju pry sustrečy z mamaj majoju, Ninaju.
Redaktura
Mama prosić mianie, kab nie redahavaŭ tatavych listoŭ i dziońnikaŭ. Tłumaču, što redahavańnie nieabchodnaje. Prapuščanyja litary, niedakładnyja koski z kropkami, paŭtory słovaŭ — hetaha chapaje ŭ kožnym rukapisie, ale nia musić być u drukavanym tekście. Prycharošvać i cenzuravać tatavy tvory ja nie źbiraŭsia. Mama viedaje pra heta, joj prosta chočacca pahavaryć sa mnoju pra jaho.
Jość
Navokał šmat cynizmu, proćma nihilistyčnych i pesymistyčnych nastrojaŭ. Dachodzić da taho, što adukavanyja ludzi kažuć: “Mianie niama!” I dalej… Nas niama, adkaznaści niamašaka, złačynstva niama… Davodzicca spytać u takoha: “A mama ŭ ciabie jość?” U mianie mama jość.
Zaklejvańnie voknaŭ
Ciažka ŭ čas tatalnaj zamieny draŭlanych akonnych ramaŭ na škłopakiety raspaviadać pra zaklejvańnie voknaŭ na zimu papiarovymi stužkami. Draŭlanyja ramy mieli niepryjemnuju zvyčku — rassychacca. Utvaralisia ščyliny, ź jakich uvosień pačynała dźmuć tak, što skavyšy hulali pa ŭsioj kvatery. U kramach pradavalisia rulony papiarovych stužak. Mama kuplała ich, varyła kruchmał. My ź joj i zaklejvali ramy. Stužki prastojvali zimu, a ŭviesnu, pry kancy krasavika, sa šklanym treskam ja abdziraŭ pažoŭkłuju papieru, i my z mamaju myli vokny i ramy. Myćcio voknaŭ i abdzirańnie stužak — nie taki prosty zaniatak. Kali heta zrabić u chałodny, chaj sabie i soniečny dzień, možna lohka padchapić zapaleńnie ci anhinu. Ale mama vielmi dakładna vyznačała dzień myćcia voknaŭ, i my anivodnaha razu nie zachvareli. Tata nikoli nia kleiŭ ramaŭ i nia myŭ voknaŭ. Jaho razdražniaŭ skryhat suchoj papiery pa škle. Jon sychodziŭ z kvatery. Myćcio voknaŭ — majo z mamaj śviata.
Pakajoŭka, jakaja ciapier myje mnie vokny, uvieś čas prastyvaje, bo nia ŭmieje vyznačyć ciopły dzień, nie adčuvaje jaho.
Kvietki
Čamu ŭ našym domie było mała vazonaŭ? Nie mahu adkazać. Mama ich vielmi lubiła i lubić. U biblijatekach, dzie jana pracavała, zaŭsiody raśli amarylisy i samyja roznyja kvietki. A ŭ kvaterach, u jakich my žyli, zielanieŭ adno miasisty kalučy aljas. My adłomvali jahonyja listy-ščupalcy, kab zakapać husty sok u nos ad nasmarku. Dapamahała. Hajučaja raślina — aljas. A kvietki… Ich nie było i ŭ šmatlikich zbankach i vazach, što mama naźbirała. Viedaju, vielmi pryhoža hladzicca doŭhaja halina višni ŭ kviecieni, pastaŭlenaja ŭ vialikuju vazu, nieparaŭnalna vyhladajuć biełyja narcysy ŭ kryštalovaj šklancy, ciomna-čyrvonaja lileja hracyjozna staić u hlinianym hładyšy… Viedaŭ i nikoli nie prynosiŭ damoŭ kvietki, i tata nie prynosiŭ, i brat. Raśliny i žyvioły źjaŭlalisia ŭ našym domie vypadkova i na vielmi karotki čas. Tolki aljas, jaki jašče nazyvajuć stahodnik, pryžyŭsia na maminym padakońni.
Prośby
Jak my nia lubim prasić. Žach, jak nia lubim. I nia prosim. Adstojvać svajo? Kali łaska. Patrabavać naležnaje? Abaviazkova. A prasić… I daviałosia prasić. Kvateru. Mnie. Dźvie siamji na adnoj kuchni… Chto nia viedaje, chaj i nia viedaje. My pajšli da čynoŭnika. Toj skazaŭ, što ŭ kabinecie na takuju dalikatnuju temu havaryć nia budzie, što my musim pačakać u skveryku, paśla pracoŭnaha dnia. Mama i ja čakali. Jon padyšoŭ z samazadavolenym vyhladam i skazaŭ, što ničym dapamahčy nia zmoža, pasprabuje, ale nia zmoža, pastarajecca, ale ničoha nia vyjdzie… Ja ŭźnienavidzieŭ jaho i siabie, za toje, što mamie daviałosia prasić hetuju paŭrazburanuju pychaju, alkaholem i abžorstvam pačvaru.
Kvateru mnie dali, nasupierak usim pačvaram i pačvarkam. Jaje daŭ značna bolšy čynoŭnik, jaki z pavahaj staviŭsia da baćkavaha litaraturnaha talentu. I kab tata moh pracavać, mianie ź dziećmi j žonkaju adsialili na ŭskrainu.
Prasić niekaha ab niečym ja zaroksia, a tym bolš prasić mamu, kab jana ŭ niekaha niešta prasiła.
Darosłaść
U dziacinstvie vielmi chaciełasia chutčej vyraści j zrabicca darosłym. Čałaviek zaŭsiody niezadavoleny svaim fizyčnym stanam. Tamu niekatoryja žančyny, dyj mužčyny, bajacca sastareć. Ale maja najbolšaja niezadavolenaść prypała mienavita na dziacinstva. Pahavaryć z tatam na takija temy nie atrymlivałasia, zastavałasia mama. Joj ja musiŭ davieści svaju mužčynskaść i darosłaść. I vykanaŭ zadaču… Na vychodnyja mamu zaprasili na piknik u Mikałajeŭščynu. Ceły aŭtobus budaŭnikoŭ vypraviŭsia adpačyvać i viesialicca. Chto jechaŭ rybu łavić, chto hryby źbirać, chto harełku pić kala vohnišča. Mama ŭziała mianie ŭ ramantyčnaje padarožža. Pačałosia ŭsio z čytańnia paemy “Novaja ziamla”, a deklamavaŭ klasyčnyja vieršy brat Jakuba Kołasa. Kryšku pa-nastaŭnicku vyhladaŭ, ale mnie spadabaŭsia jahony apovied pra toje, jak Kołas na ŭłasnyja hrošy zbudavaŭ škołu. Napadalok ad toj škoły i pierapłyŭ ja Nioman. Pajšoŭ adzin na rečku. Pierapłyŭ na druhi bierah i nazad. Pryjšoŭ da mamy, jakaja hatavała na vohniščy viačeru, i skazaŭ: “Ja Nioman pierapłyŭ, ja — darosły!” Sapraŭdy, ja staŭ darosłym, bo mama nie svaryłasia, a tolki paprasiła bolš nia płavać adnamu, bo rečka chutkaja, ź virami, z krynicami, možna patanuć.
Piarepałach
Adzin ź pieršych uspaminaŭ, źviazanych z mamaju, vielmi niepryjemny. Płaču, kryču i nie mahu supakoicca. Pryjšła ciotka Pela, schiliłasia nada mnoju i zašaptała, zahavaryła piarepałach. Zapomniłasia sutarha kryku. Paźniej mama raskaža, jak chadziła karmić maich małočnych siostraŭ: Iru i Tomu, dačok dziadźki Česia. A ŭ taho byŭ vializny zły sabaka. Jon hyrknuŭ na mamu, taja pieralakałasia. Žach praz małako pieradaŭsia mnie — vaśmimiesiačnamu niemaŭlaci. Ciotka Pela ŭščuvała mamu za toje, što nakarmiła dzicia pierapałochanym małakom. Jana była čaraŭnica i viedała, što paśla społachu małako treba scedžvać. Durnoha sabaku, jaki raz-poraz zryvaŭsia z łancuha i pałochaŭ usiu vulicu, dziadźka Čeś prybiŭ.
Tryvohi
Mama pieražyvała i pieražyvaje za mianie i za Miryka. Tolki kali jana pieražyvaje za mianie, ja daloka i nia baču jejnaha hora i pakutaŭ. A voś jaje tryvohi za Mirasłava ja bačyŭ i supieražyvaŭ. Addać lubimaha syna ŭ sałdaty — jak heta horka dla serca. Tym bolš kali idzie vajna ŭ Aŭhanistanie. Mirasłaŭ napisaŭ z vojska, što jany trenirujucca ŭ harach. Mama sabrała valizu z praduktami i pajechała ŭ Čarnaŭcy, dzie Miryk zajmaŭsia ŭ vučebcy. Pajechaŭ z mamaju i ja. Brat byŭ chudy, tvar sčarnieŭ, jon zasynaŭ u šychcie, čym hanaryŭsia: “Mahu iści i spać!”
Mama sustrełasia z aficerami, padaravała im pradukty i kańjak. Tyja, vydaŭšy vajennuju tajamnicu, skazali, što mohuć raźmierkavać Mirasłava tolki ŭ try miescy: Aŭhanistan, achova turemnych ciahnikoŭ i Čechasłavaččyna. Vybrali apošniaje.
Padobnaje zdaryłasia z maim dziedam Uładzimieram, kali niemcy ŭziali jaho ŭ zakładniki, a baba Bronia vykupiła za try skrutki pałatna.
Jakoje tannaje čałaviečaje žyćcio, kali jaho možna pramianiać na kiłbasu z kańjakom abo na skrutki pałatna. I jakaja vialikaja luboŭ pavinna być, kab toje ździejśnić, nasupierak zakonam i akaličnaściam.
Moda
Mama nikoli nie była modnicaju. Viadoma, jana apranałasia lepš za ŭsich, jak dla mianie. Modnym i stylnym chadziŭ tata. U jaho byli zamiežnyja kaściumy i čaraviki. A mama lubiła našaje. Tolki adnojčy jana doŭha nasiła modny płašč. U siaredzinie 60-ch byŭ bum balonievych daždžavikoŭ. Ciomna-brunatnyja, zielenavata-bałotnyja, stalova-čornyja płaščy z syntetyčnaha, padobnaha da cełafanu rečyva zachapili śviadomaść nasielnikaŭ SSSR. Kali ty nia mieŭ balonievaj rečy, ty byŭ nie zusim čałaviekam. Tata pryvioz mamie z Maskvy brunatna-čakaladny płašč. “Jaho možna skłaści ŭ sumačku, a kali pojdzie doždž…” Žančyny tolki i čakali hetaha daždžu, kab dastać i apranuć najmadniejšuju reč. Ja vielmi lubiŭ mamu ŭ čakaladnym płaščyku. A jana hanaryłasia tym, što tata zdalok pryvioz joj takuju modnuju reč.
Niekalki hadoŭ tamu tata padaravaŭ mamie vydatnaje futra. Jana vielmi radavałasia, ale nasić nie nasiła. Apranuła kolki razoŭ i paviesiła ŭ šafu, a potym i zusim pieradaryła jaho ŭnučcy, majoj Jadzi. Sumna, kali takija rečy pieradorvajucca. I skazać ničoha nia skažaš.
Idealizacyja
Ci idealizuju ja vobraz mamy? I tak, i nie… Kaho jašče mnie idealizavać, lubić i ŭschvalać, jak nie jaje? Tatu? Ja spaźniŭsia sa słovami pryjaznaści j pavahi. Adnoj z pryčynaŭ tatavaha chutkaha zhasańnia była luboŭ da alkaholu. Mama strašenna pieražyvaje i nervujecca, kali daznajecca, što ja ci brat vypivajem. Jana mianie papiaredžvaje: “Bačyła son, jak ciabie sustreŭ naš susied Karatkievič (jon taksama zaŭčasna pakinuŭ śviet praz harełku), jak jon paklikaŭ ciabie pajści ź im… Ja pračnułasia i nie zmahła zasnuć až da ranicy. Tak što, nalivajučy čarku, viedaj, heta jon ciabie kliča”. “A tata mianie nia kliča?” — padumaŭ ja i zmaŭčaŭ. Nikoha ja nie idealizuju, ni siabie, ni mamu svaju.
Naviaźlivaść
Mocna pamylajecca toj, chto ličyć, što ŭ biblijateku prychodziać adno razumnyja i vychavanyja ludzi. Nakolki knižki traplajucca roznyja, nastolki strakatyja ich spažyŭcy. Asabliva nadakučlivyja prychodziać pry kancy pracoŭnaha dnia. Mama ŭžo sabrałasia začyniacca, a tut uvalvajecca niejki čytač z hučnym hołasam i pačynaje na ŭsio pamiaškańnie pierakazvać hazetnyja naviny. Biblijateka — cichaje miesca. Źjaŭleńnie takoha čatača niasvoječasovaje i niedarečnaje. Ale pasprabuj jamu skažy, što biblijateka začyniajecca. Mama i nie kazała. Nu niama dzie vyhavarycca čałavieku. Cerkvy i kaścioły pazačynianyja stajali. Voś i chadzili ludzi ŭ biblijateku, da majoj mamy, jak na spoviedź. Chto naviny abmierkavać, a chto i pra samaje patajemnaje raspavieści. Mama nikomu tyja spoviedzi nie pierakazvała, čym vielmi hanaryłasia i hanarycca da siońnia. A kali j traplalisia naviaźlivyja j nadakučlivyja, dyk jana spakojna tryvała i takich.
Voka
Za maminu pryhažość ja pieražyvaŭ zaŭsiody bolš, čym za jaje zdaroŭje. Ličyŭ, što jejny vyhlad i jość pakaźnikam samaadčuvańnia. Nakolki ja pamylaŭsia, jašče pytańnie. Kali mama adčuvaje siabie dobra, jana i vyhladaje vydatna. Sam ja taki. Tamu, kali ŭ mamy zachvareła voka, ja zapieražyvaŭ. Jano nibyta vykaciłasia napierad, stała vialikim, niemirhajučym. Jahonaja nieruchomaść i błakitnaja prazrystaść pałochali mianie. A toje, što mama z chvorym vokam chadziła ŭ svaju biblijateku, — aburała. “Nu što ty chodziš na pracu? Pabudź doma!” — “Nu jak heta ludzi zastanucca biaz knižak, biez časopisaŭ novych, biaź śviežych tydniovikaŭ? Sam padumaj!” Mamina voka mnie, biassprečna, było daražejšaje za ŭsich jejnych čytačoŭ, ale zabaranić joj chadzić na rabotu nia moh. A treba było b. Dobra, što voka vylekavałasia, i mamina pryhažość viarnułasia.
Pomnik i łavačka
Jaki pomnik pastavić pa tatu? My z bratam biaskonca abmiarkoŭvajem… Kryž? Kamień? Jaki nadpis? Ci skulpturu rabić? Ci architektaru prajekt zamović? Znajomyja nia duža achvotna havorać na temu mohiłak i memaryjałaŭ — ci to pabojvajucca, ci to zanadta asabistaj spravaj ličać… Mama skazała: “Rabicie što chočacie, a mnie tolki łavačku pastaŭcie”. Atrymałasia, što łavačka pry tatavaj mahile na Kalvaryjskich kładach i jość hałoŭnaje ŭ pomniku, astatniaje možna zrabić jakim zaŭhodna, ale łaŭka musić być najlepšaj, bo jana ž dla mamy.
Čaraviki
“Mama, a čym ty čyściš čaraviki?” — spytaŭ brat, kali my, papiŭšy harbaty, abuvalisia i źbiralisia sychodzić. “Ničym nia čyšču, abciraju vilhotnaj anučkaj i ŭsio. Tata zajmaŭsia abutkam, i svaim, i maim”, — mama zapłakała. Baćki pražyli razam sorak čatyry hady, mama ŭsio jašče nie źmiryłasia z tatavaj śmierciu, nia moža rabić toje, što zvyčajna rabiŭ jon. Baluča na heta hladzieć, horka pra toje dumać.
Admietnaść
Svaju admietnaść mama zaŭsiody imknułasia schavać. Niepadobnaść da inšych była ŭ jaje z samaha malenstva. Proźvišča Hlobus inakš jak dziŭnaja mianuška nie ŭsprymałasia, upartaść asudžałasia, lubvi da knižak nichto nie ŭchvalaŭ. Pahavaryć pra Čarlza Dykiensa i jahony Londan nie było z kim. Tamu mama chavała svajo niepadabienstva. Jana zvyčajna apranałasia, chadziła na zvyčajnuju pracu, hatavała zvyčajnyja stravy. Z usiaho niezvyčajnaha navidavoku ŭ jaje zastałosia proźvišča, ale chto ŭ nas cikavicca dziavočym proźviščam zamužniaj žančyny? Nina Ŭładzimieraŭna dla ŭsich znajomych była žonkaj Česia Adamčyka i, adpaviedna, Adamčychaj. Pra jaje niezvyčajnuju dabryniu, takt, rozum viedajuć tolki samyja blizkija ludzi.
Navahradzkaja kniharnia
Adnym sa šmatlikich vynachodztvaŭ baćkoŭ-zasnavalnikaŭ savieckaha ładu žyćcia było i raŭnamiernaje raźmierkavańnie knižak pa kniharniach. U nas usie roŭnyja, i knižak, jak chleba i soli, atrymajuć paroŭnu, za vyniatkam specraźmierkavalnikaŭ dla načalstva. I ŭ Navahradku asartyment kniharni byŭ taki samy, jak u stalicy. Mama, jak ubačyła stelažy deficytnych knižak, vielmi ŭzradavałasia. Pajšła i damoviłasia z zahadčycaju kramy, što adkładzie patrebnyja dla biblijateki vydańni, a potym ź Miensku pieraličyć hrošy i knihi zabiare. Mama naadkładała tamoŭ 500. Radavałasia, jak dziaŭčynka. I ja radavaŭsia z mamaju, a tata skieptyčna zaŭvažyŭ, što ničoha ŭ mamy nie atrymajecca, knižki zastanucca hibieć u Navahradku. I vyjšła pa-tatavamu. Čynoŭniki-načalniki nie dazvolili mienskaj biblijatecy kamplektavacca ŭ niejkim tam Navahradku. Mama, ledź nia płačučy, patelefanavała zahadčycy kramy, ale taja ničym dapamahčy nie zmahła.
Viazańnie
Viazańnie prutkami i kručkom, biezumoŭna, žanočy zaniatak. Mnie vielmi padabałasia, jak mama viaža. Lubiŭ ja kłubočki i matki nitak. U časopisach i knižkach pa viazańni padoŭhu razhladaŭ uzory roznych viazak. Navat navučyŭsia nakidać pietli na prutki, ale dalej hetaha sprava nie pajšła. A voś kali raspuskaŭ źviazanaje j akuratna zmotvaŭ nitku ŭ ščylny kłubok, majo serca achoplivała radaść. Kali mamie nie padabałasia źviazanaje, jana klikała mianie, kab raspuściŭ. U rospusku ja staŭ takim samym prafesijanałam, jak mama ŭ viazańni.
Pieršy dzień viasny
U pieršy dzień viasny mama z samaje ranicy adčyniała dźviery na haŭbiec i myłasia śnieham. I nas myła. Vielmi paetyčna z nadychodam viasny abmyć tvar i ruki iskrystym śniažkom. Ciapier takija zimy, što i śniehu niama. Ale kali znoŭ zima nadydzie doŭhaja, maroznaja i śniežnaja, ja pieršaha sakavika abaviazkova pamyjusia śnieham i pavinšuju mamu ź pieršym dniom viasny.
Ucioki
Šmat razoŭ ja ŭciakaŭ z domu, tamu vydatna razumieju ŭsich małaletnich badziahaŭ. Doma ŭsio kiepska, a śviet taki vialiki. Pieršy raz ja źbieh zimoju, kali vučyŭsia ŭ treciaj klasie. Maroz stajaŭ luty. Rukavic ja nia ŭziaŭ, zabyŭsia. Pakul dajšoŭ da vakzału, ruki abmierźli. Jechać biez kvitka ja zbajaŭsia, daviałosia viarnucca. Mama, jak ubačyła maje čyrvonyja ruki, až zapłakała. Paviała mianie ŭ łazienku. Puściła vadu. Skazała: “Nia bojsia, jana chałodnaja, a tabie budzie zdavacca, što haračaja”. Sapraŭdy, było adčuvańnie, niby ruki sunuli ŭ kipień. Mama raścirała ich u chałodnaj vadzie, bol pacichu spłyvaŭ, mama ŭ mianie takaja dobraja, lubić mianie. Čaho było ŭciakać?
Kachańnie
Mama lubiła tatu, a jon — jaje. Ale heta nia vobraz ich kachańnia. Słovy, jakija kožny ci amal kožny moža skazać pra svaich baćkoŭ. Mnie chaciełasia stvaryć vobraz, i ja doŭha ŭspaminaŭ, jak mama raspaviadała pra tatu. Zhadaŭsia i taki vypadak. Jany, tolki pažaniŭšysia, jechali da tatavych baćkoŭ. Było śpiakotnaje leta. Dabralisia da Navajelni, adkul da tatavaj vioski było kilametry sa try. Kab nie ciahnucca pa napalenaj soncam darozie, tata prapanavaŭ mamie pajści pa rečcy. Jany razulisia i pajšli, uziaŭšysia za ruki, pa prazrystaj chaładnavataj vadzie Jatranki. Jana niehłybokaja, dno — załaty piasok. Mama kazała, što hetaje padarožža pa rečcy ŭ zasieni alešniku i vierbaŭ — najlepšaje ŭ jejnym žyćci.
Kali tata pisaŭ pra svaju rečku “Jana ciače praz majo serca”, jon, peŭna, zhadvaŭ i jak jany z mamaju išli pa joj, uziaŭšysia za ruki, takija pryhožyja i maładyja, jak maje dzieci ciapieraka.
Ispyt
Mama hruntoŭna rychtavałasia da ispytaŭ. Stypendyja była nieabchodnaja. Siamja dapamahčy nie mahła. Mamina maci Jadzia paśla razvodu z Hlobusam vyjšła za Bronika Kisiala i naradziła Antona i Reniu. U pavajennym Kojdanavie hrošy nie vialisia. Bronik viarnuŭsia z frontu paranieny, ledź žyvy. Tamu mama vučyłasia na vydatna, i kožny ispyt byŭ dla jaje losavyznačalnym. Viarnuŭšysia ź biblijateki ŭ internat, jana pieraapranułasia ŭ svaim pakoi, dzie žyło ažno dvaccać dziaŭčat, i pajšła na kuchniu zaparyć harbatu na viačeru. Tam niejkaja pieršakurśnica vaźmi i spytaj: “Nina, ty mamu bačyła?” “Mamu?” “Tvaja maci pryjaždžała, usia ŭ čornym”. Mama pabiehła ŭ svoj pakoj, dziaŭčaty zhasili śviatło i ŭdavali, što śpiać. Mama kazała, što paśla nikoli ŭ žyćci nie było tak strašna — stajać u ciomnym pakoi, dzie lažać pad koŭdrami dzieviatnaccać siabrovak. “Dy skažycie vy, što zdaryłasia?!” — zakryčała mama ŭ ciemradzi. Dziaŭčaty zapalili śviatło, pačali jaje supakojvać. Raskazali, što maci pryjaždžała, bo pamierła baba Maryja, ale da ispytu mama nia musiła pra heta viedać. Mama noč nia spała. Pieršaj prybiehła ŭ instytut, atrymała piaciorku i pajechała na pachavańnie lubimaj babuli Maryi.
Patelnia
Jość zdareńni, pra jakija nia viedaju, jak napisać. Ja nia peŭny, što ich varta zhadvać naahuł. Ale jany naviaźliva zapaŭniajuć saboju śviadomaść, patrabujuć: napišy pra nas, napišy… Adkładaju nakolki mahu, a potym skarajusia.
Mama ŭ studenckim internacie smažyła bulbu. A samaŭpeŭnieny maładzion sa znakamitaj artystyčnaj siamji Staniutaŭ pačaŭ nieprystojna siabie pavodzić. Jahonaje chamstva daviało mamu da taho, što jana vyviernuła jamu patelniu z haračym tłuščam i bulbaju na hałavu. Jak tolki vočy nia vypaliła. Naranicu ŭ internacie źjaviłasia pryma kupałaŭskaha teatru Stefanija. Jana sprabavała svarycca na mamu, ale pačuła ŭ adkaz, što kali jašče raz jejny syn palezie z zalacańniami, dyk zastaniecca nia prosta biaz skury, ale j biez hałavy, i pryniasuć jaho damoŭ biezhałovaha. Artystka abiacała, što zrobić usio, kab mamu vyhnali ź instytutu. Marnyja i nikomu nie patrebnyja zapałochvańni. Vypadak ź niepryjemnych.
Matyli
U našym sadzie nad błakitnymi hałoŭkami kapusty lotali biełakryłyja i žoŭta-limonnyja matylki. Ich nazyvali kapuśnicami. Ja tak lubiŭ iści za mamaju praz sad pa vuzkaj ściežcy i lubavacca niaŭpeŭniena-lohkimi palotami kapuśnic. Kolki mnie kazali, što matyli škodnyja, što jany pieratvarajucca ŭ vusieniaŭ i jaduć-škodziać kapusnyja listy! Mnie było nie škada tych toŭstych listoŭ, a matyloŭ lubiŭ jašče bolš. Sad, mama, matyli… Što moža z hetym paraŭnacca. A jašče: žyćcio majo napieradzie.
Katy i sabaki
Chto z žančynaŭ nia lubić kocikaŭ i sabačak? Maja mama. U jaje alerhija na źviarynuju poŭść. Jana nia moža znachodzicca ŭ pamiaškańni, dzie jość ci niadaŭna była žyvioła. Joj robicca kiepska. Takaja alerhija mučyć maju stryječnuju siastru Volhu. Jaje arhanizm nie prymaje zapachu ryby. Adnojčy Volha ledź nie zadychnułasia, kali jašče dziciem schapiła ŭ ruki lustranoha karpa. Voś i mama pačynaje zadychacca ad kacinych pachaŭ. Z hetaje pryčyny jana nie prychodzić da mianie ŭ hości. Moj kot Čarli, kupleny dla dački Jadzi, nibyta nie puskaje jaje. Pazbavicca ad kata ja nie mahu, bo Jadzi čaściakom davodzicca zastavacca adnoj, a z kocikam nia tak samotna. Da brata Mirasłava mama taksama nia chodzić, choć u jaho ni kata, ni sabaki daŭno niama, tolki dva šeryja pacuki ŭ dracianoj kletcy.
Płač
Zaŭsiody saromieŭsia svaich ślozaŭ. Taki mentalitet: mužčyna musić chavać pačućci, strymlivać ślozy, być złym i žorstkim. Takija hieroi ŭ našych kazkach i apovieściach. Takich mužčyn našyja žančyny chočuć bačyć u žyćci. Zbolšaha my takija i jość. Ja vielmi pieražyvaju z taho, što pryludna zapłakaŭ na tatavym pachavańni. Prajaviŭ słabaść, zamiest taho kab z kamiennym tvaram rabić vyhlad novaha hałavy siamji. Zatoje maminy ślozy ŭsprymalisia naturalna, jak abaviazkovaje, jak nieabchodnaje. Dniami, pamiž kamandziroŭkami ŭ Londan i Vilniu, ja zabieh da jaje na kavu. My siadzieli na kuchni, i mama raskazvała pra siabie: “Mnie tak sumna bieź jaho. Ustanu ranicaj, pahladžu na partret, i ślozy dušać, ale nia płaču. Prychodzić pakajoŭka Lena, prybiraje, myje mnie hałavu, stryže, robić pryčosku… A dziela kaho ja takaja paradnaja, z pryčoskaju? Niama z kim pasvarycca, niama pierad kim papłakać…” Mama zdymaje akulary i płača. Mnie pryjemna hladzieć, jak płača maja mama. Tvar u jaje čyrvanieje, robicca žyvym. Tak važna, kab tvar u mamy byŭ žyvy. “Nie pieražyvaj. Ja zaraz źbiarusia. U mianie jość vy, ale heta ŭsio inšaje. Z vami ja nie zmahu pasvarycca”.
Toje, što napisana tut, słabiejšaje za toje, što nie skazana i nie zapisana. Płač macniejšy za słova.
Žabrak
Kali dom kvitnieje, abaviazkova ŭ jaho prychodziać varjaty i žabraki. I nieistotna, jaki heta dom — ci pałac japonskaha imperatara, ci Dom litaratara ŭ Miensku. Žabraki prychodzili ŭ dom piśmieńnikaŭ roznyja. Adzin ź ich, Valera, zachodziŭ i ŭ biblijateku. Čamuści jon nazyvaŭ mamu Amiallanaŭna. Peŭna, z-za taho, što doŭhi čas u biblijatecy razam z mamaju pracavała Jeŭdakija Amiallanaŭna, siastra paeta Pančanki. Mama zaŭsiody davała žabraku na chleb. Prypadki Valeravaj ahresii mama ŭsprymała spakojna. “Nu nia budziem ža my daktaroŭ vyklikać”, — kazała jana, i varjat supakojvaŭsia, prasiŭ prabačeńnia ŭ Amiallanaŭny i źnikaŭ za dźviaryma.
Biblijateki
Maminy biblijateki byli dla nas druhim domam. U čytalnych zalach ja, a paźniej i Miryk rabili ŭroki. Lubiŭ ja malavać, schavaŭšysia za knižnymi stelažami. Nie było takoha śviežaha časopisu ci novaj knihi, jakija b ja nie prahortvaŭ. A najvialikšym zadavalnieńniem było ŭziać u mamy klučy ad biblijateki, pryjści tudy ŭ vychodny dzień i doŭha razhladać i čytać knihi ŭ adzinocie, u poŭnaj cišyni. Tata, brat i ja sapraŭdy ličyli biblijateku domam. Adnaho razu ja pryvioŭ Miryka da dźviarej dziciačaha sadka i pabieh u škołu. Ja byŭ peŭny, što jon pojdzie ŭ hrupu. Ja dumać nia dumaŭ, što moj małodšy brat u sadok nia zojdzie, a paciahniecca bić abcasami lod na łužynach. Pryjemna prajścisia pa małočnym škle płytkaj kalužyny. Tolki ŭ adnoj ź ich była jamina, i Miryk pravaliŭsia ŭ ledzianuju vadu pa pojas. Vybraŭšysia z vady, jon pavałoksia nie damoŭ, a ŭ biblijateku. I prastajaŭ pad dźviaryma hadziny sa dźvie, pakul vychavacielka ź internatu, jaki byŭ u adnym budynku ź biblijatekaju, nie znajšła jaho i nie patelefanavała nam damoŭ. Miryk zabyŭsia, što pa aŭtorkach mama nie pracuje, a damoŭ nie pajšoŭ, bo dumaŭ, što tata nasvarycca macniej za mamu. Heta niapraŭda, tata na Miryka amal nikoli nie svaryŭsia. Prosta biblijateka mamy była dla nas druhim domam.
Pavaha i luboŭ
“Synku, — kaža mama, — spačatku treba, kab dzieci pavažali baćkoŭ, a baćki lubili svaich dziaciej. Paźniej nadychodzić čas, kali ŭsio źmianiajecca i treba, kab staryja baćki pavažali svaich dziaciej i lubili ŭnukaŭ, a dzieci lubili svaich stareńkich baćkoŭ. Ja vielmi hanarusia svaimi dziećmi, i ciabie pavažaju…” A ja lublu ciabie, mama.
1 śniežnia 2001 h. — 3 krasavika 2002 h.
Kamientary